[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niecznie zrobiæ w lew¹ stronê: kciuk przeciwnika nie zdo³a utrzy-
maæ miecza&  .
M³ynek  by³ to cios, którego nauczy³ Conana pewien brythuñ-
ski ¿o³nierz, gdy obaj byli w hyperborejskiej niewoli. Cios skompli-
kowany i niebezpieczny: jeden niepewny ruch albo chwila wahania
grozi Smierci¹ temu, kto go zadaje. Dlatego w³aSnie ma³o kto, nawet
spoSród doSwiadczonych wojowników, u¿ywa³ go i zna³. Jednak¿e
barbarzyñca w czasie niewoli doskonale opanowa³ m³ynek, trenuj¹c
pa³k¹ w przerwach wycieñczaj¹cej pracy w kamienio³omie.
Od tamtej pory Conan nie u¿y³ go jeszcze nigdy. Co prawda,
miêSnie barbarzyñcy nawet bez pomocy rozumu pamiêta³y niezbêd-
n¹ kolejnoSæ ruchów& I teraz, gdy siekiera Amina runê³a na niego
jak ¿mija zimnego ognia, miecz, zaciSniêty w lewej rêce, niemal sa-
modzielnie odbi³ cios i momentalnie skrzy¿owa³ siê z ni¹ z prawej
strony. Wypad, wiruj¹cy ruch nadgarstka  b³yszcz¹cy pó³okr¹g stali
ostrza, zagarniêcie i siekiera, wyrwana z d³oni Amina silnym szarp-
niêciem, upada o dziesiêæ kroków od niego!
 Panie  rozleg³ siê ochryp³y g³os, zag³uszaj¹cy ryk t³umu na
trybunach i ryk w³adców na tarasie  rozka¿ przerwaæ pojedynek! Bez
wzglêdu na to, czym siê on skoñczy, miastu grozi niebezpieczeñstwo&
Satrapa odwróci³ do Aj-Bereka wykrzywion¹ gniewem twarz.
 Milczeæ! Przeszkadzasz nam! Póxniej, póxniej!&  i znowu
odwróci³ siê w stronê areny.
Nie spodziewaj¹cy siê takiego obrotu wypadków, Amin na chwilê
straci³ koncept i Conan wk³adaj¹c w ten ruch ca³y swój gniew, ca³¹
swoj¹ si³ê i pragnienie ¿ycia, kopn¹³ ochroniarza obiema nogami
w ¿o³¹dek. Turañczyk, silnie pchniêty, upad³ na plecy.
Niestety, w zapale walki Conan zapomnia³, ¿e jego przeciwnik
uzbrojony jest nie w miecz, lecz w siekierê w kszta³cie pó³ksiê¿yca.
Dlatego, gdy szarpniêciem wyrwa³ z rêki Amina SmiercionoSn¹ broñ,
ostrze utkwi³o w miejscu, w którym ten¿e pó³ksiê¿yc ³¹czy³ siê z rê-
kojeSci¹. RêkojeSæ poci¹gniêta inercj¹ zrobi³a w powietrzu obrót
i miecz barbarzyñcy równie¿ zosta³ wyrwany.
Broñ obu wojowników le¿a³a o kilka kroków od nich.
Conan, który natychmiast zerwa³ siê na nogi, zauwa¿y³, ¿e Amin
te¿ ju¿ siê podniós³. Oczy Turañczyka znowu zap³onê³y nierealnym
5  Conan i prorok ciemnoSci  65 
pomarañczowym p³omieniem, z jego krtani wyrwa³ siê groxny sko-
wycz¹cy charkot, od którego zlodowacia³o serce Conana.  To nie
jest cz³owiek  poj¹³ nagle.  To demon! .
Obaj gladiatorzy zrozumieli, ¿e nie uda im siê dostaæ do swojej
broni bez przeszkód.
Conan odrzuci³ na bok tarczê i pokaza³ Turañczykowi, ¿e ma
puste d³onie. Amin zawaha³ siê, a potem równie¿ odrzuci³ swoj¹ tar-
czê i gniewnie uderzy³ odzian¹ w stal piêSci¹ prawej rêki o d³oñ le-
wej.
Nadesz³a pora walki wrêcz. Na ostro¿ne,  wymacuj¹ce ciosy
ani jeden, ani drugi nie mia³ ju¿ cierpliwoSci, ich mózgi wype³nia³o
tylko pragnienie zwyciêstwa za cenê ¿ycia wroga.
PiêSæ Amina wystrzeli³a w g³owê Conana. Cymmerianin uchyli³
siê i kopn¹³ kolanem w nieos³oniêty brzuch przeciwnika. Turañczyk
zachwia³ siê, ale usta³ na nogach. Nastêpne uderzenie ³okciem trafi³o
Amina w koSæ policzkow¹. G³owa stra¿nika odskoczy³a, a on szyb-
ko cofn¹³ siê o krok. Szybki wyrzut nogi i ostrze, którym zakoñczo-
ny by³ but Turañczyka, wbi³o siê Conanowi w bok. Pojawi³a siê krew.
Conan krzykn¹³, ale nie upad³  b³yskawicznie z³apa³ wroga za go-
leñ, szarpn¹³ i Amin run¹³ na ziemiê. Odturla³ siê na bok, zerwa³ siê,
ugi¹³ nogi w kolanach i przyj¹³ postawê obronn¹.
Widownia szala³a. Jeszcze nigdy nie widzieli czegoS takiego 
jakby walczyli ze sob¹ dwaj bogowie, którzy zeszli na ziemiê.
