[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Lepiej umrzeć! Ale umrzeć nie masz prawa! Musisz przedtem
wyprowadzić rakietę na orbitę! Przynajmniej rakietę na orbitę. A
potem& 
 I tak jesteś chory  powiedział przez zaciśnięte zęby, patrząc z
rozpaczą na Wiktora.
 Tak, ale przechodzę lżejszą postać choroby. Może i następstwa będą
inne niż u tamtych& Poza tym jestem lekarzem, Władku, muszę wytrwać!
Uniósł głowę. Władysław spojrzał w jego jasne, śmiertelnie znużone
oczy i zamilkł. Spazm chwycił go za gardło.
 Wszystko zrobię, jak powiedziałeś, Wiktorze  wyjąkał wreszcie.
 We dwójkę wszystko zrobimy&  Zamilkł, a po chwili dodał: 
Jeżeli dane mi będzie jeszcze latać, chciałbym zawsze być w Kosmosie
razem z tobą.
 Dziękuję ci, Władku  szeptem odpowiedział Wiktor.  Jeszcze
razem polatamy, prawda?
Stali i patrzyli jeden na drugiego. Gazowe maski prawie zupełnie
zakrywały ich twarze. Tylko oczy błyszczały na tym białym, martwym tle.
Oczy, które widziały i rozumiały wszystko.
Przełożyła
J. Karczmarewicz Fedorowska
A. i B. Strugaccy
WSPANIALE URZDZONA PLANETA
I
Lu stał zanurzony po pas w soczystej zieleni i patrzył, jak ląduje
helikopter. Wicher, bijący od śmigieł, rozkołysał spokojne dotąd morze
roślinności, po którym rozeszły się srebrzyste i ciemnozielone fale. Lu
wydawało się, że helikopter obniża się zbyt wolno, więc niecierpliwie
przestępował z nogi na nogę. Było bardzo gorąco i duszno. Maleńkie białe
słońce wzeszło już wysoko, nawet trawa dyszała skwarem. Zmigła
zafurczały głośniej; helikopter odwrócił się bokiem do Lu, potem obniżył
się nagle na jakieś półtora metra i utonął niemal w trawie na szczycie
pagórka. Lu pobiegł w górę po zboczu, plącząc się i potykając w trawie.
Silnik zamilkł, śmigła zwolniły obroty i po chwili zamarły w bezruchu.
Z kabiny helikoptera wyszli ludzie. Najpierw wygramolił się ślamazarny
nieco dryblas w kurtce z podwiniętymi rękawami. Jego spłowiałe włosy,
nie krępowane hełmem, sterczały niesfornie nad owalną brązową twarzą.
Lu poznał go: był to kierownik grupy, Tropiciel Zladów, Anatol Popow.
 Dzień dobry, gospodarzu  przemówił wesoło, wyciągając rękę. 
Niń chao!
 Chao niń, Tropiciele Zladów!  odrzekł Lu.  Witamy serdecznie
na Leonidzie!
Uczynił również powitalny gest, ale musieli przejść jeszcze z dziesięć
kroków, zanim się spotkali.
 Bardzo się cieszę  powiedział Lu, uśmiechając się szeroko.
 Wynudził się pan za wszystkie czasy?
 Skonać można było z nudów! Sam jeden na całej planecie.
Za plecami Popowa ktoś krzyknął:  A żesz ty& !  i coś z łoskotem
runęło w trawę.
 To właśnie Borys Fokin  zaprezentował Popow nie odwracając
głowy.  Archeolog  wańka wstańka .
 To przez tę diabelską trawę&  wykrztusił Borys Fokin podnosząc
się niezdarnie. Miał rude wąsiki, usiany piegami nos i zsunięty na bakier
biały plastykowy hełm. Borys wytarł pośpiesznie o spodnie swe
zabrudzone zielenią dłonie i przedstawił się:  Archeolog Fokin z grupy
Tropicieli Zladów. Bardzo miło mi poznać fizyka Lu.
Przedstawił się uroczyście, według wszelkich zasad, których go
widocznie jeszcze niedawno uczono w szkole.
 Witam serdecznie, archeologu Fokin  powiedział Lu.
 A to jest Tatjana Palej, także archeolog  rzekł znowu Popow.
Lu zbliżył się i grzecznie skłonił głowę. Dziewczyna miała szare
zuchwałe oczy i olśniewająco białe zęby. Ręka jej była silna i szorstka.
Nawet kombinezon umiała nosić z wdziękiem.
