[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie chcesz wypróbować stoku? Ulf Veide stał za nią, uśmiechnięty.
- Nie... ja nie jeżdżę na zjazdówkach - odparła z wahaniem, jakby nie
chciała wypowiadać tych słów.
- Naprawdę? - Spojrzał na nią, nie posiadając się ze zdumienia.
- Tak - pokiwała głową. - Nigdy nie próbowałam. Nie lubię zboczy, wolę
spokojne wycieczki na biegówkach.
- No, oczywiście, to też może być przyjemne - przyznał uprzejmie. Ale
zaraz dodał z entuzjazmem w głosie: - Skoro nie próbowałaś, z chęcią
mógłbym cię nauczyć!
Anette zaśmiała się niepewnie.
- Obawiam się, że byłoby to dla ciebie bardzo trudne zadanie!
- Naprawdę bym chciał. Pozwól!
Nie spuszczał z niej swoich ciemnych oczu. Anette czuła, że on czyta z
niej jak z otwartej księgi i że na pewno widzi, jak ona się cieszy, że są
blisko.
- Wyglądasz na zmarzniętą. Chodz, napijemy się czegoś ciepłego!
Wziął ją za rękę i poprowadził przez tłum w kierunku stoiska z napojami.
Zostawił ją przy stole i poprosił, by zaczekała. Anette odprowadziła go
spojrzeniem i nagle zauważyła, że nie tylko ona jedna. Zaczerwieniła się i
odwróciła w inną stronę. Najwyrazniej nic, co robił Ulf Veide, nie
przechodziło w Bergfoss niezauważone!
Lekko zażenowana, przypomniała sobie ich ostatnie spotkanie. Nie, nie
żałowała! To było wspaniałe. Ich pocałunek był... cudowny. Uśmiechnęła
się do swoich wspomnień oraz do mężczyzny, który właśnie wracał z
kubkami w obu dłoniach. Odpowiedział jej uśmiechem, usiadł obok niej,
podając jeden z kubków. Spróbowała ostrożnie gorącego płynu. Był słodki i
mocny.
- Dobry grzaniec - stwierdziła.
- No, zawiera sporo wina! - Spojrzał na nią wyzywająco. - To najlepsze
na mrozy! A więc musisz tylko wybrać dzień, który ci będzie pasował.
Spojrzała na niego zdezorientowana.
- Pasował?
RS
86
- Na naukę jazdy na nartach.
Anette zalał rumieniec. Poczuła się jak głupia, mała dziewczynka.
Radość, którą niedawno czuła, ulga, że wszystko poszło dobrze, zmieniła się
w czułość wobec tego mężczyzny siedzącego koło niej. Jednak
wspomnienia nie dawały jej spokoju. Mimo że chciała mu odpowiedzieć,
słowa tkwiły jej w gardle. Nie mogła wydobyć głosu. Ulf patrzył na nią ze
zdziwieniem, uważnie. Wreszcie przerwał milczenie.
- Przepraszam, powinienem zrozumieć, że nie masz ochoty. Nie będę
nalegać.
Podniósł kubek do ust i wypił wszystko do dna. Odstawił go na stół,
skinął jej głową i życzył miłego wieczoru. Potem zniknął w tłumie.
Anette siedziała zawiedziona i zastanawiała się, co z nią jest nie tak. Coś
musiało być! Bo dlaczego nie umiała zachowywać się normalnie w
towarzystwie Ulfa Veide?
- Siedzisz sobie sama? - Berit Pettersen przysiadła się do niej. -
Wydawało mi się, że był tu Ulf Veide. Czego chciał?
Anette musiała się uśmiechnąć, bo nauczycielka nawet nie próbowała
zatuszować swojej ciekawości. W sposób naturalny skłamała:
- O, nic takiego...
Berit patrzyła na nią przez chwilę, po czym zaproponowała, by poszły
coś zjeść.
Przez resztę wieczoru Anette rozglądała się po tłumie, ale nie dostrzegła
Ulfa. Chyba sobie poszedł na dobre. Poczuła zawód. Jej cały spokojny i
zrównoważony świat nagle stał się chaosem i była na siebie zła za swoje
reakcje. Gdy wreszcie znalazła ją Vilde, zadowolona i podniecona, bo
nauczyła się kilku nowych numerów na desce, Anette z ulgą pojechała do
domu.
RS
87
ROZDZIAA 18
Vilde rozpaczliwie walczyła z matematyką, a Anette z równą rozpaczą
próbowała jej pomóc. Tylko dwa dni dzieliły klasę trzecią od próbnego
egzaminu z matematyki. Duży stół we Fredly założony był papierami z
rozpoczętymi obliczeniami. Nawet Kiciuś zaoferował swą pomoc, sadowiąc
się na podręczniku.
