[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zasranego krwiopijcy! Jazda mi z gabinetu! W tej chwili!
- Nie wybrałby się pan ze mną do kina, trenerze? - spytał Myron. - Albo na show na
Broadwayu?
- Won!
Myron wyszedł. Znalezienie nowego przyjaciela musiało zaczekać na inny dzień.
Najważniejszy był urok osobisty.
Do spotkania z szeryfem Jakiem pozostało sporo czasu, więc Myron postanowił się
przejść. Kampus przypominał wyludnione miasto, brakło tylko pędzonych przez wiatr
motków zielska. Studenci wyjechali na wakacje. Budynki wyglądały smutno i bez życia.
Skądś z daleka dobiegała piosenka Elvisa Costella. Nadeszły dwie dziewczyny w szortach i
opalaczach, zapewne studentki, z małym, włochatym pieskiem shih tzu na smyczy.
Zwierzątko przypominało mopa po zbyt wielu obrotach w suszarce. Kiedy go mijały, Myron z
uśmiechem skinął im głową. O dziwo, żadna nie zemdlała ani nie wyskoczyła z ciuchów. Za
to ich mała psina wyszczerzyła na niego zęby. Jak bernardyn Cujo z filmu według powieści
Kinga. Właśnie dochodził do samochodu, kiedy spostrzegł napis:
POCZTA KAMPUSU
Zatrzymał się, rozejrzał, nie dostrzegł nikogo. Hm. Warto spróbować.
Wnętrze poczty zdobiła urzędowa zieleń w tym samym odcieniu co w szkolnej
ubikacji. Wzdłuż ścian w długim korytarzu w kształcie V biegły skrytki pocztowe. Skądś z
daleka dochodził z radia mocny, basowy rytm, ale Myron nie rozpoznał piosenki.
Podszedł do okienka. Chłopak trzymał nogi na blacie. Z jego uszu wylewał się hałas.
Miał walkmana z minigłośnikami, z których dzwięk dochodzi do mózgu bez pośrednictwa
ucha?; Czarne buciory z cholewką opierał na biurku, na jego nosie,; niczym sombrero
podczas sjesty, spoczywała bejsbolówka, a na kolanach powieść Philipa Rotha Operacja
Shylock.
- Dobra książka - powiedział Myron. Chłopak nie podniósł głowy.
- Dobra książka! - wrzasnął Myron,
Chłopak, blady rudzielec, z cmoknięciem oderwał słuchawki i zdjął czapkę,
odsłaniając  dzikie afro . Wypisz, wymaluj Bernie z serialu Pokój 222.
- Co? - spytał.
- Powiedziałem, że to dobra książka.
- Przeczytał ją pan?
Myron skinął głową.
- Bez ruszania ustami - odparł.
Chłopak wstał. Był wysoki i chudy.
- Grasz w koszykówkę? - spytał Myron.
- Tak. Właśnie zaliczyłem pierwszy rok. Grałem niewiele.
- Jestem Myron Bolitar. Rudzielcowi nic to nie mówiło.
- Grałem kiedyś w drużynie z Duke.
Chłopak zamrugał oczami.
- Nie licz na autograf.
- Dawno temu pan grał?
- Przed dziesięciu laty.
- A - odparł chłopak takim tonem, jakby to wszystko wyjaśniało.
Myron szybko policzył w myślach. Kiedy zdobywał uniwersyteckie mistrzostwo
Stanów, ten dzieciak miał siedem, osiem lat. Nagle poczuł się bardzo stary.
- W tamtych czasach rzucaliśmy do koszy na brzoskwinie.
- Słucham?
- Nieważne. Mogę zadać ci kilka pytań?
- Proszę - odparł chłopak, wzruszając ramionami.
- Jak często tu dyżurujesz?
- W lecie pięć dni w tygodniu, od dziewiątej do piątej.
- Zawsze jest taki bezruch?
- O tej porze roku zawsze. Nie ma studentów, więc nie ma przesyłek.
- Sortujesz je?
- Jasne.
- A przesyłki wewnętrzne?
- Wewnętrzne?
- Pocztę kampusową.
- Tak, wszystko wrzucają do skrzynki na frontowych drzwiach.
- To jedyna skrzynka na korespondencję wewnątrz kampusu?
- Uhm.
- Dużo było ostatnio przesyłek?
- Prawie wcale. Po kilka dziennie.
- Znasz Christiana Steele a?
- Ze słyszenia. Kto by o nim nie słyszał.
