[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Wczoraj kolacja, dzisiaj lunch! Czy to nie pachnie jakimś romansem?
 Absolutnie tego nie wykluczam  oświadczyła Sandra, rumieniąc się.  Mam nadzieję,
że i ty tego nie wykluczasz, Heather.
Heather tylko się uśmiechnęła i poszła ubrać Grace. Byłoby zle, gdyby pochopnie podjęła
decyzję. Musi mieć pewność, że kocha Rossa tak, jak on ją.
Ross zjawił się punktualnie. Heather otworzyła drzwi, powstrzymując ręką wyrywającą
się do przodu Grace.
 Jest bardzo przejęta  tłumaczyła Heather, czując, jak skacze jej puls na widok
atrakcyjnie wyglądającego Rossa, ubranego w luzne dżinsy i granatową koszulkę polo.
 Nie tylko ona  oznajmił, błądząc po niej rozkochanym wzrokiem jak rękami.
Zaczerwieniła się, widząc, że nie omieszkał zauważyć jej rozpuszczonych włosów i
delikatnego makijażu. Bez trudu domyśli się, dlaczego zależało jej na wyglądzie.
Ross podniósł do góry Grace, która się tego domagała, ale nadał nie odrywał oczu od
Heather.
 Blizniaki też są przejęte, a mnie także niewiele brakuje  wyszeptał, pochylając się, by
musnąć jej usta.
Gdy poczuła jego ciepłe wargi, ścisnęło ją w żołądku. Nie powstrzymała się i wyciągnęła
rękę, by go dotknąć. Zanurzyła palce w jego włosach na karku, a kiedy poczuła na ustach
koniuszek jego języka, zaczęła szybciej oddychać.
 Mmm, to było miłe, ale musimy pamiętać, że mamy publiczność  zauważył, cofając
się i odwracając głowę w stronę samochodu, z którego wyzierały dwie niezmiernie
zainteresowane twarzyczki.  Przygotuj się na każdą ilość trudnych pytań. %7łeby chociaż byli
w wieku Grace!
 Jeszcze trochę, a ona także zacznie pytać  kto i  dlaczego .
 A zatem korzystajmy, póki jest okazja.
Ton jego głosu był dość beztroski, lecz Heather była świadoma ukrytego podtekstu.
Uśmiechnęła się nieznacznie. Nie chciała podejmować gry, a na jakąkolwiek decyzję było
jeszcze za wcześnie.
Kiedy nagle zjawiła się Sandra, Heather odwróciła się z ulgą i stęknęła, gdy matka
wręczyła jej wyładowany koszyk.
 Kiedyś ty to wszystko zrobiła?
 Kiedy szykowałaś Grace  odparła Sandra z uśmiechem.  Nie ma tu niczego
nadzwyczajnego. Trochę kanapek z serem i szynką, kawałek placka i owoce...
 Cudownie! Dziękuję, mamo. Jesteś niezrównana  ucieszyła się Heather i pocałowała
matkę.
 Najważniejsze, żebyście dobrze spędzili czas.
 Sandra zwróciła się do Rossa i wymieniła z nim porozumiewawcze spojrzenie. 
Zaopiekuj się obiema, dobrze? Są drogocenne.
 Zaopiekuję się.  Ross pocałował Sandrę w policzek.  I proszę mi wierzyć, że przy
mnie są absolutnie bezpieczne  dodał poważnym tonem.
Heather zmarszczyła czoło. Może się przesłyszała, ale czy w jego głosie nie zabrzmiała
nutka smutku? Szybko się otrząsnęła i zaczęła zdejmować z wieszaka peleryny.
 Na wypadek deszczu  wyjaśniła, gdy Ross uniósł brwi.
 Wykluczone! Podczas naszej eskapady nie może padać, bo zamówiłem piękną pogodę!
 Wziął od niej peleryny i wręczył je Sandrze, po czym poprowadził Heather do samochodu.
