[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Käfera.
Charlotte wzdrygnęła się i spojrzała na niego.
 Tak, tak, oczywiście. Przepraszam cię bardzo...
 Co, miałaś pewnie męczącą noc?  uśmiechnął się szeroko.
Charlotte roześmiała się wbrew swej woli.
 Głupek! No, mów dalej.
 Sprawdzając ksywkę Alekto, zrobiliśmy krok naprzód  powiedział.  W każdym
razie może się to okazać interesującym tropem. W latach dziewięćdziesiątych tu,
w Münsterze, istniaÅ‚ klub nocny o nazwie Casa Alekto, w którym za czasów studenckich
bywał Thomas Ortrup. Niestety lokal od dawna jest zamknięty, ale koledzy właśnie próbują
odnalezć ówczesnego właściciela.
 To faktycznie może się okazać interesujące  potwierdziła Charlotte. Spojrzała na
zegarek.  Długo jeszcze będziemy jechać?
 Niedługo, najwyżej dziesięć minut.
Charlotte w myślach znowu znalazła się przy Berndzie. To dziwne, że już za pierwszym
razem żałowała, że noc się skończyła. Wcześniej po każdej gorącej randce czuła się lekka
i uskrzydlona. A tym razem? Bernd okazał się idealnym kochankiem. Miał fantastyczne
ciało, muskularne i wytrenowane, a przy tym skórę bez skazy, jakiej nie widziała u żadnego
mężczyzny... Charlotte poczuła lęk. Zauważyła, że właśnie próbowała oszukać samą siebie.
Nie, wcale nie chodziło o to, jakim świetnym kochankiem jest Bernd. Chodziło o coś
całkiem innego. Chodziło o to niezwykłe, cudowne uczucie, że nagle znalazł się ktoś, kto
zdołał w niej coś poruszyć.
 ...to mogÅ‚oby siÄ™ okazać ważnym tropem  dobiegÅ‚ do niej gÅ‚os Käfera.  JeÅ›li Ortrup
używa wobec kobiet przemocy i molestuje je seksualnie, może właśnie to było motywem
porywaczki. Może była jego ofiarą...
 To niewykluczone  mruknęła Charlotte.
Musi wreszcie przestać rozmyślać o ostatniej nocy. To nieprofesjonalne, zganiła samą
siebie. W końcu chodzi o uprowadzone dziecko. Musi być skoncentrowana!
Nagle zadzwoniła komórka. Wyciągnęła ją z kieszeni i spojrzała na wyświetlacz.
Bernd. Cholera. Nie, nie teraz. Szybko odrzuciła połączenie i wyłączyła komórkę.
 Co tam?  zapytał Peter.
 Nie, nic  odpowiedziała pospiesznie.
Peter uniósł brew.
 A więc dobrze. Jak dziś z tego wyjazdu nic nie wyniknie, powinnaś może jeszcze raz
porozmawiać z panią Gerber. Chcę wiedzieć, czy ta kobieta mówi prawdę.
 ZrobiÄ™ to.
Wkrótce potem dojechali do Altenberge. Zjechali z drogi federalnej na lokalną. Szybko
dotarli do końca wsi. Po około stu metrach po prawej stronie zobaczyli pojedynczy dom.
Wzdłuż ulicy, ukośnie względem budynku, ciągnął się pas przeznaczony do parkowania.
Stał tam tylko jeden samochód, granatowy passat kombi.
 To musi być wóz tego faceta  uznaÅ‚ Käfer.
Zjechali na parking i zatrzymali się za passatem. Mężczyzna w średnim wieku stał
oparty o maskę silnika. Miał na sobie staromodny garnitur z brązowego sztruksu. Jego
okulary w grubych oprawkach również nie mogły uchodzić za nowoczesne. Mężczyzna
trzymał w dłoni komórkę i naciskał klawisze. Podniósł wzrok dopiero wtedy, gdy
policjanci stanęli tuż przed nim.
 Pan Ludger Franke?  zapytaÅ‚ Käfer.
Mężczyzna skinął energicznie głową.
 Tak, to ja.
 Nadkomisarz Käfer, a to moja partnerka Charlotte Schneidmann, policja kryminalna
w Münsterze. RozmawiaÅ‚em z panem telefonicznie. ProszÄ™ dokÅ‚adnie powiedzieć, co pan
zauważył dzisiaj rano.
 Tak, oczywiście  przytaknął gorliwie Franke i schował komórkę do kieszeni
marynarki.  A wiÄ™c dzisiaj rano, jak każdego dnia, wyjechaÅ‚em z Münsteru. W pierwszej
kolejności musiałem pojechać do Steinfurtu, mamy tam ważnego klienta, który nie lubi
czekać. A więc wyjechałem trochę wcześniej, w końcu nigdy nie wiadomo, jaki ruch
będzie na drogach. Może się przecież zdarzyć, że gdzieś będą roboty drogowe albo jakiś
objazd, i trzeba nie wiadomo jak długo jechać, a wtedy człowiek przyjeżdża na miejsce
spózniony, a klient...
Charlotte stłumiła uśmiech rozbawienia.
 A więc o której pan wyjechał?  zapytała.
 Punktualnie o siódmej  oznajmił zadowolony pan Franke.
 A o której znalazł się pan w tym miejscu?
 Już kwadrans przed ósmą. Poszło mi o wiele szybciej niż się spodziewałem. Ale jak
mówiłem, jeśli klient...
 Oczywiście, panie Franke  przerwała mu Charlotte.
 A co było potem?  zapytał Peter, nawet nie usiłując ukryć zniecierpliwienia.
 Miałem jeszcze trochę czasu  snuł swą relację Franke.  Nie chciałem zjawić się
u klienta zbyt wcześnie... No cóż, stanąłem więc tu, na tym parkingu. Właściwie chciałem
wypić jeszcze łyczek kawy. Zawsze biorę ze sobą kawę w termosie. No cóż, własna kawa
zawsze najlepiej smakuje...  W tym momencie zauważyÅ‚, że Käfer zmarszczyÅ‚ brwi. 
A więc stanąłem z kubkiem kawy obok samochodu, a wtedy zobaczyłem po drugiej stronie
jezdni tego jasnowłosego chłopczyka. W domu przeczytałem komunikat o jego zaginięciu
i dobrze zapamiętałem zdjęcie. Chłopiec był tam, w sadzie, koło tamtego domu.
Wyciągnął rękę, wskazując budynek naprzeciwko. Drzewa przesłaniały widok;
z parkingu widać było tylko część dachu.
Charlotte skinęła głową.
 I co było dalej?
 Jeszcze raz przyjrzałem się zdjęciu w gazecie i jestem prawie pewny, że to ten
poszukiwany chłopiec.
Franke z ekscytacji zrobił się czerwony na twarzy.
 A gdzie dokÅ‚adnie widziaÅ‚ pan chÅ‚opca?  zapytaÅ‚ Käfer.
 No, w sadzie. Tuż za murem, na prawo od bramy.
Käfer i Charlotte spojrzeli w kierunku posesji po drugiej stronie ulicy. Niski mur
z cegły, oddzielający sad od jezdni, był stary i zrujnowany. Po lewej stronie, gdzie pod
kątem prostym odchodził od szosy, był w kilku miejscach wyszczerbiony. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • loko1482.xlx.pl