[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mocniej, gdy szybkim krokiem zmierza do swojego pokoju. Wkładając klucz widzi, że drży mu
ręka, jest wściekły na siebie, o co ci chodzi, stary, najwyżej się komuś ukłonisz i odpowiesz na
jakieś zdawkowe pytanie, racjonalne argumenty nie pomagają, serce skacze mu do gardła, gdy sły-
szy czyjeś kroki w korytarzu, szybciej, szybciej, przekręca klucz, naciska klamkę i wpada do środ-
ka, opiera się o drzwi, przywiera do nich plecami, nasłuchuje, kroki oddalają się, oddycha z ulgą,
odkłada torbę, zdejmuje płaszcz, starannie wiesza go na wieszaku i rozprostowuje wszystkie zała-
mania.
Brała prysznic po porannym bieganiu, kiedy ktoś zasłonił jej oczy. Krzyknęła przerażona, a
wtedy zamknął jej usta ustami i poczuła jego zapach, cedr, opium, kto wie, co jeszcze, zapach ele-
ganckiego mężczyzny, którego kocha nad życie. Przytuliła się do niego i poczuła jego mokre ubra-
nie. Stali w strugach wody i śmiali się radośnie, ona naga, on w spodniach i koszuli, nie zdążył
zdjąć, bał się, że zakręci wodę, wtedy nie udałoby mu się jej zaskoczyć, zdjął tylko marynarkę i
buty.
 Co ty tu robisz o tej porze?  pyta Joanna z zachwytem.
 Sprawdzam, czy nie masz kochanka.
 No pewnie, że mam, wpada, jak jesteś w pracy, i pieprzymy się nawet pod prysznicem  mówi
Joanna, odpinając mu spodnie. Całują się mokrymi wargami, kochają w strugach wody do szaleń-
stwa, w końcu on bierze ją na ręce i zanosi do pokoju, owija w ręcznik, wyciera, nalewa po szkla-
neczce whisky.
60
 Trzydziesty raz w tym tygodniu  mówi z dumą.  Niezły wynik, nawet jak na młode małżeństwo.
Joanna włącza komputer i siada do pracy, musi dokończyć tłumaczenie i zawiezć do redakcji.
Nawet to jej się udało, znalazła pracę, do której nie musi wychodzić częściej niż raz na kilka dni, a
i te wyjścia nie są straszne, nic nie jest straszne, ledwie pamięta, że kiedyś było, niemal zapomniała
o dawnej sobie, co może łączyć motyla z poczwarką, zamknęła szczelnie drzwi prowadzące do
poplątanych korytarzy, w kilku najbliższych wyjścia zburzyła ściany, tworząc salon tak przestron-
ny, że ledwie mieści się w jej głowie. Najtrudniej było z oknami, ale i te udało jej się wybić i wpu-
ścić promienie słońca, we dnie i w nocy oświetlające fotel, na którym posadziła Marka. Siedzi tu
zawsze, wygodnie rozparty, a ona często wpada, gdy nie ma go w domu, by nasycić się jego wido-
kiem.
Czynności przygotowawcze, herbata, gazeta, znów herbata, umył śliwki i położył je na talerzy-
ku. Siedzi w pustym pokoju wpatrzony w komputer, nie bardzo wiedząc, co robić. Z pewnością
powinien dookreślić temat swojej pracy, ale to trwa już od wielu miesięcy. Najpierw nie mógł my-
śleć, bo był samotny. Potem nie mógł się skupić, bo był zakochany i niepewny, co ma z tym zrobić,
pózniej przygotowania do ślubu, różne sprawy, potem ślub, dni i noce pełne miłości, a teraz w koń-
cu musi się serio zabrać do pracy i nie może, nie jest w stanie się skupić i jest tym coraz bardziej
przerażony. Od miesięcy czyta w kółko ten sam artykuł, z którego ma coś wynikać dla jego badań,
może rzeczywiście wynika, ale on nie umie tego dostrzec, nie może nawet przeczytać go ze zrozu-
mieniem. Siedzi więc w pustym, szczelnie zamkniętym pokoju i nie wie, co robić, choć oczywiście
cały czas pracuje, jeśli nie czyta, to wprowadza jakieś dane, próbuje rozwiązywać równania, które
uparcie nie chcą się równać, i czuje, że nie ma to sensu, działania pozorne, mające usprawiedliwić
tyle godzin spędzanych codziennie przy biurku.