 Możesz włożyć koszyk do bagażnika, a ja przypnę Grace. Znalazłem dla niej fotelik
samochodowy. Służył chłopcom, gdy byli mali. Będzie w nim bezpieczna.
 Dziękuję.  Heather była głęboko poruszona jego troskliwością. Szybko wstawiła
jedzenie do bagażnika, uśmiechając się do siebie na widok stojącego już tam kosza. Były też
rakietki i piłki do krykieta, sieci rybackie i słoiki po dżemie, oplecione mocno sznurkiem
tworzącym uchwyt. Najwyrazniej Ross dobrze się przygotował na wyprawę.
Oczywiście Grace była zachwycona, mogąc siedzieć z tyłu z blizniakami. Gdy Heather
wsiadała do samochodu, mała szczebiotała z nimi swoją dziecięcą mową. Heather
uśmiechnęła się szeroko do Rossa, gdy ten zapuścił motor.
 Chyba jesteśmy gotowi i możemy ruszać.
 Chyba tak.  Odwrócił się do dzieci.  Kto chce jechać na piknik?
 My!!!  chórem zawołali chłopcy, do których z entuzjazmem dołączyła Grace.
 Ale jazgot!  zaśmiała się Heather, zatykając uszy.  Zaczynam się zastanawiać, czy to
aby był dobry pomysł!
 Zaufaj mi  oświadczył Ross.  Czy kiedykolwiek cię zawiodłem?
 Nigdy  powiedziała łagodnie i zaraz potem poczuła jakby gulę w gardle.  Nigdy mnie
nie zawiodłeś, Ross.
 Heather, ja...  Pochylił się w jej stronę, po czym, gdy z tyłu rozległ się pomruk
niezadowolenia, wycofał się.
 Chyba nie zaczniecie się znowu całować, wujku? Ross zabawnie przewrócił oczami i
spojrzał we wsteczne lusterko.
 Nie, pod warunkiem, że przestaniecie się bić o miejsca. Jesteście gotowi? Trzymacie się
mocno? Możemy więc... ?
 R-rruszać!  ryknęli chłopcy. Taki był najwyrazniej ich rodzinny zwyczaj.
Gdy Ross zjechał z krawężnika, Heather rozsiadła się wygodnie. Stopniowo zaczęło ją
ogarniać dziwne uczucie spokoju. Wiedziała, że pod koniec dnia będzie musiała podjąć
decyzję.
 Powinienem był wiedzieć, że to kuszenie losu! Ross rzucił koc na podłogę drewnianego
szałasu.
Rozpadało się prawie natychmiast po tym, kiedy zaczęli się wypakowywać.
Na szczęście postanowił ich zabrać na tereny rekreacyjne, gdzie było wiele zadaszonych
miejsc. Wysłał Heather i dzieci przodem, by nie zmokły, sam zaś doszedł po chwili z
zabranymi na piknik rzeczami.
 Przypomnij mi, żebym się nie wtrącał, kiedy następnym razem postanowisz wziąć
peleryny, Heather.
 Właśnie, przynajmniej bym nie zmokła  powiedziała słodko, szczerząc w uśmiechu
zęby.
 Zgoda, tylko nie wbijaj się w pychę. Wystarczy, że jeden raz powiesz:  a nie
mówiłam .
 Zgoda, a nie mówiłam?  zaripostowała szelmowsko.
 Przecież cieszysz się każdą spędzoną tutaj chwilą, nieszczęsna kobieto.
 Nie rozumiem zupełnie, co masz na myśli. Czy ktoś przy zdrowych zmysłach może się
cieszyć piknikiem w deszczu?
Ross westchnął.
 To hańba! A myślałem, że wybrałem na piknik najlepsze miejsce!
 Ależ tak  potwierdziła.  To śliczne miejsce, Ross. Jest tu woda, w której można łowić [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • loko1482.xlx.pl