[ Pobierz całość w formacie PDF ]

obecnych przywarły do rąk doktora.
Doktor sapał, jak puszczona w ruch całą parą maszyna.
Nieskalany dotychczas połysk narzędzi chirurgicznych upstrzyły gęsto czerwone plamy
krwi...
Cichy dzwięk ledwo dosłyszalnego jęku sprawił na obecnych wrażenie padającego tuż pod
nogami pioruna. Bo dzwięk ten wyszedł spomiędzy sinych ust szeryfa. Doktor nagle się
wyprostował. W podniesionych do góry palcach tkwił kawałek pogiętego, czerwieniejącego
krwią metalu. Ale kształt tego metalu w niczym nie przypominał pocisku rewolwerowego...
Sapnął. Odrzuciwszy tajemniczy przedmiot, znowu ujął pęsetę. Po chwili mignęła biała
wstęga bandażu.
 Wody!  zawołał Harvey.
W saloonie zaczęła się bieganina. O wodę właśnie było najtrudniej w takim lokalu. Ktoś
podsunął napełnioną szklankę.
 Może być whisky?  zapytał nieśmiało.
Harvey wzruszył ramionami.
 Chciałem alkohol zachować na drugie danie, ale ostatecznie...  przytknął szklankę do ust
szeryfa.
Z gardła wciąż jeszcze nieprzytomnego Blytha zaczął wydobywać się skomplikowany
konglomerat dzwięków. Coś pośredniego pomiędzy bulgotaniem a krztuszeniem się. I nagle, bez
żadnych ostrzegawczych znaków, szeryf otworzył oczy.
 Gdzie ten łobuz?  zachrypiał, tocząc wokół przekrwionymi oczami.
 Pogonili za nim  wyjaśnił ktoś spośród najbliżej stojących, zagapionych w nabożnym
podziwie w zmartwychwstałego szeryfa.
 A...  szeryf splunął różową pianą.  O.K.! Jak go złapią... pięćdziesiąt dolarów grzywny
za awantury w publicznym miejscu... z zamianą w razie nieosiągalności na trzy dni aresztu... 
westchnął i omdlał powtórnie. Gromada gapiów znieruchomiała. Nie wiedzieli: śmiać się czy
płakać.
Harvey, wyciągnąwszy cebulasty zegarek, liczył skrupulatnie puls rannego. Minę miał przy
tym raczej wesołą. Szymon dotknął delikatnie ramienia doktora.
 Doktorze, jak z szeryfem  zapytał cichutko.
Doktor wstał i wyprostował swą dość otyłą postać.
 All right!  oświadczył zwracając się do wszystkich.  Nic mu nie będzie, rana całkiem
powierzchowna. %7łeby nie to, że kula zahaczyła ramię urzędowej gwiazdy, a ta z kolei nacisnęła
mocno na splot...
Ale nikt nie miał ochoty wysłuchiwać zawiłych wyjaśnień. Splot nie splot, jaka różnica?
Grunt, że gorzko opłakiwany szeryf żyje, wszystko inne nie ma żadnego znaczenia.
Hasło do radosnej manifestacji pierwszy dał Szymon. Wdrapawszy się z niemałym zresztą
trudem na stół, odtańczył coś w rodzaju wojennego tańca, wrzeszcząc przy tym na całe gardło:
 Hipp, hipp, hurra!  dla szeryfa!  Hipp, hipp, hurra  dla doktora! Wszystkie gardziele
wtórowały mu z całym zapałem.
Harvey krzątał się przy zemdlonym, który powoli wracał do przytomności. Nagle grubas
palnął się w czoło:
 Do licha  zaklął  że też mogłem o tym zapomnieć!  krzyknął  trzeba przecież czym
prędzej zawiadomić miss Kate. Pewno się tam zapłakuje biedaczka na śmierć, a wy tu ryczycie
sobie jak stado pawianów.
Szymon z wysokości swego zaimprowizowanego piedestału, machnął ku niemu ręką,
uspokajającym gestem.
 Nie przejmuj się, doktorze. Wszystko w porządku. Nikt jeszcze nie zawiózł jej wiadomości
o wypadku...
IX
Mustang, którego John nabył gdzieś po drodze, nie miał zbyt reprezentacyjnego wyglądu.
Zmierzwione kosmyki skołtunionej sierści sterczały na wszystkie strony. Aaciata maść pasowała
raczej do krowy niż do wierzchowca. Charakterek też odpowiedni: umiał ni stąd ni zowąd
wyrzucać wszystkie cztery nogi w górę, albo, odwróciwszy złośliwy pysk, kłapnąć szerokimi
zębami. Nie po to bynajmniej, by nastraszyć, ale po to, by ugryzć.
Co tam... nie znalazł akurat nic odpowiedniejszego. Nieliczne okazy bardziej podobne do
konia były stanowczo zbyt drogie, jak na jego zubożałą kieszeń. Kopyta stukały ostro po
kamieniach rozrzuconych gęsto wzdłuż wąwozu. Rana nad kolanem piekła mocno, choć ją jako
tako zabandażował. Była poważniejsza, niż początkowo przypuszczał. Ucho mniej dokuczało,
chociaż w tym upale i ono dawało znać o sobie.
Sforsował porządnie siły, odprowadzając zaraz następnej nocy pożyczoną klacz.
Było w tym sporo ryzyka, ale przeszło jakoś gładko. Nie spotkał nikogo po drodze. Zostawił
konia uwiązanego u furtki. Ciągnęło go, by zajrzeć przez okno do wnętrza domu. W ostatniej
chwili zabrakło mu jednak odwagi. Bo przecież na pewno na środku pokoju stał katafalk i... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • loko1482.xlx.pl