[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wyjaśniła, dlaczego to nie jest bezpieczne. Odparła, że list tego chudego
mężczyzny do Małej Zieleni wpadł w ręce Lu i został przeczytany  oto
w jaki sposób kompania wiedziała, gdzie ich złapać tamtej nocy.
Przywództwo partii zawsze może otwierać wszystkie listy i walizki. Nic
tego nie zabrania.
Wyznałam Yan, że nienawidziłam jej za to, co zrobiła Małej Zieleni.
Odparła, że mi się nie dziwi. Spuściła głowę. W milczeniu słuchała
mojego oskarżenia. Powiedziałam jej, że jest morderczynią. Płakałam.
Przyznała, że nienawidzi samej siebie, ale została do tego zmuszona. Od
dawna wiedziała, że Lu szpieguje Małą Zieleń. Jako sekretarz partii i
komendant nie miała wyboru, kiedy doniesiono jej o sprawie.
Yan wzięła moje dłonie w swoje i roztarła je. Miała ręce szorstkie jak
stara chłopka. Wyznała, że dopiero teraz zrozumiała, jak niewybaczalny
jest jej postępek. Sama teraz była w sytuacji Małej Zieleni 
zadała się z mężczyzną. Zrozumiała, że była jak żaba, która żyje na dnie
studni: jej wiedza o wszechświecie jest nie większa niż otwór studni.
Własna naiwność i niewiedza uczyniły z niej morderczynię. Ogłupiła ją
propaganda partyjna, magazyn  Honggi" i  Renmin Ribao". Wyszkolono
ją na mordercę. A kogo nie? Nie rozumiała świata wokół niej, świata, w
którym mordercy żyją sobie spokojnie, a niewinni mrą jak muchy.
Przypomniałam sobie jej polowania na węże w trzcinach. Zapytałam ją o
to. Ze wzrokiem utkwionym w zachód słońca powiedziała:  To dla Małej
Zieleni, żeby wróciła kiedyś do zdrowych zmysłów". Zebrała już
sześćdziesiąt dziewięć węży wodnych, które trzyma w dzbanie pod
łóżkiem. Musi dojść do okrągłej setki. Wyznała, że po raz pierwszy w
życiu daje wiarę przesądowi. Jej babcia kiedyś zbierała węże, żeby
uzdrowić jej siostrę inwalidkę. Kiedy miała już setkę, siostra wstała i
zaczęła chodzić, a była sparaliżowana przez sześć lat.
 Wiesz, że węże są jadowite, prawda?"  spytałam. Skinęła głową. Jej
spokojny uśmiech wzruszył mnie głęboko. Zapytałam, czy pozwoli mi się
do niej przyłączyć. Oświadczyłam, że nie boję się węży. Skinęła głową i
uściskała mnie.
Wyszłyśmy na polowanie oddzielnie. Nie złapałam ani jednego. Bałam
się tych stworzeń, ich kształt mnie przerażał, a tłusty połysk doprowadzał
do obłędu. Miałam koszmary nocne, śniło mi się, że moje ciało oplatają
węże. Nie opowiedziałam Yan o moich snach. Nie wierzyłam, że ona się
ich nie boi. Kiedy przyniosła ich jeszcze kilka, wyobraziłam sobie, ile
musiała się najeść strachu. Znów była moją bohaterką.
Rozmawiałyśmy jeszcze o mężczyznach, a zwłaszcza o Leopar-dzie Lee.
Zaproponowałam, że  jeśli chce  mogę jej służyć za posłańca.
Pokręciła głową i powiedziała, że skoro nie było wolno Małej Zieleni, to i
jej nie wolno.  Jestem członkiem partii, nie mogę robić rzeczy, których
zabraniam innym". Była smutna, ale zdecydowana. Rozśmieszała mnie,
ale jej szlachetność ujęła moje serce. Nie mogłam się na nią napatrzyć.
Nie mogłam się nią nasycić. Była moją Wenus.
 Przecież to nic takiego, prawda?"  spytałam, gdy wracałyśmy do
koszar. Nagle Yan rzekła ożywiona:  Założę się, że teraz potrafisz
pokonać Lu, wyrosły ci ostre zęby". Roześmiała się. Zrobiła
mi kapelusz z trzciny i mówiła o tym, jak należy napisać list i jaki znalezć
oficjalny pretekst, żeby go doręczyć Leopardowi Lee.
Rozpierała mnie radość. Radość bycia z Yan. Radość, że ona na mnie
polega. Minęły dwa tygodnie. Yan nadal nie przekazała mi nic do
doręczenia. Kiedy mnie widziała, unikała tematu. Wydawało mi się, że
jest szczęśliwa, chociaż nieco nerwowa. Widziałam, jak wieszała swoją
wypraną czerwoną bieliznę. Jaskrawoczerwoną. Nuciła piosenki, więcej
czasu spędzała, przeglądając się w małym lusterku o rozmiarach dłoni,
które wisiało koło drzwi. Przestała kląć. Dokuczałam jej. Przeklinałam,
używając jej przekleństw. Wiedziała, o co mi chodzi. Uśmiechała się
tylko i nazywała urwisem. Zaczęłam się niepokoić. Zapytałam ją o list do
Leoparda. Wykręcała się. Powiedziała, że nie ma czasu na pisanie.
Powiedziałam, że Leopard mógł o niej zapomnieć. Wieczorem tego dnia,
kiedy leżałam już w łóżku, odsunęła moskitierę i wrzuciła zwiniętą
kartkę.
Towarzyszu Leopardzie Lee: Jak się macie? Zastanawiam się, jak w
waszej kompanii postępują prace polowe. My tutaj dokonaliśmy
dużych postępów. Myślałam często o naszym spotkaniu. Znaczyło dla
mnie wiele, a ponadto było politycznie owocne.
Na marginesie Yan napisała:  Pomóż mi, proszę". Wzięłam kawałek
papieru i odpowiedziałam, że uczynię wszystko, czego oczekuje ode mnie
partia.
Nazajutrz napisałam jej list od nowa. Nie wiedziałam, jak wygląda
Leopard Lee, więc zamiast niego opisałam twarz Yan. Próbowałam sobie
wyobrazić, co robiliby, gdyby byli razem, jak by się nawzajem dotykali.
Sama myśl o tym powodowała przyspieszone bicie serca. Chciałam
opisać ciało Yan, ale nigdy go nie widziałam. Opisałam więc swoje,
dotykając się i wyobrażając sobie, że moje ciało jest jej ciałem, a moje
palce jego palcami.
Gdy Yan wróciła, szepnęłam jej, że skończyłam. Była podniecona i
rzekła, że nie może się doczekać, kiedy się położymy spać i będzie mogła
przeczytać list. Powiedziałam jej, że chciałabym ją widzieć, jak będzie go
czytać. Yan zdecydowała, że musimy znalezć jakiś pretekst,
żeby położyć się do łóżka razem. Uknułyśmy plan i czekałyśmy na
zapadnięcie zmroku.
Po kolacji Yan i ja usiadłyśmy przy drzwiach. Ona zaczęła reperować
swoje gumiaki, a ja zabrałam się do czyszczenia karabinu. Nie
odzywałyśmy się do siebie i udawałyśmy, że koncentrujemy się wyłącz-
nie na tym, co robimy. Rozłożyłam karabin i zaczęłam go czyścić. Byłam
roztargniona. Skradłam parę chwil, żeby przyglądać się Yan. Przecierała
papierem ściernym pęknięty but, smarowała klejem, zostawiała do
przeschnięcia. Nie patrzyła na mnie, ale ja wiedziałam, że ona czuje na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • loko1482.xlx.pl