 Nazywam się Tania  oświadczyła.
 A ja Guan Czen  niezdecydowanie wymamrotał Lu.
 Mboga  przedstawił Popow  biolog i myśliwy.
 Gdzie on jest?  zapytał Lu.  Ach, proszę mi wybaczyć.
Stokrotnie przepraszam!
 Nie szkodzi, fizyku Lu  powiedział Mboga, witając się serdecznie.
Mboga był Pigmejem z Kongo i ponad trawą wystawała tylko jego
czarna głowa, owinięta białą chustką. Obok głowy sterczała masywna,
czarna lufa karabinu.
 To jest Tora Myśliwy  powiedziała ciepło Tatjana.
Lu musiał się schylić, aby uścisnąć rękę Torze Myśliwemu. Teraz
wiedział, kim jest Mboga: Tora Myśliwy  to przecież członek komitetu,
sprawującego opiekę nad fauną innych planet; to biolog, mający w swoim
dorobku odkrycie  bakterii życia na Pandorze; to zoopsycholog, który
oswoił potworne marsjańskie  sora tobu hiru  latające pijawki. Lu
czuł się strasznie zażenowany swoją gafą.
 Widzę, że pan jest bez broni, fizyku Lu  zauważył Mboga.
 W ogóle to ja mam pistolet  odrzekł Lu.  Ale on jest bardzo
ciężki.
 Rozumiem  powiedział Mboga z aprobatą, po czym rozejrzał się
dokoła.  Mimo wszystko podpaliliśmy step  rzekł ściszonym głosem.
Lu odwrócił się. Od pagórka aż do samego horyzontu ciągnęła się płaska
równina, pokryta lśniącą, soczystą trawą. Ze trzy kilometry od wzgórza
płonęła trawa, podpalona reaktorem rakiety desantowej. W białawe niebo
wznosiły się z wolna gęste kłęby jasnego dymu. Za dymem majaczyła
rakieta  ciemne jajko na trzech rozstawionych podpórkach. Wokół
rakiety czerniał szeroki, wypalony krąg.
 To nic strasznego  powiedział Lu  trawa szybko zgaśnie. Tu jest
bardzo wilgotno. Chodzcie, to wam pokażę wasze gospodarstwo.
Wziął Popowa pod rękę i powiódł go obok helikoptera na drugą stronę
wzgórza. Pozostali ruszyli ich śladem. Lu obejrzał się kilka razy, z
uśmiechem machając ku nim ręką.
Popow burknął ze złością:
 Zawsze jest nieprzyjemnie, gdy człowiek tak nabałagani przy
lądowaniu.
 Trawa szybko zgaśnie  powtórzył Lu.
Słyszał, jak idący za nim Fokin troszczy się pieczołowicie o archeologa:
 Ostrożnie, Taniu, tu, zdaje się, jest kępa &   Utrapienie ty moje 
odpowiadała inżynier archeolog.  Sam patrz lepiej pod nogi .
 Oto wasze gospodarstwo  oznajmił Lu.
Bezkresną, zieloną równinę przecinała szeroka, spokojna rzeka. Na
zakręcie rzeki błyszczał w słońcu karbowany dach.
 To moje laboratorium  zakomunikował Lu.
Na prawo od laboratorium unosiły się w niebo kłęby czerwonego i
czarnego dymu.
 A tam buduje się magazyn  poinformował..
Widać było, jak w dymie miotają się jakieś cienie. Na moment ukazała
się wielka, niedołężna maszyna na gąsienicach  robot matka, wśród
dymów od razu coś błysnęło, rozległ się donośny łoskot i jeszcze gęstsze
kłęby buchnęły w niebo.
 A tam oto jest miasto  wskazał Lu.
Od bazy do miasta było niewiele więcej niż kilometr. Z pagórka budynki
miasta wyglądały jak szare płaskie cegły. Szesnaście szarych, olbrzymich
cegieł&
 Istotnie  powiedział Fokin  bardzo oryginalne rozmieszczenie.
Popow w milczeniu skinął głową. To miasto było zupełnie niepodobne
do innych. Do momentu Odkrycia planety Leonidy, Tropiciele Zladów 
jak nazywano pracowników komisji zajmującej się badaniem śladów
działalności innych istot rozumnych w Kosmosie  zetknęli się jedynie z
dwoma miastami. Z opustoszałym miastem na Marsie i równie pustym
miastem na Władysławie  planecie błękitnej gwiazdy EN 17. Miasta te [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • loko1482.xlx.pl