[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Franco... - Wyciągnęła do niego ręce.
- Na miłość boską, jedz - powiedział drżącym głosem. - Zostaw
mnie z moją zmarłą.
153
RS
ROZDZIAA DWUNASTY
- Jeszcze tylko tydzień - prosiła Maria. - Proszę cię, zostań.
- Przecież namalowałam już wszystko. Nie wypada mi siedzieć
wam na głowie.
- Wypada, wypada. W przyszłym tygodniu wyprawiam bal.
Chcemy wystawić obrazy. Ktoś musi o nich poopowia-dać. A kto
zrobi to lepiej niż ty... - Maria ucieszyła się, że wreszcie znalazła
odpowiedni pretekst, żeby zatrzymać Joanne.
- No dobrze. Zostanę do przyjęcia.
- Bene. A potem... kto to wie? Może on zadzwoni?
- Nie zadzwoni. Wszystko skończone. To była nasza wspólna
decyzja. Może nawet bardziej moja.
- Jeśli rzuciłaś takiego mężczyznę, jesteś po prostu głupia.
Stupida! - powiedziała Maria i gniewnie wyszła z pokoju.
- Tak - mruknęła Joanne. - Jestem głupia. Nic na to nie poradzę.
Przyjechała do Turynu trzy tygodnie temu i wiele już razy
wyobrażała sobie, jak wraca do Franca, bierze z nim ślub i zapomina o
wszystkim prócz miłości. Byliby przez jakiś czas szczęśliwi. Ale
potem wiszący nad nimi cień zniszczyłby ich do cna. Rosemary dała
swemu mężowi wszystko, poświęciła mu się aż do końca. Takiego
poświęcenia się nie zapomina. Franco był człowiekiem honoru,
obdarzonym nadwrażliwym sumieniem. Im bardziej by ją kochał, tym
mocniej by to sobie wyrzucał... Może pewnego dnia poczuje, że
spłacił długi i że ma prawo być szczęśliwy. Może, kiedyś...
154
RS
Na przyjęciu państwo Antonini pękali z dumy. Ktoś z Turynu
zaproponował Joanne kolejne zamówienia, lecz odmówiła. Nie
mogłaby tu znowu wrócić.
Następnego dnia póznym popołudniem skończyła się pakować i
po raz ostatni rozejrzała się po swoim pokoju. Za chwilę miała zejść
na dół. Vito i Maria odwozili ją na lotnisko na wieczorny samolot do
Londynu. Gdzieś z głębi domu dobiegł dzwonek telefonu, ale
nauczyła się już na niego nie reagować. Vito tymczasem zajrzał do
pokoju, pomógł jej znieść bagaż i wyszli do samochodu.
- Gdzie ta Maria? Jedzie z nami czy nie? - zirytował się, jak
każdy niecierpliwy mąż.
- Chyba rozmawia przez telefon... nie, już tu jest. Maria
wybiegła przed dom cała w skowronkach.
- To on - pisnęła radośnie do Joanne.
- To znaczy, kto?
- Signor Farelli. Chce z tobą rozmawiać. Leć, szybko!
Joanne wbiegła do domu i chwyciła słuchawkę. Powiedziała
 Halo" i wstrzymała oddech. Z tonu Franca odgadłaby natychmiast,
czy ma dobre, czy złe wiadomości. Jego głos zabrzmiał jednak obco i
sztywno.
- Przepraszam, że sprawiam ci kłopot - powiedział - ale muszę
cię prosić, żebyś tutaj jeszcze wróciła.
- Co się stało?
- Nie mogę ci tego powiedzieć przez telefon. Czy możesz
przyjechać zaraz?
155
RS
- Przyjadę.
- Dziękuję. - Odłożył słuchawkę.
- No i? - zapytała podekscytowana Maria.
- Chce się ze mną zobaczyć, ale nie powiedział dlaczego. Starsi
państwo byli tak uradowani, jakby Joanne była ich rodzoną córką.
Niemal wepchnęli ją do samochodu. Vito wręczył jej kluczyki i kazał
ruszać.
- Zaproś nas na wesele! - zawołała za nią Maria.
Franco czekał przed domem. Miał pociemniałą, napiętą twarz.
Nie objął jej na powitanie, nie próbował pocałować ani w ogóle w
jakikolwiek sposób witać. Był blady i wymi-zerowany, jakby
udręczyły go tygodnie rozłąki.
- Przepraszam, że wyszło to tak nagle - powiedział - ale coś się
stało i...
- Nico?
- W porządku. Jest dzisiaj u znajomych. Musimy porozmawiać
sami.
- Ale o co chodzi? No mów!
- Chodz.
Poprowadził ją na górę do swego pokoju. Na środku stało
ogromne pudło. Było otwarte, a jego zawartość leżała obok
porozrzucana, jakby ktoś przeglądał ją w wielkim pośpiechu.
- To były jej rzeczy - powiedział. - Kiedy umarła, schowałem je.
Nie byłem w stanie ich nawet przejrzeć. Ale dzisiaj Nico zapytał mnie
o coś tam i otworzyłem pudełko. I znalazłem to. - Wyciągnął do niej
156
RS
kremową, zapieczętowaną kopertę. Biorąc ją, Joanne wyczuła, że
znajduje się w niej kilka arkusików. Na kopercie widniało jej własne
imię, wypisane ręką Rosemary.
- Pisała to tuż przed śmiercią - powiedział Franco.
- Czytałeś?
- Nie. List jest zaklejony. Ale to jest papeteria szpitalna. Więc
musiała to pisać tam. Nie rozumiesz, co to znaczy? Wiedziała, że
umiera. Chciała, żeby ten list został ci oddany po jej śmierci. Na
miłość boską, czytaj. I jeśli możesz, powiedz mi, co tam jest.
Drżącymi rękami Joanne rozerwała kopertę i zaczęła głośno
czytać ostatnie słowa, z jakimi Rosemary zwracała się do niej:
 Kochana Joanne! Jeśli kiedykolwiek będziesz to czytać, to
dlatego, że nie będziemy już mogły ze sobą porozmawiać, a są sprawy,
o których bardzo chcę, żebyś wiedziała. Zaryzykowałam tę ciążę, ale
boję się, że przeszarżowałam. Wczoraj wysiadło mi serce i
przewieziono mnie tutaj, do tego szpitala. Wiem, że możliwy jest
kolejny atak.
Marzyłam o tym, że zestarzejemy się razem z Frankiem i
będziemy się przyglądać, jak nasze dzieci stają się silne i mądre.
Teraz myślę, że tak się nie stanie, i muszę się nim zaopiekować w
jedyny sposób, na jaki mnie teraz stać.
Chcę, żebyś przyjechała do Włoch i zajęła się nimi. Widzisz,
kochana... ja wiem... Wiem, że kochasz Franca i dlatego oddaliłaś się
od nas. Nie powiedziałaś mi tego nigdy, ale prawda biła z twoich
oczu. Kochasz go, a jesteś jedyną osobą, której mogę go powierzyć.
157
RS [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • loko1482.xlx.pl
  • href="cela,camilo,jose,mazurek,dla,dwC482lch.php">Cela Camilo Jose Mazurek dla dwóch nieboszczyków
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czas-shinobi.keep.pl