[ Pobierz całość w formacie PDF ]

już to słyszałaś od Josepha.
- O, tak, i to nie raz - potwierdziła. - Bardzo się cieszę, że cię
widzę. Co u was słychać?
- Przecież dowiadujesz się o wszystkim przez telefon.
Codziennie któryś z nas dzwoni do ciebie.
- To prawda. Nawet Tony czasami telefonuje. On jako jedyny
nie poucza mnie, co mam robić. Geoffrey stale prawi mi
kazania. Głównie na temat pokus wielkiego miasta i grzechów,
które może popełnić dziewczyna z prowincji. Ale ja świetnie
daję sobie radę - oznajmiła. - Czy jadłeś już kolację? Bo ja
umieram z głodu.
- Ja też. Miałem nadzieję, że mnie zaprosisz.
- Oczywiście. Jestem teraz kobietą przedsiębiorczą i zarabiam
wielkie pieniądze.
Oboje się roześmiali i poszli do ulubionej restauracji Diny,
koło centrum handlowego.
Dopiero o dziesiątej Lukę odwiózł siostrę do domu.
Gdy odjechał, znowu poczuła się osamotniona. Jeszcze
półtora miesiąca temu wiodła szczęśliwe i ustabilizowane życie.
Niestety ojciec uparł się, żeby poślubiła Tony'ego. Wszystko się
skomplikowało, nawet jej wieloletnia przyjazń z Tonym.
Pogorszyły się także stosunki w rodzinie Dorellich. A ona nie
mogła zmusić się do małżeństwa z niekochanym mężczyzną.
Pomyślała o Sloanie. Jego też nie kochała. Nawet nie znała go
dobrze. A jednak jakaś tajemnicza siła ciągnęła ich ku sobie.
Wystarczył jeden dotyk, a już oboje tracili głowy. To nie była
miłość. Tego Dina była pewna. Jej kochanek także.
RS
88
Pomyślała o swoich rodzicach. Zakochali się w sobie i pobrali
po krótkiej znajomości. Ale to było w innych okolicznościach.
Co prawda, Dina z trudem mogła sobie wyobrazić ojca jako
namiętnego młodzieńca.
Westchnęła. Była zadowolona z odwiedzin Luke'a. Spędzili
razem miły wieczór, rozmawiając o różnych sprawach
domowych. Bardzo tęskniła za rodziną. Na szczęście ostatnio
codziennie rozmawiała z Normą przez telefon.
Dina szybko wbiegła na pocztę. Chciała zdążyć przed
zamknięciem. Wrzuciła plik służbowych listów do skrzynki i
skierowała się do wyjścia. W biurze miała jeszcze sporo pracy.
W drzwiach zderzyła się ze Sloanem. Spojrzała w jego duże
niebieskie oczy.
- Zdążyłeś w ostatniej chwili. Zaraz zamykają - powiedziała z
uśmiechem.
- Wstąpiłem tu tylko po ciebie. Zobaczyłem cię z samochodu i
postanowiłem się zatrzymać - wyjaśnił.
Obrzucił ją od stóp do głów zaciekawionym spojrzeniem.
- Może poszłabyś ze mną na kolację? - spytał.
- Kusząca propozycja. Niestety czeka na mnie sterta
formularzy podatkowych. Muszę je sprawdzić jeszcze dzisiaj.
- Pracujesz do pózna.
- O tej porze roku księgowi są zawsze zajęci.
Sloan wziął Dinę pod rękę i podprowadził pod najbliższą
kwitnącą magnolię.
- Czy u ciebie wszystko w porządku? - zapytał.
- Tak. Naprawdę. Kocham moją pracę. Moje obecne życie
jest... interesujące i bogate w wydarzenia.
- To dobrze. - Sloan wziął głęboki oddech. - Nie, wcale nie
jest dobrze. Chciałbym, żebyś czuła się tak samo przygnębiona
jak ja. Czy to nie jest śmieszne?
- Nie. To wcale nie jest zabawne. Proszę cię, nie zaczynaj od
nowa. Moje życie jest łatwiejsze bez ciebie. Mogę się uporać ze
swoimi pragnieniami.
RS
89
- Ach tak, rozumiem. To było bardzo szczere wyznanie.
- Jak na kobietę?
- Tego nie powiedziałem.
- Ale pomyślałeś. Niewiele wiem o twoich doświadczeniach z
kobietami, ale nosisz w sobie jakiś uraz. To nie wróży nic
dobrego, w razie gdybyś chciał się z kimś związać. Postaraj się
pokonać tę przeszkodę - poradziła mu.
Sloan uśmiechnął się lekko.
- Zwykle to ja udzielam ludziom porad. Za to mi płacą.
