[ Pobierz całość w formacie PDF ]

całej linii. O pierwszym brzasku dnia odczytano żołnierzom następujący rozkaz dzienny,
jeden z najpiękniejszych, najbardziej szczerych i zwięzłych rozkazów Napoleona:
,,Żołnierze!
Oto nareszcie bitwa, której tak bardzo pragnęliście. Odtąd zwycięstwo zależy wyłącznie od
Was. Jest ono konieczne. Przyniesie nam dostatek i zapewni dobre kwatery zimowe oraz
rychły powrót do ojczyzny. Okażcie się żołnierzami spod Austerlitz, spod Friedlandu, spod
Witebska i Smoleńska. Niechaj potomność, mówiąc o którymkolwiek z nas, powie:
Brał udział w wielkiej bitwie pod murami Moskwy!”
Zaledwie umilkły okrzyki, prosi Ney, jak zawsze niecierpliwy, o pozwolenie rozpoczęcia
bitwy. Natychmiast wszyscy chwytają za broń, każdy przysposabia się do tego wielkiego
widowiska, które ma rozstrzygnąć o losach Europy. Jak strzały mkną adiutanci na wszystkie
35
strony. O godzinie pół do szóstej rano prawy szaniec zaczyna ogień, po chwili odpowiada mu
lewy, po czym wszystko rusza z miejsca, wszystko posuwa się naprzód.
Pierwszy rzuca się do walki Davout na czele obu swych dywizji. Lewe skrzydło armii
Eugeniusza, którego zadaniem było pozostać w miejscu dla obserwacji, daje się porwać pod
wpływem piekielnego skwaru i wbrew rozkazowi swego dowódcy przekracza wieś Borodino,
zatrzymując się pod Górkami, gdzie Moskale tłuką ich z przodu i z flanki. Spieszy mu z
pomocą pułk 92, który zbiera jego niedobitki i wyprowadza je z ognia, jednak na wpół rozbite
i pozbawione dowództwa, ponieważ dowodzący generał poległ.
W tej chwili Napoleon przypuszczając, że Poniatowski miał już dość czasu, by
przeprowadzić swój manewr, rzuca Davouta na pierwszy szaniec. Za nim idą dywizje
Compansa i Desaixa, ciągnąc za sobą 30 armat. Cała linia nieprzyjacielska stanęła nagle w
ogniu.
Nasza piechota posuwa się naprzód bez strzału, spiesząc, by zdusić ogień nieprzyjacielski.
Compans pada zraniony, na jego zaś miejsce pędzi Rapp na czele oddziałów idących do ataku
z najeżonymi bagnetami. W chwili gdy znalazł się na szańcu, pada trafiony nieprzyjacielską
kulą. Jest to jego 22 rana. Trzeci z kolei generał zajmuje jego miejsce i również zostaje ranny,
koń Davouta pada trafiony kulą armatnią, książę Eckmühl zaś stacza się na ziemię. Wydawało
się zrazu, że został zabity, on jednak podniósł się szybko, dosiadł innego konia, doznawszy
tylko lekkiej kontuzji.
Rapp każe się zanieść przed oblicze cesarza.
– Jakże, Rapp – woła Napoleon – znowu ranny!
– Zawsze, sire! Wasza Cesarska Mość wie – to mój zwyczaj. – Co się tam dzieje w górze?
– Cuda! Ale dla dokończenia dzieła potrzebna jest gwardia.
– Tego będę się wystrzegał – odpowiada Napoleon, wykonując ruch, jakby się budził z
odrętwienia – nie chcę jej dać zniszczyć, muszę bez niej wygrać bitwę.
O godzinie 10 wieczorem przyjeżdża na koniu Murat, który bił się od godziny 6 rano,
donosząc, że nieprzyjaciel w nieładzie przechodzi rzekę Moskwę i zanosi się na to, że znowu
umknie. Raz jeszcze domaga się gwardii, która przez cały czas stoi bezczynnie, by ścigać
Moskali i do reszty ich pobić. Napoleon jednak i tym razem odmawia, pozwalając uciec armii
rosyjskiej, którą przedtem tak długo tropił. Nazajutrz Moskale przepadli z kretesem,
Napoleon zaś zapanował niepodzielnie nad najstraszliwszym pobojowiskiem, jakie może
istniało odkąd świat powstał. Leżało na nim 60 000 trupów, z tego trzecia część Francuzów. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • loko1482.xlx.pl