[ Pobierz całość w formacie PDF ]

uciekając przed wilkami. Widocznie zawsze ma dyżury w niedziele, biedaczek.
Gdy weszłam z Maksem do pokoju, spojrzał na mnie zdziwiony.
 Co się tym razem stało?  spytał.  Znowu się przewróciłaś?
 Nie, to róże  mruknęłam.
 Chciałaś je wyrwać z ziemi gołymi rękoma?  spytał, oglądając moje dłonie.
Usiłował być dowcipny, co nie za dobrze mu wychodziło, bo skręcałam się z
bólu.
 Eee, nie. Chciałam zejść po pergoli no i... załamała się, no i... musiałam się
czegoś złapać  powiedziałam, czując, że się czerwienię.
Moim wyznaniem wzbudziłam u niego niepohamowany wybuch śmiechu.
Zerknął wszechwiedzącym wzrokiem na Maksa i mrugnął do mnie.
 Ja też w twoim wieku chyłkiem wymykałem się z domu na randki 
powiedział.  Tylko to trochę nierycerskie, że twój kawaler cię nie złapał.
Ja nie mogę. Zamiast mnie zbesztać, powiedział coś takiego. Spojrzałam na
niego. Wyglądał na jakieś pięćdziesiąt parę lat, jeśli nie więcej. W życiu bym go nie
posądziła o wymykanie się na randki.
 Byłem za daleko  mruknął speszony Max, także zaskoczony szybkimi
skojarzeniami lekarza.
 Następnym razem musisz ją zatem złapać, bo przy swoim szczęściu do
wypadków jeszcze coś sobie złamie  stwierdził doktor i uśmiechnął się do niego
ciepło.
Muszę powiedzieć, że wyciąganie cierni olbrzymią pęsetą jest tak bolesne, jak
średniowieczne tortury. Gdyby Max nie trzymał mnie mocno za ramiona, to chyba
zerwałabym się z krzesła, na którym siedziałam, i uciekłabym gdzie pieprz rośnie. To
gorsze niż zastrzyki! To gorsze niż złamanie nogi! To gorsze niż wszystko!!!
Doktor razem z Maksem cały czas usiłowali zabawiać mnie rozmową, ale w
ogóle im to nie wychodziło. W którymś momencie Max zaproponował:
 A może opowie nam pan o szpitalu, albo o ciekawych pacjentach?
Od razu zwróciłam na to uwagę i muszę wam powiedzieć, że nawet na chwilę
zapomniałam o bólu.
 W zasadzie, to wszelkie informacje są ściśle tajne  odpowiedział lekarz.
 Tak jak karty pacjentów?  spytał niby bezinteresownie Max.
 Tak, ale to nic ciekawego...
 A można oglądać swoje karty, czy to też jest zabronione?
 pytał dalej Max.
 W zasadzie, to nie. Pacjent może być tylko poinformowany o przebiegu
swojej choroby, ale nie ma wglądu do karty.
 Szkoda, pewnie za jakieś dwadzieścia lat śmiałabyś się z dzisiejszego wpisu
 powiedział do mnie Max.
 Z czegoś tak bolesnego nigdy nie będę się śmiać  wydusiłam z siebie.
 Jeśli w takim tempie będą cię spotykały wypadki, to twoja karta za
dwadzieścia lat nie będzie mieścić się w archiwum  zaśmiał się doktor. 
Skończyłem. Teraz jeszcze to obmyjemy i założymy opatrunki, i będziesz mogła iść
do domu.
 Archiwum?  spytał zaciekawiony Max.  To zebrała się cała biblioteka
kart?
 Coś w tym rodzaju  odpowiedział lekarz.  Tylko że nikt ich nawet nie
przegląda. Zwłaszcza tych starych. Poza tym, komu by się chciało schodzić po nie do
piwnicy?
%7ładnego z nas nie rozbawił ten dowcip. Doktor się wygadał. Teraz już wiemy,
gdzie szukać.
Po zabandażowaniu moich rąk (ciekawe, kiedy będę mogła ich normalnie
używać) doktor uśmiechnął się do mnie i dał mi lizaka.
 To za odwagę  zażartował.  I uważajcie, jak się razem wymykacie.
 Dobrze  odpowiedzieliśmy zakłopotani i wyszliśmy do poczekalni, w której
zastał nas Aki.
Prawdę mówiąc, mam wyrzuty sumienia, że chcemy włamać się do tego
archiwum. Doktor był taki miły, a my podstępnie wyciągnęliśmy z niego informacje.
Nieświadomie stał się naszym wspólnikiem. A niech to...
 Co tak długo?  spytał Aki.
 To bolesny (zaakcentowałam to słowo) zabieg wyjmowania mi na żywca
(znowu zaakcentowałam) kilkudziesięciu kolców, a nie wizyta w sklepie 
warknęłam.
Aki ciągle mnie wkurza. Jak Max z nim wytrzymuje i jeszcze na dodatek się
przyjazni? Ja bym go już dawno przydusiła pod wodą na basenie, żeby tylko przestał
zrzędzić. Zazdroszczę Maksowi tej jego anielskiej cierpliwości...
 Karty są w archiwum w piwnicy  powiedział ściszonym głosem Max.  Ale
żaden pacjent nie ma do nich wglądu.
 Niech to! Tam pewnie będą kamery  mruknął Aki.
O tym nie pomyślałam. A co będzie, jak nas nagrają, a potem wyślą taśmę na
policję?! Rodzice by mi czegoś takiego nie wybaczyli. Pewnie do końca życia nie
mogłabym się spotykać z Maksem! Rany, w co ja się wpakowałam?! Przecież to
przestępstwo!
 Musimy pomyśleć  stwierdził Aki i usiadł na krzesełku, udając, że nie widzi
wzburzonego spojrzenia jakiejś staruszki, która też najwyrazniej miała ochotę tu
usiąść.
 Ta dzisiejsza młodzież!  usłyszałam jej głośne prychnięcie, kiedy
przechodziła obok mnie.
 Może byś wstał i puścił kogoś potrzebującego na to miejsce?  powiedziałam
do Akiego.
 Mam nogę skręconą w kostce  powiedział i wysunął przed siebie nogę tak,
że każdy mógłby się teraz o nią potknąć.  Nie przeszkadzaj mi. Myślę.
Jedno trzeba mu przyznać. Jest pomysłowy.
Jednak trochę nudne było tak stać nad nim i patrzeć, jak myśli. Zwłaszcza
kiedy rozwiązanie było dość proste, prawda? Najłatwiej byłoby przecież zdobyć trzy
fartuchy lekarskie i zjechać na dół windą. Może nie trzeba będzie tam pokazywać
legitymacji lekarskiej. A jeśli nawet, to się zmyśli, że jesteśmy na praktyce. I to cała
filozofia. Nad czym tu się zastanawiać?
 Moglibyśmy poczekać do zmroku  zaczął Aki.  Dostać się do maszynowni,
uśpić strażnika, przeciąć kable i szybko dostać się do archiwum. Ukradniemy karty i
wydostaniemy się z budynku. A żeby zatrzeć ślady, możemy spowodować pożar w
maszynowni. Wtedy nie będzie śladów włamania... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • loko1482.xlx.pl