[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w przekonaniu, że nie robią nic złego, a kontakt ze zmarłą jest rzeczą tak naturalną jak rozmowa
przez telefon z mamą, która wyjechała do innego miasta.
Mamusiu. Słyszałam głos Eli. Tak bardzo za tobą tęsknimy. Czy powiesz nam
kiedyś, gdzie jest nasz tatuś?
Cisza.
Wiesz, dzisiaj znowu zbierałyśmy truskawki. Usłyszałam głos Uli. Marzanna chyba
całą zimę będzie nas nimi karmić.
Nie mieściło mi się w głowie, że rozmawiają tak swobodnie o codziennych czynnościach.
Mamusiu, musisz nam w końcu powiedzieć, kim on był. Ela nie dawała za wygraną.
Nagle odezwał się Patryk:
Kończcie, ktoś jest przy bramie.
Słyszałam poruszenie przy stole i głos Darii:
Dafo, wróć tam, skąd przyszłaś. Wszystkie obecne tu duchy, opuśćcie nasz dom
i wróćcie tam, skąd do nas przyszłyście. Nakazuję wam!
Cisza.
Czy jest z nami jakiś duch?
Cisza.
Chyba wszystko w porządku odezwała się Daria. Kto przyszedł? Jest już prawie
północ.
To chyba jej chłopak. Usłyszałam głos Patryka.
Serce prawie wyskoczyło mi z piersi.
Jest sam dodał.
Więc zaprośmy go do nas odezwał się nagle Eryk. Zobaczymy, co ma nam do
powiedzenia.
Ogarnęła mnie panika. Bałam się, że go skrzywdzą, a w żaden sposób nie mogłam go
uprzedzić. Co on wyprawia? myślałam gorączkowo. Dlaczego przyszedł sam? Dlaczego nie
było z nim moich rodziców, policji, kogokolwiek?
Po chwili usłyszałam głos, na który czekałam od tak dawna i który brzmiał w moich
uszach jak najpiękniejsza muzyka głos mojego ukochanego, niski i spokojny:
Witam państwa. Przyszedłem po Sarę. Czy moglibyście ją zawołać?
Ależ chłopcze zaśmiał się Eryk czy wiesz, która jest godzina?
Proszę mi wybaczyć pózną porę. Widzę jednak, że nie śpicie, więc chyba nie jest to
problem.
Obawiam się, że nie wiem, o czym mówisz odpowiedział Eryk. Nie ma u nas żadnej
Sary.
Słysząc to, wiedziałam, że nie mogę dłużej czekać, zeszłam więc spokojnie na dół
i stanęłam na ostatnim stopniu, mówiąc:
Ależ jestem.
Wszyscy spojrzeli w moim kierunku: Marzanna i Eryk, Daria, Elżbietka z Urszulą, Patryk
i Daniel.
Dziewczynki, idzcie do łóżek, jest już pózno zwróciła się do blizniaczek głosem
spokojnym i stanowczym Marzanna. Dobranoc.
Dobranoc odpowiedziały chórem, po czym minęły mnie na schodach i poszły do
swoich pokoi.
Gdy usłyszałam drzwi zamykające się za nimi, powiedziałam:
Jestem gotowa.
Byłam gotowa opuścić ten dom, wyjść z Danielem i nigdy więcej tu nie wrócić.
Obawiałam się jednak, że nie będzie to takie proste. Jakby na potwierdzenie moich obaw,
usłyszałam głos Eryka:
To niemożliwe. Pokręcił głową. Nie możesz opuścić tego domu.
Nie wiesz, o czym mówisz odezwał się Daniel. Za chwilę przyjedzie tu policja.
Jeżeli nie wyjdę z tego domu z Sarą za kilka minut, będziecie mieli wielkie nieprzyjemności. Na
razie możemy to załatwić w sposób cywilizowany, bez żadnych konsekwencji. Jeżeli nie
będziecie robić problemów, nie oskarżymy was o uprowadzenie i przetrzymywanie Sary wbrew
jej woli i wiedzy jej rodziców, a cała sprawa pójdzie w niepamięć.
Patryk zaśmiał się złowieszczo i zwrócił się do Daniela:
Nikogo z tobą nie ma. Jesteś tu sam. A ona nigdzie nie pójdzie. Ty zresztą również.
Mówiąc to, wyciągnął nóż i zanim ktokolwiek zdążył zareagować, wbił go po rękojeść
w plecy Daniela, który właśnie obracał się w jego stronę. Z przerażeniem patrzyłam, jak mój
anioł się przewraca. Potem wszystko potoczyło się jak w najgorszym koszmarze. Upadając,
Daniel chciał się czegoś chwycić, a jedyną rzeczą, na jaką natrafiła jego dłoń, był świecznik
stojący na komodzie. Patrzyłam jak płomienie palących się świec wpełzają na bluzę Daniela
i błyskawicznie rozlewają się po całym jego ciele. Przez ułamek sekundy mignął mi obraz Bartka
leżącego na chodniku i wspomnienie strachu paraliżującego moje ciało. Wtedy jednak był
Daniel, który reagował przytomnie i ratował chłopaka, reanimując go. Tym razem to mój
ukochany był tym, którego należało ratować, i nie mogłam pozwolić sobie na to, żeby strach
mnie unieruchomił. Jak w transie rzuciłam się do kotar, którymi zasłonięte były okna, i zerwałam
jedną z nich gwałtownym szarpnięciem. Podbiegłam do Daniela i zarzuciłam na niego gruby
materiał, tłumiąc ogień.
Coś ty zrobił?... wyszeptał Eryk z przerażeniem.
Musiałem ratować naszą rodzinę odparł Patryk zdziwiony oskarżycielskim
i potępiającym tonem, brzmiącym w głosie mężczyzny. Wydałby nas wszystkich, oskarżyliby
was, wsadzili do więzienia... Co stałoby się z nami, z dziećmi?
Uklękłam przy Danielu i pochyliłam się nad nim, sprawdzając, czy oddycha. W tym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]