[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Potem potwierdził to Aldo, który z synem wybrał
się na dziki.
 Byłam śledzona?
97/197
 Myślała pani, że taka blondynka nie zwróci
niczyjej uwagi? Poza tym martwili się. Nie wędruje
się tu bez odpowiedniego stroju i obuwia.
 Albo wody. Chce mi się pić.
 Dio mio.  Podszedł do plecaka i wyjął butelkę
wody mineralnej i kubek, a potem napełnił go. 
Powoli.
 Jak pana powiadomili? Był pan daleko stąd. 
W Viareggio. Ze swoją dziewczyną. Nie ma to zn-
aczenia, bo jestem zakochana w Jeremym. Nie
wolno mi o tym zapominać.
 Wróciłem, gdy tylko ustalono, że pani nie ma.
A Giacomo i Aldo skontaktowali się ze mną przez
radio.
 Radio? Tutaj?
 Si. Myśliwi cały czas się nim posługują. Ma za-
sięg ponad dziesięciu kilometrów.
 I sprawdza się.
 Dzięki Bogu. Lepiej nie spędzać tu samotnie
nocy. A gdyby się okazało, że trzeba dzielić tę
siedzibę ze skorpionem?
Odstawiła kubek.
 Są tutaj?  spytała głucho.
 Nie. Ale zjawiają się w nocy, i to często.
 Skorpiony. Wilki. Węże. Istna dżungla.
98/197
 To był pewnie wąż czteropasiasty. Nie jest
szczególnie jadowity.
 Jakież to fascynujące. Szkoda, że nikt mnie
o tym nie poinformował, nim spadłam ze zbocza 
urwała.  Jak pan zdołał dotrzeć tu przede mną?
Nie minęliśmy się.
 Jest jeszcze inna droga. Camillo zostawił mnie
na skrzyżowaniu. Dotarłem tu na piechotę.
 Samochód jest niedaleko? Dzięki Bogu.
 Tak bardzo pani spieszno do swojego więzi-
enia?  Napełnił wanienkę wodą.
 Wręcz przeciwnie, ale tam jest lepiej niż tutaj.
 Dobrze, że Giacomo tego nie słyszy.  Wskazał
balię.  Kąpiel czeka, signorina. Niestety, nie ma
mydła ani ręcznika. Musi się pani wytrzeć własnym
ubraniem.
Zaczerwieniła się.
 Ale to niemożliwe. Nic więcej nie mam.
Zdjął kurtkę i zaczął rozpinać szarą koszulę.
 Co pan robi?  spytała chrapliwie.
 Spokojnie.  Rzucił jej koszulę.  Proszę to po-
tem włożyć.
Skórę miał brązową, mięśnie silnie zaznaczone
i jednocześnie smukłe, pierś ciemną od włosów,
które zwężały się ku dołowi. Jeremy miał gładką
i bladą skórę, a ramiona węższe. Nie tak silne&
99/197
Odwróciła wzrok, czując suchość w ustach.
 Nie mogę&
 Proszę się nie wygłupiać.  Obrzucił ją prze-
ciągłym spojrzeniem.  Będzie skromniejsze niż to,
co ma pani teraz na sobie.
Podszedł do plecaka, wyjął z niego cienki wełni-
any golf i włożył go. Potem postawił na stole mały
słoiczek.
 Krem antyseptyczny  oznajmił i wyszedł na
zewnątrz.
Maddie rozebrała się i weszła do wanienki. Było
jej przyjemnie, kiedy siedziała z podciągniętymi
kolanami, zmywając z siebie brud i polewając się
strużkami wody ze złączonych w miseczkę dłoni.
Potem przewróciła ubranie na drugą stronę
i wytarła się. Posmarowała najgorsze zadrapania
kremem, po czym włożyła koszulę. Materiał
zachował jego woń i Maddie musiała się zmagać
z guzikami. Miał rację  odzienie było wystarcza-
jące, dłuższe niż sukienki, które nosiła ostatnio
w Anglii. Zbyt obszerne rękawy podwinęła do
łokci. Wzięła głęboki oddech i zawołała:
 Jestem gotowa!
Nikt jej jednak nie odpowiedział. Podbiegła do
drzwi wypełnionych ciemnością i wyjrzała.
 Andrea!  zawołała niecierpliwie.
100/197
Dostrzegła jego sylwetkę wśród cieni, kiedy się
zbliżał.
 Coś się stało? Znowu jakiś wąż?
 Nie.  Czuła się głupio. Znowu okazała słabość.
 Nie wiedziałam, gdzie pan jest.
 Poszedłem na spacer. Nie jestem święty, więc
chciałem uniknąć pokusy.
Znowu się zaczerwieniła.
 Myślałam, że& może wilk powrócił.
 Nic pani nie grozi.  Dotknął jej ramienia i obró-
cił ją w stronę pokoju. Ciepło jego dłoni zdawało
się przenikać całe jej ciało.  Proszę usiąść, za-
jmiemy się pęcherzami.
Usiadła z rękami na kolanach, a on wylał wodę
z wanny, po czym wyjął z plecaka bandaż i małą
tubkę.
 To żel  wyjaśnił.  Działa jak sztuczna skóra.
 Będzie bolało?  Pomyślała, że zachowuje się
jak pięciolatka.
 Trochę  odparł.  Ale pomoże. Mam nadzieję,
że szybko dojdzie pani do zdrowia, mia bella. Kiedy
obiecywałem zwrócić panią bez szwanku, nie
przyszło mi do głowy, że można zachować się tak
nierozsądnie.
Zwrócić&
101/197
 Jakieś wiadomości z Londynu? Jadę do domu? 
spytała pospiesznie.
 Nie udzielili żadnej odpowiedzi.
Był delikatny, ale żel szczypał, miała więc
wymówkę dla łez.
 A jeśli nigdy nie odpowiedzą&
 Nie trzeba się martwić na zapas. Odezwą się
w końcu, obiecuję. Cierpliwości, Maddaleno.
I proszę więcej nie ryzykować  dodał, bandażując
jej kostkę.
 Aatwo powiedzieć.
Zapadło milczenie.
 Trzeba się posilić  powiedział po chwili.
 Proszę mnie zabrać do domu. Wolę zjeść w swo-
jej celi& sama.
 Do jutra pani zgłodnieje. Zjemy teraz.
 Do jutra? Mam tu spędzić noc?!
Zauważyła, że twardnieją mu rysy.
 Obawiam się, że nie mamy wyboru.
 Ale Camillo przywiózł tu pana&
 Odesłałem go.
 Dlaczego?
 Tutejsza droga jest niebezpieczna. Nie
chciałem, żeby ryzykował jazdę po zmroku. Za-
bierze nas jutro jeepem. Musi pani ponieść konsek-
wencje swojej bezmyślności.
102/197
Osunęła się na krzesło.
 Co złego w tym, że chce się być wolnym? Wró-
cić do kochanego człowieka?
 Nic. Ale chwilowo jest tylko zupa, chleb i ser.
Można zjeść albo być głodnym.
Siedziała, obserwując, jak się krząta. Dorzucił do
ognia, napełnił garnek, rozgrzał zardzewiały
piecyk, nalał zupy ze słoika do metalowego garnka
wyjętego z plecaka i podgrzał. Potem rozwinął śpi-
wór, który był przytroczony do plecaka, i zaniósł
do drugiego pokoju. Maddie zauważyła z niepoko-
jem, że go rozpiął i położył na materacu, robiąc
z niego podwójne łóżko.
Boże, tylko nie to&
Od strony piecyka napłynął wspaniały aromat. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • loko1482.xlx.pl