 B³agam panie, przerwij walkê!  odezwa³ siê znowu, tym ra-
zem g³oSniej, Aj-Berek. Jego g³os dr¿a³ ze strachu.  Panie, nie rozu-
miesz&
 Precz z tarasu!  zarycza³ Haszyd.  Jeszcze s³owo, a rozka¿ê
rzuciæ ciê na po¿arcie tygrysom!
 Bij! Bij! Bij!  z ka¿dym konwulsyjnym wydechem wyrywa-
³o siê z gard³a poczerwienia³ego z emocji szacha. Sprzeczki satrapy
z magiem nawet nie zauwa¿y³. Za bardzo by³ poch³oniêty walk¹.
Odg³osy ciosów dociera³y z areny a¿ do najwy¿szych rzêdów
trybun, zag³uszaj¹c ryk t³umu.
Conan odpar³ skrzy¿owanymi rêkami kolejne uderzenie metalo-
wej piêSci, ale si³a tego ciosu by³a tak wielka, ¿e Cymmerianin fikn¹³
koz³a na piasku. Nie pozwalaj¹c mu siê podnieSæ, Amin skoczy³ na
plecy barbarzyñcy i chwyci³ go za gard³o. Zacisn¹³ jak w stalowym
imadle, odcinaj¹c b³agaj¹cym o wdech p³ucom dostêp powietrza. Na
kark Cymmerianina kapa³a krew z rozbitej twarzy przeciwnika. Zdo³a³
siê wywin¹æ i skrzy¿owa³ nogi na torsie Turañczyka. Napi¹³ siê,
 66 
wygi¹³, szarpniêciem przekrêci³ cia³o, przygniataj¹c Amina swoim
ciê¿arem. Rêce stra¿nika, uzbrojone w stalowe rêkawice, wbi³ kola-
nami w piasek. I zacz¹³ bez litoSci, z ca³ej si³y, mimowolnie krzy-
cz¹c przy ka¿dym ciosie, biæ Turañczyka w g³owê. Na wszystkie stro-
ny lecia³a zmieszana ze Slin¹ krew przeciwnika.
Aj-Berek bezsilnie zacisn¹³ piêSci. Zawsze wykonywa³ wszystkie
rozkazy swojego pana, ani razu nie z³ama³ zakazu& ale kto móg³ przy-
puszczaæ? Dopiero teraz mag przypomnia³ sobie star¹, niemal zapo-
mnian¹ przepowiedniê. Gdy Czarna Moc zniszczy sam¹ siebie, ujrz¹
wzlatuj¹ce czarne Swiat³o. Niechaj gotuj¹ siê do Nieuniknionego.
O tym, co stanie siê potem, Aj-Berek ba³ siê nawet mySleæ.
Nie, pojedynek trzeba natychmiast przerwaæ  nawet za cenê
¿ycia niewolnika. He³m Staro¿ytnych nie mo¿e spaSæ z g³owy w³a-
Sciciela. Chwilowego w³aSciciela.
Czarownik podniós³ rêkê i wyszepta³ zaklêcie zamykaj¹ce Co-
nana z powrotem w kokonie magicznej pajêczyny.
 Haszydzie, przerwij to!  krzykn¹³ szach D¿umal.  Powstrzy-
maj! Przecie¿ on go zabije!
 Zabije?!  nie odrywaj¹c siê od tego, co dzia³o siê na arenie,
zachichota³ satrapa.  Zabije?! Zabij, niewolniku! Zabij Turañ-
czyka!
Szach chwyci³ Haszyda za ramiê i szarpniêciem odwróci³ go do
siebie, przysuwaj¹c do niego swoj¹ czerwon¹ twarz.
 Przerwij pojedynek, Haszydzie!  zarycza³.  Bo inaczej ja
zabijê ciebie!
 Za nic!  wyrwa³ siê satrapa.  A mo¿e nie chcesz siê przy-
znaæ, ¿e przegra³eS? Ja wygra³em i szmaragd nale¿y do mnie! Rêce
precz, turañski psie! Twój beznadziejny s³uga jest ju¿ trupem!
 S³uga?  szach straci³ dech i wrzasn¹³ ile si³ w p³ucach:  To
mój syn!
Umowa zosta³a z³amana i s³owo wypowiedziane.
To by³ pierwszy raz, gdy Amin zetkn¹³ siê z przeciwnikiem, któ-
ry mu nie tylko dorównywa³, ale go nawet przewy¿sza³. Przywyk³ do
tego, ¿e zawsze zwyciê¿a³  niechby z trudem, niechby za cenê w³a-
snej krwi, ale zwyciê¿a³.
Ale teraz zrozumia³, ¿e mo¿e przegraæ. I nie tylko przegraæ, ale
i zgin¹æ  z r¹k tego szalonego, wSciek³ego, nikomu nie znanego nie-
wolnika& i po raz pierwszy w ¿yciu panika zakrad³a siê do jego ser-
 67 
ca. Ciosy kamiennych piêSci spada³y na twarz Amina ze wszystkich
stron i ju¿ nic nie móg³ na to poradziæ. Jego g³owa miota³a siê w pra-
wo i w lewo, w uszach s³ysza³ nie milkn¹cy huk.
Amin szarpn¹³ siê kilka razy, próbuj¹c wyrwaæ z ¿elaznego uSci-
sku Cymmerianina, ale ten nie przestawa³ go t³uc z szybkoSci¹ hu-
raganu. I Amin podda³ siê. Przesta³ siê opieraæ. Przygotowa³ siê na
Smieræ.
I wtedy przebudzi³y siê Czarne Moce, które pomog³y w poczê-
ciu syna D¿umala.
 Oto on!  nie mog¹c siê opanowaæ, krzyknê³a Minolia, wska- [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • loko1482.xlx.pl