[ Pobierz całość w formacie PDF ]

końcówki jego skrzydeł  trzymał w swych dłoniach mięso i wino.
W wyższej partii tego fresku, na owej górze, również znajdował się Chrystus. Dzieło
to przedstawiało bowiem kilka wydarzeń jednocześnie, a w górnej jego części Chrystus stał
w
tych samych wprawdzie szatach, lecz był tam wzburzony  na tyle, na ile Fra Giovanni
mógł
był Go takim odmalować. Tam też Chrystus unosił swoją lewicę, jak gdyby chciał wyrazić
swój gniew.
Postacią zaś, która przed Nim uciekała, był diabeł! Był to odrażający stwór z
pajęczynowatymi skrzydłami, które  jak mniemam  gdzieś już wcześniej widziałem...
Miał też szponiaste stopy, złowrogie oblicze i brudnoszarą sukmanę. Uciekał przed
Chrystusem, który stał niewzruszenie na pustyni, nie ulegając szatańskiemu kuszeniu.
Dopiero potem następowała scena na dole, gdzie zwycięski w tej konfrontacji Chrystus
siedział w towarzystwie aniołów ze złożonymi jak do modlitwy dłońmi.
Widok tego ohydnego demona zaparł mi dech w piersiach. Potem jednak przeszła
przeze mnie kojąca fala ulgi: poczułem przyjemne mrowienie we włosach i miłe łaskotki
pod
stykającymi się z lśniącą posadzką stopami. Pokonałem demony, odrzuciłem oferowaną mi
nieśmiertelność. Odrzuciłem ją, choć groziło mi ukrzyżowanie!
Znowu zacząłem wymiotować. Czułem się tak, jakby ktoś kopnął mnie w brzuch.
Odwróciłem się. Czysta, połyskująca miska dalej stała na podłodze. Upadłem na kolana i
wylałem z siebie kolejną porcję plugawej mazi. Czy jest tu gdzieś woda?
Rozejrzałem się dokoła. Zauważyłem dzbanek i kubek. Kubek był pełen po brzegi.
Przytknąłem go do ust. Rozlałem trochę płynu, którego smak był wstrętny, odrażający.
Odrzuciłem kubek.
 Wsączyliście we mnie truciznę, która nie pozwala mi teraz przyjmować naturalnej
żywności i napojów. Nie, nie wygracie!
Dłonie me drżały. Podniosłem kubek, napełniłem go i spróbowałem raz jeszcze się
napić. Smak tego płynu był wszakże nienaturalny. Z czym mógłbym go porównać? Nie
smakował jak uryna, już raczej jak woda skażona jakimiś minerałami i metalami  woda,
przez którą człowiek nagle blednie i traci dech w piersiach.
Odstawiłem kubek. No dobrze. Najwyższy czas zabrać stąd świece i przestudiować
stosowne teksty.
Wyszedłem. Korytarz był pusty, rozjaśniony nieznacznie przez blade światło
wpadające tam z okienek nad nisko sklepionymi celami.
Skręciłem w prawo i podszedłem do drzwi biblioteki. Nikt ich nie zakluczył.
Wszedłem do środka ze swoim świecznikiem. I raz jeszcze architektoniczny projekt
Michelozza napełnił mnie ciepłem, wiarą i ufnością. Dwa rzędy spojonych łukami jońskich
kolumn tworzyły między sobą szeroką nawę, zakończoną widniejącymi w oddali drzwiami.
Po obu stronach znajdowały się stoły, a pod ścianami rozstawiono regały z
rękopiśmiennymi
tomami i zwojami pergaminu.
Idąc boso po ułożonych w jodełkę kamieniach posadzki, uniosłem świecznik nieco
wyżej, aby oświetlić sklepienie sufitu. Cieszyłem się, że jestem tu sam.
Okna po obydwu stronach wpuszczały do środka blade światło, które przenikało przez
zapełnione książkami regały. Jakże niebiańsko spokojny był ten wysoki sufit! I jak
odważnie
Michelozzo to wszystko zaprojektował, czyniąc z tej sali małą bazylikę!
I skąd miałem wtedy  jako dziecko jeszcze  wiedzieć, że styl ten będzie potem
imitowany w mojej umiłowanej Italii? W tamtej epoce istniało tak wiele cudownych rzeczy,
które miały przetrwać po wsze czasy.
A ja? Kim jestem ja? Czy żyję? A może jestem chodzącym trupem, który zakochał się
w upływie czasu?
Zatrzymałem się. Jakże oczy me kochały ten księżycowy blask! Jakże pragnąłem stać
tam już zawsze w tym rozmarzeniu, tak blisko przedmiotów związanych z umysłem i z
duszą,
a jednocześnie tak daleko od tamtego zniewolonego miasteczka na przeklętej górze wraz z
pobliskim zamczyskiem, nad którym unosiła się pewnie w tej chwili owa odrażająca,
upiorna
poświata.
Czy będę w stanie nie zgubić się wśród takiej obfitości tytułów, które skatalogował
swego czasu odpowiedzialny za to zakonnik, czyli obecny papież Mikołaj V.
Przemieszczałem się wzdłuż regałów po prawej stronie, trzymając wysoko swój
świecznik. Czy tomy ustawiono tu w porządku alfabetycznym? Pomyślałem o Akwinacie,
którego znałem raczej słabo, ale znalazłem dzieła św. Augustyna. Zawsze go uwielbiałem,
kochałem jego barwny styl, wszystkie typowe dlań osobliwości i dramatyczny sposób
pisania.
 Och, tyś napisał o demonach więcej, wolę ciebie!  powiedziałem.
Miasto Boże! Kopia za kopią. Znalazłem chyba ze dwadzieścia przepisanych ręcznie
egzemplarzy tego arcydzieła, a ponadto inną wspaniałą księgę tego wielkiego świętego,
czyli
Wyznania, które wywarły na mnie większe jeszcze wrażenie niż rzymski dramat. Niektóre z
tych woluminów były już bardzo stare, a gruby pergamin, z którego je wykonano, ulegał
powolnemu rozkładowi. Inne z kolei miały okazałą oprawę, a jeszcze inne, nowsze,
oprawiono prosto i surowo.
Musiałem kierować się rozwagą i szacunkiem dla tych dzieł, a zatem wybrać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • loko1482.xlx.pl