[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mieszkania. Poczuła dziwne, drobne mrowienie, gdy rozpoznała jeden z głosów.
Drugiego nie znała. Należał do starszego człowieka i można było w nim słyszeć
siady akcentu irlandzkiego.
- & nie próbuję ci narzucać sposobu postępowania - niecierpliwie mówił
drugi głos. - Bóg jeden wie, że zarówno twoja matka, jak i ja pozwalaliśmy ci
zawsze postępować według własnej woli. Nawet gdy oznaczało to wyjazd do
miejsc, których nie byliśmy w stanie znalezć na mapie! Ale przez cały ten czas
pragniemy, abyś się ustatkował, chłopcze. Twoja matka i ja nie stajemy się&
- & młodsi - dopowiedział Meade. Brooke miała wrażenie, że w jego głosie
słychać zarówno miłość, jak i rozdrażnienie. - Wiem. W ciągu całej naszej
rozmowy przynajmniej sześciokrotnie udało ci się wspomnieć o emeryturze i
zniżkach dla rencistów. Ale muszę ci coś powiedzieć, ojcze. To, co mówisz, byłoby
znacznie bardziej wiarygodne, gdybyś nie wspomniał o tym, że mama zdecydowała
się na ćwiczenia aerobiku i karate, a ty zastanawiasz się nad kupnem motocykla.
- Do diabła! - przekleństwu towarzyszyło parsknięcie. - Zgoda. A więc ani
twoja matka, ani ja nie jesteśmy jeszcze gotowi na przeniesienie się do
miejscowości dla emerytów na Florydzie. To jednak nie zmienia faktu, że
powinieneś już mieć rodzinę.
- Przecież mam.
- Ale twoją własną!
Brooke doszła już prawie do drzwi prowadzących do sypialni. Czuła się
niezmiernie skrępowana po usłyszeniu ostatniej kwestii. Zawahała się, ale
przypominając sobie, że to przecież jej mieszkanie, weszła do środka.
Ujrzała Meade a i krzepko wyglądającego starszego pana, naprawiających
klimatyzację. Nie mogła się zorientować, czy właśnie rozbierali urządzenie, czy też
montowali je z powrotem. Ale pracowali tak fachowo, że nie ulegało wątpliwości,
że wiedzą doskonale, co robią.
Meade ubrany był tylko w sprane dżinsy. Popołudniowe słońce wpadające
przez okno uwydatniało muskulaturę jego ciała. Czarno-czerwony tatuaż na lewym
ramieniu sprawiał rudziej niesamowite wrażenie.
- Nadejdzie taki dzień - mówił spokojnie Meade, sięgając po śrubokręt. - Są
rzeczy, których nie należy przyspieszać. Potrzebuję trochę czasu, żeby&
- Trochę czasu, na brązową spluwaczkę ciotki Boonie! Chcę mieć wnuki! -
padła zdecydowana odpowiedz. - Podaj mi ten sworzeń, dobrze? Dziękuję. Jeszcze
kilka minut, a to urządzenie zacznie znów działać.
- Masz już pięcioro wnucząt.
- Tak, i gorąco kocham każde z nich. A zwłaszcza tego ośmioletniego
łobuza, Kevina. Ale oni noszą nazwiska Morelli i Cunningham. Nie O Malley.
Mężczyzna chce, aby jego nazwisko trwało nawet po jego śmierci.
- Cóż, jeśli o to chodzi... - Meade przerwał nagle, jakby wyczuwając
obecność Brooke. Spojrzał przez ramię i wstał. - Brooke! - powitał ją uśmiechem.
- Dzień dobry - odparła, powstrzymując chęć poprawienia włosów. -
Naprawiacie mój klimatyzator?
- Pamiętasz, kiedy rano poprosiłaś mnie o adres jakiegoś warsztatu,
odpowiedziałem, że przyprowadzę kogoś, kto się tym zajmie.
- Ach tak. - Rano, wychodząc do pracy, wpadła na Meade a, który wracał
właśnie z długiego i intensywnego biegu. Widok jego oblanego potem ciała
przypominał o zepsutej klimatyzacji& i o wielu jeszcze innych rzeczach. - Ale nie
sądziłam, że to właśnie ty zechcesz&
- Zrób to sam, a będzie dobrze zrobione - powiedział starszy pan, wstając i
wycierając ręce w spodnie. - Ponieważ ja się za to zabrałem, będzie zrobione
dobrze, a w dodatki za darmo. Jestem Francis O Malley, ojciec młodego
O Malley a.
- Miło mi pana poznać, panie O Malley - uprzejmie odpowiedziała Brooke.
Mężczyzni nie byli do siebie podobni. Francis O Malley był o dobrych kilka cali
niższy od syna, lecz zbudowany solidnie jak dąb. Miał krótkie, stalowosiwe włosy,
które kiedyś musiały być rude. Jego ciemne, szaro-granatowe oczy patrzyły na nią
uważnie. Brooke wyciągnęła rękę.
- Jestem Brooke Livingstone, lokatorka pańskiego syna.
- Cieszę się, że panią poznałem - odparł ojciec Meade a, obejmując jej palce
tak delikatnie, jakby były zrobione z kruchej, chińskiej porcelany. - Proszę się nie
obawiać, wiemy co robimy. Mam wieloletnie doświadczenie w pracy elektryka.
- Tak, wiem - przytaknęła Brooke. - Meade mi wspominał.
- Aha - Francis O Malley uniósł brwi z widocznym zadowoleniem. - A więc [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • loko1482.xlx.pl
  • p") ?>