Wracając z redakcji, Joanna wstąpiła do Marka. Zmiało wkroczyła do ponurego gmachu i dziar-
sko podeszła do portierni.
 Dokąd?  pytanie portiera zatrzymało ją w miejscu.  Do doktora B.  odpowiedziała, a por-
tier odszukał jego nazwisko w grubym rejestrze.
 Umówiona?  zapytał, a Joannie jej nie zapowiedziana wizyta nagle wydała się czymś niesto-
sownym.
 To mój mąż  odpowiedziała niepewna, czy to wystarczający argument.
 Pokój 312  poinformował ją niepotrzebnie i nie zadawał więcej pytań, ale Joanna stała jesz-
cze przez chwilę bez ruchu, nim powoli minęła portiernię.
Co takiego jest w tym budynku?  zastanawiała się, idąc noga za nogą po schodach. Była tu nie
pierwszy raz i za każdym razem w okolicach portierni jakieś mikroturbulencje czy ukryty ciek
wodny wytrącały ją z równowagi i wysysały całą energię. Może to przez tych portierów w mundu-
rach  myślała  albo przez to, że Marek też nie lubi tu wchodzić. Odkąd jest z nim, tyle rzeczy
odbiera podobnie. To samo ją śmieszy, to samo jej się podoba, odkryła niedoceniany dotąd smak
whisky i guinnessa.
Chce iść do bufetu, może po śniadaniu będzie lepiej, czuje, że ma dosyć tej sytuacji. Ale jak to
zrobić, żeby nikogo nie spotkać, co będzie, jeśli natknie się na profesora? Może go dzisiaj nie ma,
muszę się dowiedzieć, zadzwonię do jego sekretarki, sięga po słuchawkę, co jej powiem? zapytam,
czy jest profesor, a ona na to, że jest, i usłużnie mnie z nim połączy, nie, to odpada, może Wojtek
coś wie o profesorze, ale jak mu wyjaśnię, dlaczego jego o to pytam, gdyby tak zrobić, żeby to ja-
koś przypadkiem wypłynęło w rozmowie, cześć, Wojtek, jak leci? w porządku, co u ciebie? no
wiesz, odkrywam rozkosze małżeńskiego życia, ty to znasz od dawna, ale, ale, nie widziałeś dzisiaj
starego?, nie, wyjechał na tydzień do Brukseli albo na Karaiby, dlaczego pytasz?, tak tylko, bez
powodu, to na nic, pewnie wszystko potoczy się jeszcze gorzej, cześć, Wojtek, cześć, Marek, do-
61
brze, że dzwonisz, bo właśnie stary pytał o ciebie, jest ciekaw tematu twojej pracy, a ja nie umia-
łem nic bliższego powiedzieć, zdradz w końcu, nad czym tam cały czas pracujesz, nie, nie, Wojtek
odpada, może ta dziewczyna z księgowości będzie wiedziała, czy stary jest w delegacji, chyba ma
na imię Marzena, pani Marzenko, czy profesor będzie przez cały tydzień?, nie chcę zawracać mu
głowy, ale muszę coś z nim omówić, więc chciałbym wiedzieć, czy będzie uchwytny, aha, dzisiaj
go nie ma, ale już jutro powinien wrócić, dzięki, pani Marzenko, no nie, też będzie zdziwiona,
czemu do niej dzwonię, jeszcze pomyśli, że ją podrywam, pieprzę ten bufet, jakoś wytrzymam do
obiadu.
Pukanie do drzwi wprawiło go w popłoch, próbuje zatrzymać wzrokiem opadającą klamkę, ale
drzwi otwierają się i wchodzi Joanna, jak dobrze, że to ona, Marek zrywa się z krzesła, przytula ją
do siebie i zamyka drzwi na klucz.
 Cześć  mówi Joanna, a on całuje ją, bierze na ręce i sadza na biurku, Joannie przebiega przez [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • loko1482.xlx.pl
  • e("menu4/3.php") ?>