[ Pobierz całość w formacie PDF ]

obok Morana, ukryci wreszcie przed ostrzałem
cudzych oczu, poczuli się, jakby zaczęli wracać
do zdrowia po ciężkiej chorobie. Rodzina panny
młodej jeszcze nie przybyła. Z zakrystii wyszedł
ksiądz ubrany w sutannę i komżę. Moran
podszedł, by zamienić z nim kilka słów.
 Drużba nie dotarł. Czy chłopiec może go
zastąpić?
Spojrzeli obaj na Michaela.
 Jest trochę za młody  odparł ksiądz. 
Możemy poprosić któregoś z braci panny młodej.
Pod bramę kościoła podjechał samochód;
albo panna młoda, albo wreszcie ich wuj.
Odwrócili się na dzwięk kroków po kamiennych
płytach. Gdy tylko drzwi wypełniła przysadzista
sylwetka wuja, na ich twarzach pojawił się wyraz
ulgi. Wuj przeszedł szybko przez nawę i zamiast
przeprosić pokazał swoje dłonie, całe w plamach
od ziemi i smaru, do których przywarło kilka
zdzbeł trawy.
 Myślałem, że już nie dotrzesz.
 Miałem awarię  wytłumaczył szeptem,
opuszczając się na kolana obok Morana i kładąc
zatłuszczoną dłoń na włosach jednej z dziewcząt.
Ksiądz przy ołtarzu skinął głową i uśmiechnął się
do drużby. W końcu rodzina panny młodej
usiadła w ławkach po drugiej stronie przejścia i
do kościoła weszła Rose wsparta na ramieniu
brata. Nie było muzyki. Ksiądz przywołał
Morana. Gestem pokazywał im, kiedy uklęknąć,
wstać, usiąść, kiedy wziąć obrączkę, złoto i
srebro [W opisywanym okresie mężczyzni zwykle nie nosili
obrączki ślubnej, obyczaj nakazywał jednak, by pan młody podarował
pannie młodej  złoto i srebro". Okrągła złota obrączka symbolizowała
wieczną miłość, srebrna moneta zaś  wszystkie jego ziemskie dobra".]
i  powtarzajcie za mną te słowa". Siostrze Rose
wyrwał się szloch. Oczy dziewcząt wezbrały
łzami. Fotograf robił zdjęcia z kaplicy bocznej.
Państwo młodzi wrócili razem do pierwszej
ławki, by wysłuchać mszy Wszyscy obecni, z
wyjątkiem drużby, przyjęli komunię świętą. Na
dworze, w jasnym świetle pogodnego dnia,
młoda para stanęła pod sznurem dzwonnicy i
rozsypano małe pudełko konfetti. Wszyscy
razem, pojedynczo i grupkami, pozowali jednej z
sióstr Rose do fotografii na tle gęstwiny laurów,
od której odcinały się nagrobki i ciemna zieleń
choinek. Wuj miał starego forda V-8 z
ogromnymi skrzydłami i wszyscy czworo bez
trudu zmieścili się z tyłu. Państwo młodzi usiedli
z przodu.
 Napędziłeś nam stracha  powiedziała
radośnie Rose.  Przez kilka minut mieliśmy
serce w gardle. Baliśmy się, że nie przyjedziesz.
Cudownie, że dotarłeś.
 Złapałem gumę. Kompletny kapeć. 
Jeszcze raz odwrócił na kierownicy powalane
smarem dłonie.
 Jak tylko przyjedziemy, dostaniesz gorącej
wody do umycia.
 Musiałeś za pózno wyjechać  rzekł
Moran.
 Człowiek nie myśli, że coś może się stać.
 To prawda, że nikt nigdy nie myśli. Co do
tego nie ma dwóch zdań.
 Teraz już wszystko dobrze. Ich wuj jest z
nami i to najważniejsze  powiedziała
pojednawczo Rose i odwróciła się do tyłu, by
pogawędzić z dziewczętami.
Samochód nie mieścił się na wąskiej dróżce,
więc resztę drogi przebyli na piechotę.
Kwietniowa niedziela była pogodna, choć
wyglądało na to, że jest minimalna szansa na
deszcz. W niskich krzakach dzikiej róży i
żywopłotach śpiewały i ćwierkały ptaszki.
Jeziorko poniżej domu otaczał wieniec zimowych
trzcin barwy mokrej od deszczu pszenicy.
Poczekali z rozpoczęciem jedzenia na księdza.
Tylko on zaryzykował podjechanie swoim małym
samochodem pod sam dom. Powiedział, że
wyjdzie wcześnie, bo musi jechać do chorego.
Nie było żadnych listów ani telegramów do
odczytania. Ksiądz złożył dłonie, zamknął oczy i
zmówił modlitwę, i zasiedli do obiadu: zupy
podanej przez córkę tej samej siostry Rose, która
robiła zdjęcia przed kościołem, kurczaka i szynki
z sałatą na drugie. Pokrojono weselny tort.
Ksiądz wygłosił krótką mowę, chwaląc obie
rodziny i nadzwyczajną prostotę weselnego
przyjęcia. W dzisiejszych czasach zbyt wielką
wagę przywiązuje się do tego, by się pokazać, do
rolls-royce'ów i wielkich hoteli, kosztownej
pompy i ostentacji. Przyjemnie jest zobaczyć, jak
ludzie powracają do starych obyczajów. Do
wznoszenia toastów podano wino, whiskey i
piwo. Drużba powiedział, że nie jest nawykły
przemawiać, że niewiele brakowało, by w ogóle
nie dotarł na ślub, ale że chce podziękować
księdzu za wszystko, co zrobił, rodzinie panny
młodej za wspaniałą ucztę i cały trud, jaki sobie
zadali, i wzniósł toast. Brat, który poprowadził
Rose do ołtarza, odpowiedział jeszcze bardziej
zdawkowo i wkrótce potem ksiądz wyszedł.
Weselny obiad zbliżał się stopniowo do
końca. Jeden z wysokich, małomównych braci
Rose obszedł stoły z butelką wina i butelką
whiskey, ale pito wstrzemięzliwie. Drużba
odchrząknął i oznajmił, że musi przed odjazdem
załatać oponę, a wtedy wszystkie dzieci Morana
wyszły razem z nim na drogę i przyglądały się,
jak wyjmuje lewarek, łaty i klej. Kiedy wrócił, nie
chciał usiąść ani się napić. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • loko1482.xlx.pl