- Potraktuj to jako prezent - odparła Dina i spojrzała na
zegarek. - Muszę iść. %7łyczę ci miłego wieczoru - pożegnała się.
Zbiegła po schodach do samochodu. Spieszyła się. Na ulicach
był duży ruch, a ona chciała jak najprędzej dotrzeć do biura i
dokończyć czekającą ją pracę. Dzięki temu mogła odsunąć na
bok uporczywe myśli o Sloanie. Czy mi się zdawało, czy on
rzeczywiście był smutny i zatroskany? zastanawiała się.
Gdy wchodziła do biura, zadzwonił telefon. Podniosła
słuchawkę. To był Joseph. Jak zwykle przekonywał siostrę, że
jej pobyt w Denver nie ma żadnego sensu. Chciał, aby jak
najszybciej wróciła do domu.
Dina przetarła zmęczone oczy, zaczerwienione od patrzenia
na rachunki i monitor komputera. Była wyczerpana.
- Nie zamierzam wracać. Mam tu własne życie, które mi daje
satysfakcję - oświadczyła stanowczo. To samo mówiła
najstarszemu bratu już kilka razy.
- Jesteś taka uparta.
- Być może.
- Twoje miejsce jest tutaj. U boku Tony'ego.
- Nie mieszaj go do tego. On mnie rozumie. A ty jesteś
wściekły, bo wyrwałam się spod twojej kontroli. Zrozum, że
jestem pełnoletnia. Nie będziesz mi więcej rozkazywał. Odpręż
się i zajmij swoimi krowami.
RS
90
W słuchawce zapadła głucha cisza, Wspólnik Diny właśnie
wychodził i pomachał jej na pożegnanie, stojąc w uchylonych
drzwiach.
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego.
- Jutro musimy porozmawiać o sprawie Tomlina -
przypomniała mu.
- W porządku.
- Kto to był? - zapytał szybko Joseph.
- Nikt. Muszę kończyć - odparła, spoglądając na rozłożone na
biurku dokumenty.
- Chwileczkę. Czy to był mężczyzna? - dopytywał się jej brat.
Dina miała już dość tej rozmowy. Wpadła na pewien pomysł.
- Chyba jest już za pózno na ostrzeżema. Poznałam kogoś...
- Cooo?! Jak on się nazywa?!
- Nieważne. Jest starszy ode mnie i bardzo intrygujący.
Zupełnie inny niż mężczyzni, których znałam dotychczas. Ma
wyrafinowany gust i nigdy nie wiem, co myśli.
Joseph rozjuszył się na dobre. Teraz już nie mówił, ale ryczał
do słuchawki:
- Nie pozwól, żeby ten draft cię dotknął! Słyszysz, co
mówię?! Jeszcze nie wiesz, jacy są mężczyzni! Ostrzegam cię!
Nie daj się w nic wciągnąć!
Dinę rozbolało ucho od jego krzyków, więc odsunęła nieco
słuchawkę.
- Tak, Josephie, słyszę cię. Masz rację. Odmówię, nawet jeśli
zaprosi mnie do siebie.
- Cooo?!
- Problem w tym, że on jest bardzo pociągający. Nie mogę
oprzeć się pokusie.
- Kto to jest? Powiedz mi natychmiast.
- Nie mogę. Nie chcę, żebyś zrobił mu krzywdę. Jest
przystojny i piękny niczym grecki posąg, tylko że nie ma
obtłuczonego nosa - powiedziała, rozbawiona swoim pomysłem.
RS
91
- Zaraz mu złamię ten nos. Niech tylko spróbuje cię dotknąć -
zagroził Joseph, ale już bardziej opanowanym głosem.
- Nie ma takiej potrzeby. Nie posunęliśmy się tak daleko.
Przepraszam, ale ktoś dzwoni do drzwi. To może być on -
skłamała.
Joseph zdążył jeszcze powiedzieć jej, żeby nie straciła głowy,
nie wierzyła temu facetowi i natychmiast wróciła do rodzinnego
domu.
- Za żadne skarby - oświadczyła, odkładając słuchawkę. Nie
ma mowy o powrocie. Owszem, czasami czuję się osamotniona,
ale to minie, pomyślała. Mam pod dostatkiem pracy i zarabiam
więcej, niż kiedykolwiek przedtem.
Właśnie zaczęła podliczać długie kolumny cyfr, gdy znowu
zadzwonił telefon. Tym razem był to Geoffrey.
- Jak się miewasz, dziecino? - zapytał. - Joe właśnie mi
powiedział o waszej rozmowie. Podobno spotykasz się z jakimś
starszym mężczyzną.
Dina, lekko poirytowana, powtórzyła mu swoją historyjkę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • loko1482.xlx.pl