[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ułożył ją na łóżku. A kiedy znalazł się tuż obok, poczuła się przez moment zawstydzona.
Czyżby po długiej podróży znalazła się znowu w domu?
Głośny dzwonek telefonu wyrwał ją ze snu. Dopiero świtało, ale niebo już teraz porażało
nieskazitelnym błękitem. Przez uchylone okno wpadało do pokoju chłodne powietrze
poranka. Ocuciło ją. Odwróciła się i spojrzała na Rauda. Jej serce wciąż jeszcze biło
przyspieszonym rytmem. Nie mogła uwierzyć, że to wszystko naprawdę się wydarzyło.
Jego komórka terkotała nieustannie. Najchętniej roztrzaskałaby ją na kawałki. Raud zaraz się
obudzi i czar pryśnie. Otworzył oczy i spojrzał na nią.
- Dzień dobry. - Pocałował ją delikatnie. Usiadł na łóżku i zanim zdążyła coś
powiedzieć, sięgnął po telefon.
Nie tak wyobrażała sobie tę scenę. Zacisnęła dłonie w pięści. Dzisiejszej nocy kochali
się jak szaleńcy, lecz w świetle dnia czuła się trochę zawstydzona, jak po pierwszym razie.
- Marstall - odezwał się szorstko. -I niech tym razem będzie to coś naprawdę ważnego,
bo inaczej cię wyleję. - Wystarczył mu jeden rzut oka na Margot, na której twarzy malowała
się ogromna frustracja. Wiedział, co pomyślała, i tym razem nie mógł jej mieć tego za złe.
Lecz Betty Jean pracowała już z nim od pięciu lat i nie zadzwoniłaby bez poważnego
powodu.
- Szefie, mam niezbyt dobrą wiadomość. Jeden z naszych tankowców wpadł na
mieliznę przy Baltimore. Kapitan twierdzi, że to wina pilota, ale oni oskarżają nas. Joe nie
daje sobie rady, a Martin nie ma pańskiego pełnomocnictwa, jednak przygotował już oficjalną
skargę.
- Cholera jasna - syknął wściekły. - Co za pech! -Podszedł do okna. Która to godzina?
Boże, o wiele wcześniej, niż zamierzał wstać. - Kiedy to się stało?
- Kilka godzin temu. Zadzwonili do mnie, bo nie mogli się z panem połączyć.
- Który statek?
-  Betsy Ross".
- Jakiś wyciek?
- Nic mi o tym nie wiadomo.
- Dzięki Bogu. Będę tam, jak najszybciej się da.
- Przepraszam, szefie, że psuję panu weekend. Nawet nie odpowiedział, tylko szybko
się rozłączył.
Spojrzał na Margot i natychmiast utwierdził się w przekonaniu, że ma na karku aż dwie
poważne katastrofy.
- Muszę tam jechać - zaczaj niechętnie.
- Jedz - powiedziała, nie patrząc na niego, tylko potarła nerwowo ręce.
- Proszę cię, bądz rozsądna! Czy uważasz, że to zaplanowałem? Jeden z naszych
tankowców osiadł na mieliznie. To poważna sprawa. Muszę wracać.
- Więc wracaj - powiedziała beznamiętnie. - Nikt cię przecież nie zatrzymuje.
- Do diabła, spójrz na mnie! - Podszedł blisko, przeszywając ją wzrokiem.
Powoli podniosła głowę. Na jej twarzy malował się głęboki zawód. Była wściekła.
- Nie złość się. - Pocałował jej lekko nabrzmiałe wargi. Bardzo jej pragnął, ale w tej
chwili nie było na to czasu. - Wrócę, jak tylko będę mógł.
- Nie wysilaj się - ucięła szorstko. - Sama sobie poradzę z moimi sprawami. Tak
naprawdę nie ma potrzeby, abyś mieszał się do mojego życia.
I znowu te głupie dyskusje, a przecież miał teraz ważniejsze sprawy na głowie. Otworzył
szafę w poszukiwaniu czystego ubrania. Wyjął koszulę i spodnie, i poszedł do łazienki. W
głowie miał mętlik. Szczerze mówiąc, niezbyt jasne były te informacje. Zastanawiał się, czy
Martin napisał już protokół ze wstępnym oszacowaniem strat.
Gdy tylko zamknęły się za nim drzwi do łazienki, Margot wyskoczyła z łóżka. Podniosła z
podłogi swoją sukienkę i raz jeszcze zerknęła na skotłowaną pościel. Ta noc była cudowna,
pomyślała. Gdyby nie ten głupi telefon, z pewnością teraz znów by się kochali, a potem
zabrałaby go na długi, leniwy piknik w popołudniowym słońcu. O przyszłości też nie zdążyli
porozmawiać. Marzenia... złudne, głupie marzenia, powiedziała do siebie gorzko.
Rzeczywistość była taka, że on znowu wyjeżdżał, a ona zostawała sama.
Idąc w kierunku drzwi, zahaczyła o krzesło. Marynarka Rauda wolno zsunęła się na podłogę.
Zawsze kładł swoje ubrania na krzesłach, a ona musiała odwieszać je do szafy. No cóż,
niektóre nawyki są trudne do wyplenienia, pomyślała, uśmiechając się pod nosem.
Pochyliła się, żeby ją podnieść, gdy z wewnętrznej kieszeni wypadł jakiś plik dokumentów.
Machinalnie zerknęła na pierwszą stronę i ku swemu zaskoczeniu ujrzała tam swoje
nazwisko. Wyprostowała się powoli i dopiero gdy przeczytała nagłówek, wszystko stało się
jasne. Papiery rozwodowe.
Ciężko opadła na brzeg łóżka. Nie wierząc własnym oczom, wpatrywała się w wydrukowane
litery. Boże, jak mogła być taka głupia! Taka naiwna! Podczas gdy w jej głowie zrodził się
pomysł, że tym razem los im sprzyja i że na pewno im się uda, Raud z zimną krwią planował
rozwód. Cóż z niej za idiotka! Jej policzki płonęły. Poczuła, jak przeszywa ją nagły ból.
Znowu nadużył jej zaufania, wykorzystał ją. Jak nastolatka dała mu się owinąć wokół palca. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • loko1482.xlx.pl