[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Czuła się fantastycznie.
- Jesteśmy tu sami? - spytała, kiedy zarzucił kotwicę w pewnej odległości od brze-
gu porośniętego tropikalną roślinnością.
- Chcesz wydać przyjęcie?
- Czuję, jakbyśmy wylądowali na bezludnej wyspie.
- Pięciogwiazdkowej bezludnej wyspie - powiedział Alessio, otwierając butelkę
szampana. Napełnił musującym trunkiem dwa kieliszki i zaproponował: - Za owocne po-
południe.
- Zwykle nie pijam o tej porze - Lindsay z wahaniem pociągnęła nieśmiały łyk. -
Pyszny - przyznała. - Nie czuć alkoholu.
- Lepiej nie pij dużo. Nie chciałbym wyławiać cię z wody.
- To po co w ogóle mi proponowałeś szampana?
R
L
T
- Bo każdy powinien choć raz w życiu spróbować tego gatunku. Jest jak dobry
seks.
Wypiła kolejny łyk.
- Dla mnie ważniejsza jest miłość.
- To dlatego, że nie próbowałaś.
- I nie chcę próbować.
- Ależ chcesz. - Spojrzał na Lindsay. - Chcesz, tylko się boisz.
- Tak, boję się - przyznała. Nagle zaczęło jej się kręcić w głowie. - Boję się, że zo-
stanę zraniona.
- Nie tego się boisz. - Zbliżył usta do jej ucha i poczuła jego oddech na policzku. -
Boisz się, że ci się spodoba - powiedział szeptem. - I co wtedy? Musiałabyś zmienić za-
wód.
Lindsay cofnęła się i pewnie by upadła, gdyby Alessio jej nie przytrzymał.
- Masz kostium kąpielowy? - spytał znienacka.
- Mam.
- Zimna woda powinna nam dobrze zrobić. - Nie czekając na jej odpowiedz, zrzucił
z siebie koszulę i szorty i wskoczył w fale.
Lindsay wstrzymała oddech. Wypuściła powietrze dopiero, kiedy się wynurzył i
odgarnął do tyłu mokre włosy.
- No chodz, Lindsay.
Zdjęła szorty i podkoszulek, usprawiedliwiając się, że jest gorąco. Nie przyszło jej
do głowy, by wskoczyć do wody tak jak Alessio, tylko wolno zeszła po drabince na rufie.
Czuła się nieswojo w wodzie o nieznanej głębokości; podpłynęła bliżej Alessia.
- Są tu rekiny? - spytała.
Alessio ściągnął brwi.
- O... tak - odparł poważnie. - Nie ruszaj się, Lindsay, jeden jest ciekawy, co się tu
dzieje...
Rzuciła się ku niemu i chwyciła kurczowo za ramię. Dopiero po chwili dostrzegła
błysk w jego oczach.
- Och... nienawidzę cię! Jak mogłeś?
R
L
T
- Nie ma tu rekinów. - Objął ją w talii. - Rafa powstrzymuje je przed wpłynięciem
do zatoki.
Nie odepchnęła jego ręki, co niechybnie zrobiłaby na lądzie.
- Dziwnie się czuję w tej głębi - wyznała.
- Nigdy nie pływałaś z dala od brzegu?
- Zwykle nie mam okazji.
- Powinnaś zmienić tryb pracy. Trzeba żyć, a nie trwać. - Cały czas trzymał rękę na
talii Lindsay. I nie było to przykre.
- Lubię swoje życie.
- Dlatego że nie wiesz, co cię omija. Zostań tu, przyniosę sprzęt do nurkowania. -
Podpłynął do łodzi, jednym zwinnym ruchem wciągnął się na pokład i po chwili wrócił. -
Zapnij maskę, a potem włóż głowę do wody i sprawdz, czy nic nie przecieka.
Alessio pomógł Lindsay założyć maskę i nauczył ją oddychać przez rurkę. Z przy-
jemnością oglądała ławice bajecznie kolorowych ryb rozpierzchających się w różne stro-
ny. Nurkowanie tak jej się spodobało, że kiedy miała dosyć, zorientowała się, że Alessio
wciągnął katamaran na brzeg. Spotkali się na plaży, na białym, jedwabiście miękkim pia-
sku.
- Zabrałem co nieco - powiedział Alessio, wręczając Lindsay piknikowy koszyk. -
Wyspa jest wyjątkowo piękna. Warta poznania. - Wrócił na łódz po turystyczną lodówkę
i pled. - Twoja angielska cera będzie potrzebowała cienia - stwierdził i zaproponował
miejsce pod rzędem palm. - Rozłożył pled, wyciągnął się na nim i zamknął oczy. - Spę-
dzimy tu godzinę i popłyniemy z powrotem na Kingfisher Cay.
Lindsay usiadła, zachowując jednak bezpieczną odległość.
- Jak znalazłeś to miejsce?
- Pewnego dnia trafiłem tu przypadkiem. I kupiłem tę wyspę.
- Może potrzebujesz terapii dla osób poprawiających sobie nastrój zakupami,
Alessio?
Uśmiechnął się, nie otwierając oczu.
- Przyszedł mi do głowy szalony pomysł, że mógłbym tu sobie wybudować dom.
Zatoka ma taki kształt, że z brzegu nie widać innych wysp. Sto procent prywatności.
R
L
T
- A jak znalazłeś Kingfisher Cay? Chodzi mi o to, że jesteś Włochem...
- Sycylijczykiem - sprostował z naciskiem.
- W porządku, Sycylijczykiem. Dlaczego Karaiby? Macie przecież swoje wyspy.
- Nikt by mi nie sprzedał Sycylii. - Oboje się zaśmiali, choć Lindsay nie była pew-
na, czy Alessio żartował.
- Musisz mieć wszystko na własność?
- Pytasz, czy jestem zaborczy? Si. Jeśli czegoś pragnę, muszę to mieć.
Popatrzył jej głęboko w oczy. Lindsay przypomniała sobie, że poza nimi na wyspie
nie ma nikogo.
- Mogę cię o coś spytać?
- Tak.
- Kto cię zniechęcił do małżeństwa?
Alessio podniósł się, sięgnął po koszyk i zdjął pokrywkę.
- Jesteś głodna?
- Powiedziałeś, że mogę cię spytać...
- I spytałaś. - Wyjął z koszyka kilka wiktuałów.
- Ale mi nie odpowiedziałeś.
- Nie obiecywałem, że odpowiem. - Podał jej kawałek chleba. - Powiedziałem tyl-
ko, że możesz spytać.
- Powinieneś być politykiem. Wyjawiasz tyle, ile chcesz.
- Nigdy nie byłem wylewny.
- Mimo to dużo o tobie piszą.
- To ich wybór - stwierdził obojętnie. - Ja się nie zwierzam.
- Dlaczego nie mieszkasz na Sycylii? Czy o tym też nie chcesz rozmawiać?
- Sycylia nie jest dobrym miejscem do międzynarodowych interesów. Dzielę czas
pomiędzy biura w Nowym Jorku i Rzymie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • loko1482.xlx.pl