[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Republiką, nieprawdaż?
Spostrzeżenie było trafne. Krwawe, pełne okrucieństwa dni Republiki i Rok II
należały do przeszłości. Ostatnio kolejne rody arystokratów na emigracji zawierały ugodę z
cesarzem Francji, przysięgając wierność nowemu rządowi, i odzyskiwały utracone włości.
Sebastian zmierzył aktora taksującym spojrzeniem.
- To dość łatwe oskarżenie. Jakie ma pan dowody?
- Tacy zawodowcy jak Pierrepont nie zostawiają dowodów.
- Istotnie. Jednak gdy ostatnio z panem rozmawiałem, usiłował pan mi wmówić, że
Leo Pierrepont był kochankiem Rachel.
Na twarzy Gordona zagościł grymas szczerej pogardy.
- O ile pamiętam, powiedziałem, że władze powinny przyjrzeć się powiązaniom
Rachel z tym mężczyzną. Nie przypominam sobie, bym nazwał go jej kochankiem. Ten
wniosek wyciągnął pan sam.
ROZDZIAA 32
Wizyta hrabiego Hendonu mogła rozwiać wiele wątpliwości sir Henry'ego Lovejoya
co do winy wicehrabiego Dewlinu. Lovejoy był jednak człowiekiem metodycznym, więc
część sobotniego popołudnia postanowił poświęcić na zamknięcie wątku kapitanostwa
Talbotów.
Lovejoy dowiedział się, że kapitan - wysoki, przystojny, mniej więcej trzydziestoletni
mężczyzna - był najmłodszym synem niewielkiego obszarnika z Devonshire. Dzięki
przydziałowi do Straży Konnej jego przyszłość zapowiadała się obiecująco, dopóki nie
popełnił błędu, uciekając z dziedziczką arystokratycznej rodziny, Melanie Peregrin.
Przełożeni Talbota nie odnieśli się życzliwie do tej romantycznej przygody; jego kariera
wojskowa, utknęła w martwym punkcie, zaś ojca Melanie tak rozwścieczyła, jak to określił,
perfidia córki , że zostawił ją bez grosza i zabronił wstępu do domu. Zanim Lovejoy dotarł
do wąskiej kamienicy Talbotów na Upper Union Street w dzielnicy Chelsea, znów zaczął
padać gęsty śnieg. Dom był niewielki i na pewno wynajęty, ale frontowe drzwi pomalowano
na wesoły czerwony kolor, kołatka lśniła, a ktoś uzdolniony artystycznie umieścił przy
wejściu dwie doniczki z rozmarynem. Lovejoy zauważył te szczegóły i zachował je w
pamięci do przyszłych analiz. Wyraznie kłóciły się z obrazem łkającej, bitej żony, jaki
przedstawił mu sir Christopher.
Podobnie jak spokojna, opanowana młoda kobieta, która przedstawiła się jako Melanie
Talbot.
Miał dużo szczęścia, że zastał ją w domu i w dodatku samą. Lovejoy przeprosił za
pózną wizytę, a pani Talbot przeprosiła za nieład, w jakim ją znajduje.
- Obawiam się, że gdy maluję, robię wokół dużo bałaganu - powiedziała z pełnym
słodyczy uśmiechem, trąc kciukiem plamę niebieskiej farby na bladym nadgarstku.
Lovejoy mógłby wyciągnąć błędny wniosek, że pani Talbot przejawia umiarkowane,
jak przystało damie, zainteresowanie pastelami, gdyby nie to, że wchodząc, zobaczył, jak stoi
na drabinie i maluje ściany jadalni.
- Dziękuję, że przyjęła mnie pani bez zapowiedzi - powiedział Lovejoy, siadając na
wskazanym krześle w niewielkim przyjemnym saloniku z oknami wychodzącymi na
zaśnieżoną ulicę. Zauważył, że meble w pokoju, choć staromodne i zniszczone, są gustowne,
o dobrych proporcjach - jak coś, co można znalezć na strychu w starej wiejskiej posiadłości
czy kupić tanio na targowiskach Hatfield Street. Nawet jeżeli małżeństwo okazało się
nieszczęśliwe, z całą pewnością Melanie Talbot nie ustawała w wysiłkach, by jej dom był
przyjemny i wygodny, mimo ograniczonych możliwości finansowych.
Melanie Talbot zajęła krzesło naprzeciwko. Była gibką, niezwykle atrakcyjną, młodą
kobietą o bardzo jasnych włosach, dużych, niebieskich, szeroko rozstawionych oczach i
delikatnych rysach twarzy. To był dokładnie ten typ kobiety, który budzi w młodych byczkach
- a i w niejednym starszym - chęć odegrania roli rycerza i obrońcy w lśniącej zbroi.
Uśmiechnęła się do Lovejoya szczerym, pięknym uśmiechem.
- Jak mogę panu pomóc?
- Mam kilka pytań. Chciałbym porozmawiać o wicehrabim Dewlinu.
Lovejoy obserwował, zafascynowany, jak przez jej piękną twarz przemknął grymas
lęku. Rzuciła szybkie, nerwowe spojrzenie w stronę wąskiego korytarza, jakby chciała się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]