[ Pobierz całość w formacie PDF ]
większą część dobiegającego z zewnątrz światła i jak miał nadzieję zmniej-
szając odpływ ciepła.
Tak już mnie zmęczyło spanie w samotności po wiedziała.
Przyszłaś spać tutaj?
Tak.
51
Traktował to pytanie jako żart i nie spodziewał się podobnej odpowiedzi.
Nadzieja, spotęgowana zaskoczeniem, przyprawiła go o gwałtowne bicie serca.
Oszukiwał sam siebie. To nie pozycja czy brak broni powstrzymywały go, lecz
obsesja na punkcie jednej kobiety. Właśnie tej.
Czy chcesz mojej bransolety?
Nie.
Rozczarowanie było jeszcze gwałtowniejsze.
Wynoś się.
Nie.
Nie pohańbię bransolety innego mężczyzny ani nie zbrukam własnego ho-
noru. Jeśli nie wyjdziesz sama, będę musiał wyrzucić cię siłą.
A jeśli zacznę krzyczeć i zbiegnie się cały obóz? zapytała cicho.
Pamiętał, że czytał o podobnych sytuacjach w różnych książkach i wiedział,
że mężczyzna, który raz ulegnie takiemu podstępowi, nigdy już nie odzyska nie-
zależności. Czas tylko pogorszy sytuację.
Krzycz, jeśli musisz. Nie możesz tu zostać.
Nie dotknąłbyś mnie odparła z zadowoloną miną.
Nie poruszyła się.
Usiadł. Wściekły na nią i na własne karygodne pożądanie, szarpnął jej futrzane
okrycie. Opadło natychmiast. Okryła się nim, lecz go nie przewiązała. Odbite od
śniegu światło, sączące się wciąż przez ściany namiotu, powiedziało mu, że pod
spodem nie miała nic. Nic dziwnego, że było jej zimno!
Nagi mężczyzna walczący w swym namiocie z nagą kobietą, to nie będzie
zbyt przyjemny widok powiedziała.
To się zdarza bardzo często.
Nie, jeśli ona się opiera.
W moim namiocie? Zapytają, czemu przyszła do niego nago i dlaczego nie
krzyczała przed wejściem do środka.
Przyszła ubrana, by prosić o pomoc. Zrobiła błąd w rachunkach. Po-
grzebała w kieszeni i wyjęła stamtąd kartkę z nagryzmolonymi cyframi. Nie mógł
ich dojrzeć, miał jednak pewność, iż dobrze się przygotowała i nawet popełniony
błąd był godny jego uwagi.
Wciągnął ją do środka. . . nie, zwabił ją tam, a potem zerwał z niej ubranie.
Jakże łatwo wpadł w jej pułapkę. Była zbyt sprytna. Jeśli teraz podniesie
alarm, koniec z jego reputacją.
Czego chcesz?
Ogrzać się. W twoim śpiworze jest miejsce dla dwojga.
Nic ci to nie da. Czy chcesz mnie stąd wygonić?
Nie.
52
Odnalazła zamek błyskawiczny i otworzyła śpiwór, wpuszczając do środka
zimne powietrze. Po chwili leżała przy nim, naga i ciepła. Strój zostawiła na ze-
wnątrz i zapięła za sobą śpiwór.
A więc śpij.
Spróbował odwrócić się od niej, lecz jego ruch zbliżył ich tylko bardziej do
siebie.
Usiłowała przyciągnąć jego głowę do swojej, łapiąc go ręką za włosy, lecz
jego ciało pozostało sztywne.
Och, Sos, nie przyszłam tu po to, by cię dręczyć!
Nie chciał jej odpowiedzieć.
Przez krótką chwilę leżała nieruchomo, próbując złamać jego opór swą pło-
nącą kobiecością. Wszystko, czego pragnął, było tak blisko. Do zdobycia za cenę
hańby.
Dlaczego wybrała ten sposób? Musiałaby tylko odłożyć godło Sola na krótką
chwilę. . .
Jakaś postać odłączyła się od cienia głównego namiotu, stąpając przez zaspy
śniegu. Sos widział ją, choć oczy miał zamknięte. To był Tor. Rozpoznał go po
krokach.
Masz, czego chciałaś. Idzie Tor.
Jej kłamstwo zostało zdemaskowane. Wczołgała się do śpiwora, usiłując się
ukryć.
Odeślij go! szepnęła.
Sos złapał futrzane okrycie, rzucił je w tył namiotu i naciągnął Soli na głowę
brzeg śpiwora mając nadzieję, że nie udusi się w zamknięciu. Czekał.
Tor podszedł do namiotu i zatrzymał się. Nie padło ani jedno słowo. Nagle
brodacz odwrócił się i odszedł. Najwyrazniej uznał, iż ciemny zamknięty namiot
oznacza, że jego przyjaciel śpi.
Sola wystawiła głowę, gdy niebezpieczeństwo minęło.
A jednak mnie pragniesz powiedziała. Mogłeś mnie okryć wsty-
dem. . .
[ Pobierz całość w formacie PDF ]