[ Pobierz całość w formacie PDF ]

planecie.
- Pan sądził, że poprowadzę statek na Nową Ziemię? ... Bez tabel i jakiejkolwiek pomocy ...
- Jestem od tego daleki, kapitanie. To było tylko takie podświadome życzenie ... Max
wyprostował się.
- Proszę powiedzieć Kovakowi, aby trzymał dotychczasowy kurs. Acha ... niech pan poprosi
Walthera do mojej kabiny.
- Tak jest, sir. Pierwszego oficera spotkał jeszcze na korytarzu.
- Hallo, Walther! Proszę ze mną. Weszli do środka. Max zdjął czapkę i rzucił ją na stół.
- A jednak aię kręci! ... Dokonaliśmy tego!
- Tak jest, kapitanie. Obserwowałem wszystko przez bulaj w salonie.
- Nie wygląda pan na zaskoczonego.
- A powinienem? Max rzucił się na fotel.
- Powinien pan, powinien ...
- W porządku. Jestem więc zaskoczony i zdumiony. Max spojrzał nań bez przekonania, po czym
zrobił ponurą minę.
- Może pan chociaż wie, gdzie powinniśmy lecieć?
- Kapitan jeszcze nie zechciał zdradzić mi tej tajemnicy.
- Do diabła z tymi szaradami, przecież pan wie, o co mi chodzi! Celem naszej podróży jest
Terra Nova, ale po drodze leży Halycon. Dokąd pan zamierzał lecieć, zanim jeszcze mianowano
mnie kapitanem. O czym pan wtedy myślał?
- Wtedy myślałem tylko o jednym: w jaki sposób i skąd zdobyć dla "Asgarda" nowego dowódcę
- odparł spokojnie Walther.
- To jeszcze nie odpowiedz. Czy pan nie rozumie, że w tej chwili toczy się gra o dobro
pasażerów? Oczywiście, zgodziłem się ponieść ryzyko tranzycji, nie miałem żadnego wyboru. Ale w
tej chwili mogę wybierać ... Czy zatem nie powinniśmy poinformować ich o sytuacji i zdać się na ich
wybór? Walther pokręcił głową.
- Nie ma zwyczaju, aby pytać pasażerów ... w każdym razie nie praktykuje się tego na statku,
który jest w podróży. To nie fair. Max zerwał się i zaczął przemierzać kabinę długimi, nerwowymi
krokami.
- Fair, nie fair ... ciągle ta sama śpiewka. Przecież jest pan pierwszym oficerem! Niech pan
zadecyduje? Walther stał nieporuszony, choć Max krzyczał mu prosto w twarz.
- Decyzja nie należy do mnie, sir. Po to został pan kapitanem, aby decydować.
Max stał przez moment w milczeniu. Zamknął oczy.
Gdzieś z dna pamięci, z pokładów podświadomości, których sam nie mógł do końca przejrzeć,
wypłynęły długie, równe kolumny cyfr ... Podszedł do telefonu i połączył się ze sterownią.
- Mówi kapitan. Czy jest u was Kelly? Tak? ...
Witam szefie. Bierzemy kurs na Nową Ziemię. Proszę wszystko przygotować. Za chwilę się
zjawię.
22
O tej porze roku Max najbardziej lubił wczesny zmierzch. Leżał na niewielkim wzniesieniu, na
zachód od stodoły. Głowę wsparł o rękę w ten sposób, aby móc spoglądać na północny zachód.
Wpatrując się w pierścień tunelu z niecierpliwością oczekiwał chwili, gdy z ciemnego otworu
wynurzy się "Tomahawk" i srebrzystą nitką przemknie przez dolinę.
Nie miał nic do roboty - ze spokojnym sumieniem wylegiwał się na świeżej trawie,
kontemplując wspaniały zachód słońca.
Panowała głęboka cisza, przerywana niekiedy stukotem skrzydeł ptaków, Wtem z ciemnej
otchłani wypadła srebrna strzała, przecięła dolinę i znikła po przeciwnej stronie.
- O, boy ... - wyszeptał z podziwem - Wprost niewiarygodne ... Nie musiał się spieszyć.
Wyciągnął z kieszeni list i po raz nie wiadomo który przeczytał ostatnie zdania:
" ... Sądzę, że ojciec bardzo się ucieszył, widząc mnie znowu w domu. Choć z pozoru ma
stalowy charakter, w istocie szybko się rozczula. Jestem taka szczęśliwa ... wyszłam za mąż. Putzie
jest świetnym mężem ... taki troskliwy i wzruszająco miły ... Oh, Max ... Jeśli kiedyś wyląduje pan na
Hesperze, musi nas pan koniecznie odwiedzić.
PS. Mr. Chips wspomina pana z tkliwością. Ja także ..."
Czyż to nie miła dziewczyna z tej Ellie? ... Nawet jeśli poszła swą własną drogą, była taka
kochana. Ciekawe, co z Putzie'm? Gdyby zostali na Caritas ...
Nieważne. Astronauci nie powinni się żenić.
Zaczął podrzucać złotą odznakę z wyobrażeniem wschodzącego Słońca. Co to za głupia decyzja
... dlaczego nie mógł pozostać na "Asgardzie"? Oczywiście, w jakiś sposób można by ją uzasadnić:
skoro już raz był tam kapitanem, nie powinien pracować jako zwykły astronauta.
Ostatecznie stanowisko pomocnika astronauty na "Elizabeth Regina" to też całkiem niezła
posada.
Niewiele sobie robił z grzywny, którą obarczyła go Rada Gildii oraz z nagany, wpisanej w akta.
W końcu miał przecież to, czego najbardziej chciał: mógł latać. Poza tym nikt nie mógł mu odebrać
zasługi odkrycia Skupiska Hendrixa.
Choć nie przeczył słuszności kary - postąpił wbrew prawu i musiał ponieść konsekwencje -
mimo to nie sądził, aby ostatnie słowo w tej sprawie należało do orzeczenia sądu; wszystkie przepisy
powinny dawać bodaj cień szansy tym, którzy bez niej nie mogą sobie poradzić. Trochę pózniej, gdy
wzrośnie już w lata i doświadczenie, z pewnością uczyni coś w tej kwestii.
Jeśli nie chciał wydać fortuny na taksówkę musiał wracać. Podniósł się i ruszył w stronę domu.
Kierowca stał obok pojazdu - oglądał ogromny plac budowy, jaki wyrósł tuż przed gankiem.
Pola, które tak niedawno jeszcze uprawiał, znikły gdzieś w sieci wykopów. Tylko dom stał na
swoim miejscu. Nad drzwiami wisiał drewniany anioł, lecz jakiś łobuz wybił wszystkie szyby.
Nie miał pojęcia, gdzie mogła się podziać Maw ze swym gachem. W archiwum powiedziano [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • loko1482.xlx.pl