[ Pobierz całość w formacie PDF ]

prowincji Andriejew–Burłak...
– Przepraszam cię, ja z tobą mówię poważnie, a ty tu żarty stroisz – obraża się szlachetny
ojciec. – Jeżeli twoim zdaniem to są artyści, to już nawet nie wiem, czy warto z tobą mówić.
Bo czyż to aktorzy? Najprawdziwsze miernoty! Szarża, przesada, nuda – nic więcej. Gdybym
tak miał władzę, tobym im wszystkim nie pozwolił zbliżyć się do teatru na odległość armat-
niego strzału! Aż mi się wszystko w środku wywraca, gotówem ich wyzwać na pojedynek!
Zlituj się, czyż to aktorzy? Kiedy umierają na scenie, to takie ci odwalają miny, że na galerii
wszyscy pokładają się ze śmiechu. Onegdaj proponowano mi spotkanie z Warłamowem, ale –
za nic!
Szlachetny ojciec groźnie wytrzeszcza oczy na dziennikarza i z gestem oburzenia mówi to-
nem tragika kipiącego pogardą:
– Jak sobie chcesz, ale ja wypiję jeszcze!
– Ależ... po co? Już dosyć.
– No i czego się krzywisz?... Przecież – zniżka! Ja też nie piję, ale jak tu nie wypić, jeżeli...
Przyjaciele piją i przez chwilę spoglądają na siebie otępiałym wzrokiem, przypominając
zgubiony wątek.
– Oczywiście, każdy ma własne poglądy – mamrocze dziennikarz – trzeba jednak być bar-
dzo stronniczym i zacietrzewionym, aby nie przyznać, że na przykład Goriewa...
– Rozdmuchali! – przerywa szlachetny ojciec. – Bryła lodu! Utalentowana ryba! Cirlich–
manirlich! Talencik – owszem, nie będę się spierał, ale brak ognia, temperamentu, tego,
wiesz, pieprzyka! Bo cóż to właściwie jej gra? Porcja orzechowych lodów! Wodnista
29
– Ano, prawdę rzekłszy, pić przed nocą jakoś nie tego... ale nasza brać... ze zniżką – grzech
pieprzyka! Bo cóż to właściwie jej gra? Porcja orzechowych lodów! Wodnista lemoniada!
Kiedy gra, znającemu się widzowi osiada na brodzie szron! W ogóle w Rosji już nie ma
prawdziwych aktorek... nie ma! Nawet w dzień ze świecą nie znajdziesz... A jeśli się nawet
zdarzają talenciki, to szybko marnieją przy obecnym kierunku... I aktorów też nie ma!...
Weźmy, na przykład, waszego Pisariewa... Cóż to jest?
Szlachetny ojciec cofa się o krok i ze zdumieniem wytrzeszcza oczy.
– Cóż to jest? Czy to aktor? Nie... powiedz mi z ręką na sercu: czy to jest aktor? Czyż
można go puścić na scenę? Wykrzykuje jakimś dzikim głosem, hałasuje, wymachuje bez sen-
su rękami... Nie ludzi powinien przedstawiać, lecz przedpotopowe ichtiozaury i mamuty...
Tak! – Szlachetny ojciec wali pięścią w stół i wykrzykuje: – Tak!
– No, no... ciszej! – uspokaja go dziennikarz. – Nie wypada, wszyscy patrzą...
– Tak nie można, bracie kochany! To żadna gra! To nie sztuka! To jest wprost, za przepro-
szeniem, mordowanie sztuki! Spójrz tylko na Sawinę!... Cóż to jest? Talentu – ani za grosz,
tylko udana dziarskość i swawolność, której nie można tolerować na poważnej scenie! Pa-
trzysz na nią – i po prostu ogarnia cię przerażenie: gdzie jesteśmy, dokąd idziemy? Ku czemu
zmierzamy? Zgi–i–nęła sztuka!
Przyjaciele milczą, potem porozumiawszy się, widać dzięki biszopizmowi, zbliżają się do
bufetu i piją.
– Ty, ty już zbyt su–surowo – jąka się dziennikarz.
– N–nie mogę inaczej... Jestem klasyk. Hamleta grywałem i żądam, żeby święta sztuka
była sztuką... Jestem stary. W porównaniu ze mną to szcze–szczeniaki... Zaprzepaścili rosyj-
ską sztukę! Tak! Na przykład moskiewska Fiedotowa czy Jermołowa. Obchodzą jubileusze, a
cóż dobrego zdziałały dla sztuki? Co? Zepsuły tylko smak publiczności. Czy też, dajmy na to,
ten zachwalany aktor moskiewski Lenski czy Iwanow–Kozielski... Jakież z nich talenty? Roz-
dmuchane. Cóż tam oni rozumieją, do licha. Przecież do tego, żeby grać nie wystarczą tylko
chęci. Potrzebne są również zdolności, iskra Boża. Chyba wypijemy jeszcze po ostatnim, co?
– Przecież przed chwilą pi–piliśmy.
– No, niech tam. Ja funduję. Nasza brać ze zniżką, wiele nie przepijesz. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • loko1482.xlx.pl