- Kilka dni temu dostał dużą brązową kopertę. Nie było na niej stempla, więc nadano
ją z kampusu.
- A, tak, pamiętam. Bo co?
- Widziałeś, kto ją wrzucił?
- Nie, ale tamtego dnia były tylko one. Myron nadstawił ucha.
- One?
- Słucham?
- Powiedziałeś  one . %7łe były tylko one.
- Tak. Dwie duże koperty. Różniły się tylko adresami.
- Pamiętasz, do kogo była zaadresowana ta druga?
- Pewnie. Do Harrisona Gordona. Dziekana do spraw studenckich.
19
Nancy Serat postawiła walizkę na podłodze i przewinęła taśmę w sekretarce. Cofająca
się taśma zagwizdała. Wróciła właśnie z Cancun, z ostatniego wakacyjnego weekendu przed
podjęciem pracy w swojej alma mater, Uniwersytecie Restona, gdzie dostała stypendium
naukowe.
Pierwsza wiadomość pochodziła od matki.
- Nie chcę ci psuć wakacji, kochanie, lecz muszę cię i zawiadomić, że wczoraj zginął
ojciec Kathy Culver. Zadzgał go nożem jakiś bandzior. Straszne. Uznałam, że powinnaś o
tym wiedzieć. Odezwij się po powrocie. Ja i tata chcemy cię zabrać na urodzinową kolację.
Pod Nancy ugięły się kolana. Opadła na fotel, jak przez mgłę słysząc dwie następne
nagrane wiadomości - od dentysty, z przypomnieniem, że w piątek umówiona jest na
czyszczenie zębów, i od znajomej zapraszającej na przyjęcie.
Adam Culver nie żył. Zabił go jakiś bandzior. Nie mogła, w to uwierzyć. Czy to
przypadek? A może miało to coś wspólnego z jego wizytą?
Policzyła dni.
Odwiedził ją w dniu, w którym zginął&
Kolejny głos z sekretarki przywołał ją do rzeczywistości.
- Cześć, Nancy. Mówi Jessica Culver, siostra Kathy. Oddzwoń po przyjezdzie. Muszę
z tobą jak najszybciej porozmawiać. Zatrzymałam się u mamy. Numer telefonu pięć-pięć-
pięć-czternaście-siedemdziesiąt siedem. Dziękuję.
Przeszył ją zimny dreszcz. Po wysłuchaniu reszty nagrań usiadła nieruchomo i przez
kilka minut rozmyślała. Kathy nie żyła, w każdym razie w powszechnej opinii. A teraz zginął
jej ojciec. Kilka godzin po złożeniu jej wizyty.
Co to znaczyło?
Siedziała bez ruchu. W ciszy słychać było tylko jej szybki, urywany oddech. Wreszcie
wzięła słuchawkę i zadzwoniła do Jessiki.
Biuro dziekana było zamknięte, więc Myron poszedł do jego domu w zachodnim
końcu kampusu, starego budynku w stylu wiktoriańskim, z cedrową elewacją. Zadzwonił.
Drzwi otworzyła mu bardzo atrakcyjna kobieta w szytym na miarę kostiumie.
- Słucham pana - powiedziała z zachęcającym uśmiechem.
Nie była młoda, ale miała w sobie tyle szyku, wdzięku i urody, że Myron poczuł
suchość w ustach. Przed taką damą z chęcią zdjąłby kapelusz, naturalnie gdyby go nosił.
- Dzień dobry. Ja do dziekana Gordona. Nazywam się Myron Bolitar.
- Ten koszykarz? - przerwała mu. - Ależ tak, jak mogłam pana nie rozpoznać.
Nie dość, że miała szyk, wdzięk i urodę, to na dodatek znała się na koszykówce!
- Pamiętam pana grę w lidze NCAA. Kibicowałam panu od początku.
- Dziękuję.
- Kiedy pan odniósł kontuzję& - urwała i pokręciła głową osadzoną na łabędziej szyi
Audrey Hepburn - & popłakałam się. Czułam się, jakby mnie również zraniono.
Nie dość, że miała szyk, wdzięk, urodę i znała się na koszykówce, to jeszcze była
uczuciowa. Na dodatek długonoga i kształtna. Krótko mówiąc, babka pierwsza klasa.
- To bardzo miłe. Dziękuję.
- Cieszę się, że pana poznałam, Myronie.
W jej ustach nawet jego imię brzmiało dobrze. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • loko1482.xlx.pl