- To na nic, ja tego po prostu nie rozumiem! Wszystko jakby pływa mi w
głowie!
Vilde była bliska płaczu. Anette z rezygnacją patrzyła na te wszystkie
iksy i igreki, które powinno się przegonić po kartce, by w końcu uzyskać
proste wyniki. Rozumiała, jak beznadziejne to się musiało wydawać komuś,
kto nie rozumiał całości. Czuła bezsilność, bo nie umiała wytłumaczyć
matematyki córce. Już nie pierwszy raz tak siedziały. Vilde miała dysleksję.
Przez pierwszą i drugą klasę w podstawówce z wielką trudnością przebijała
się przez naukę pisania. Anette wierzyła, że to szkoła powinna w tym
pomóc, i dopiero w trzeciej klasie jakiś rozsądny nauczyciel potraktował
kłopoty Vilde
poważnie i zaprowadził ją do psychologa, który postawił diagnozę.
Wtedy najtrudniej szło jej pisanie i czytanie, a matematyka łatwo. Teraz, w
ostatniej klasie gimnazjum, właśnie matematyka przysparzała jej
największych kłopotów.
- Nigdy mi się to nie przyda!
- Nie mów tak... - próbowała ją pocieszyć Anette, obserwując, jak Vilde
wyciera gumką jeszcze jedno nieudane równanie. Już wcześniej w tym
miejscu ścierała kilka razy, więc w końcu zrobiła dziurę. Vilde odrzuciła
zirytowana i kartkę, i gumkę.
- Powiedz mi, ile razy w życiu przydały ci się te iksy i igreki?
Anette najpierw chciała odpowiedzieć jej coś w miarę pedagogicznego,
ale gdy popatrzyła na zmęczoną i zrezygnowaną minę córki, rozmyśliła się.
- Nigdy - odparła szczerze. - Nigdy mi się na nic nie przydały.
- Widzisz! - Vilde była tak zrezygnowana, że jej głos nie zabrzmiał
triumfująco. - Jeśli ty, pani pastor, nigdy ich nie użyłaś, to jakim cudem ja,
przyszła szefowa kuchni, ich użyję?
Anette musiała się uśmiechnąć.
- Jedyne wytłumaczenie, że to jest w programie - powiedziała spokojnie.
- Ale sądzę, że masz dosyć na dziś. Potrzebujesz świeżego powietrza i
innych myśli!
- Ale ja nadal nic nie rozumiem...
RS
88
- Nie rozumiesz, bo jesteś zmęczona i masz tego dosyć. Zrób sobie teraz
przerwę od matematyki. Jutro znów spróbujemy się za to zabrać.
Vilde z wdzięcznością pokiwała głową i wstała.
- To skoczę do Kristiny! Zobaczę, jak jej idzie z tą matmą.
Anette ledwo zdążyła rzucić swoje  nie wracaj pózno", a Vilde już
wybiegła.
W prostej linii nie było daleko od Fredly do Sorli, bo oba domy leżały na
zboczach gór. Jednak pieszo był to kawałek drogi, ponieważ najpierw trzeba
było zejść ze zbocza, przejść przez drogę i znów się wspiąć na drugie
zbocze. Vilde szła szybko, ale i tak zmarzła. Była bez czapki i zimny wiatr z
północy rozwiewał jej włosy. Mimo to cieszyła się ze świeżego powietrza.
Czuła, jak wewnątrz jej głowy myśli układają się znów na miejsce. Ta
przeklęta matma! Gdyby mogła sobie ją odpuścić! Czuła, jakby jej mózg
automatycznie się wyłączał, gdy brała do ręki książkę do matematyki.
Patrzyła na równania, jakby widziała tekst napisany w zupełnie obcym
języku. Im bardziej starała się cokolwiek zrozumieć, tym bardziej stawało
się to zawikłane. Ale już nie chciała myśleć więcej o tych iksach i igrekach!
Vilde przyspieszyła kroku i zdyszana wpadła na dziedziniec Sorli. Na
szczęście w oknie Kristiny paliło się światło. Vilde przycisnęła zmarznięty
palec do dzwonka i czekała.
Kristina była sama w domu i wyraznie ucieszyła się z odwiedzin. Zrobiły
sobie po kubku herbaty i poszły na górę. Na biurku Kristiny bynajmniej nie
walały się kartki papieru z równaniami. Książki złożono porządnie na stosie
i nie wydawało się, by dziewczyna je ruszała. Leżało za to wiele kartek ze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • loko1482.xlx.pl