[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zorientowałem się jedynie, że chodzi o jakieś niedomaganie serca i płuc, nic więcej na ten
temat nic wiem) pan Fry zobowiązał się do opieki nad Alexem do końca życia chłopca. Nikt
nie liczył, że Alex będzie żył długo. Fry został więc prawnym opiekunem swego bratanka i
najwyrazniej otrzymał pokazną sumę jako zapłatę, poza tym miał zarządzać majątkiem
chłopca. W razie śmierci Alexa wszystko przeszłoby na jego krewnych ze strony matki,
majątek bowiem pochodził z tamtej strony. Państwu Fry nic się nie należy. Dlatego właśnie
tak troskliwie zajmowali się chłopcem. Według jednego z sąsiadów, którego odwiedziłem
nieco pózniej, wprost bezwstydnie go rozpieszczali.
Traktowali mnie z wielką podejrzliwością, nie wierzą w takich jak ja. Ale ja już przywykłem do
niedowiarków, w naszej profesji, droga Ellen, trzeba być gotowym do znoszenia wielu
upokorzeń .
(Delikatna uwaga o tym, co ich łączy, poruszyła czułą strunę w duszy Ellen. Przeczytawszy
ją, uśmiechała się zachwycona).
Cierpliwie jednak odpowiadali na moje pytania, choć przypuszczam, że policja pytała
dokładnie o to samo.
Zastanawiasz się pewnie, co czułem w tym domu? U Kena wszystko było jak najbardziej w
porządku, tu natomiast coś mi nie pasowało. Naturalną rzeczą byłoby, gdyby z tych ludzi bił
niepokój, troska, rozpacz. Ja jednak wyczuwałem przede wszystkim strach, a to wydało mi
się co najmniej dziwne. Pozwól jednak, że przedstawię ci naszą rozmowę, na tyle, na ile ją
zapamiętałem.
Szczegółami, o które wypytywała policja, takimi w co Alex był ubrany, dokładnym ustalaniem
godziny wydarzeń i tak dalej, zbytnio się nie przejmowałem. Znałem je już z wcześniejszej
relacji, którą mi zdano na posterunku.
- Czy Alex znał Kena Browna? - zapytałem.
67
- Alex nie znał tu nikogo - odparła pani Fry. - Kiedy przyjeżdżał, najczęściej siedział w domu,
a większą część życia spędzał w sanatorium w Szwajcarii i innych krajach.
Spostrzegłem, że przy słowach matki Maureen się zaczerwieniła, postanowiłem więc nią się
zająć.
- Może ty znałaś Kena?
- Tego dzieciaka! - zaśmiała się. - Tego, co cały dzień pałęta się po stajni? Struga ważniaka i
myśli, że wie wszystko o koniach? O, nie, on nie należy do kręgu moich znajomych.
- Może wobec tego znałaś Liz Thompson?
- No nie, to już zupełny absurd. To taki typ, który próbuje poderwać wszystkich chłopców.
Wcale by mnie nie zdziwiło, gdyby naprawdę zle skończyła, sama się o to prosiła.
- I Alex też jej nie znał?
- Oczywiście, że nie!
Być może na papierze Maureen wydaje się niesympatyczna, ale w rzeczywistości wcale
taka nie jest. Cały czas mówiła z nieśmiałym uśmiechem na twarzy, jej głos brzmiał łagodnie
i życzliwie. Chyba naprawdę mam słabość dla takich jasnowłosych eterycznych istot .
(Dziękuję! prychnęła Ellen zerkając w lustro na swoje ciemne niesforne loki i mocno
zarysowane linie twarzy.)
Potem musiałem postępować ostrożniej.
- Proszę mi powiedzieć... Czy wiadomo państwu coś o tajnym sprzysiężeniu, zajmującym
się czarną magią?
Popatrzyli na siebie ukradkiem, wahali się z odpowiedzią. Wreszcie pan domu rzekł
niechętnie:
- O to chyba powinien pan zapytać naszego szanownego sąsiada. On wie o takich sprawach
znacznie więcej od nas.
Ponieważ z tonu jego głosu aż nadto wyraznie sączył się jad, zrozumiałem, że wpadłem na
właściwy trop.
- A któż to taki ten sąsiad?
- Przypuszczam, że nie mógł pan nie zauważyć jego gniazdka z kamienia, szkła i stali.
Nazywa się Douglas Bigby i mówi o sobie, że jest pisarzem. Podejrzewam, że w latach
trzydziestych napisał jeden artykuł do jakiejś gazety.
68
- Ależ, tatusiu, przecież on nie jest aż taki stary!
- O, wszystko jedno, bogowie wiedzą, z czego żyje. Pewnie sprzedaje czarodziejskie zioła i
receptury na wieczną młodość.
Wyraznie dało się wyczuć, że nikt w rodzinie nie ma ochoty na dalszą dyskusję na temat
pana Bigby, postanowiłem więc nie owijać już niczego w bawełnę i zapytałem wprost:
- Dlaczego aż tak się boicie?
Wszyscy troje drgnęli i popatrzyli na mnie z nieskrywanym gniewem.
- Czy nie jest rzeczą naturalną, że ktoś się boi, kiedy nagle znika mały chłopiec?
- To zupełnie inny rodzaj lęku - odparłem. - A was zlewa zimny pot ze strachu. Ze strachu o
was samych.
Zapadła cisza, słychać było jedynie drżący oddech dziedzica. Wreszcie Maureen
wykrzyknęła:
- Nie wiem, kim pan jest, może zwykłym naciągaczem, ale niech pan coś zrobi! Niech pan
odnajdzie Alexa, to bardzo, bardzo ważne!
- Bez wątpienia, zwłaszcza dla chłopca - odpowiedziałem chłodno. - Ale wy macie swój
szczególny interes w jego odnalezieniu, prawda?
Pan domu wreszcie odzyskał mowę:
- Owszem, ma pan rację. Fakt, że zniknął właśnie teraz, jest dla nas prawdziwym
nieszczęściem. Za kilka dni odwiedzi nas siostra jego matki, przyjeżdża raz do roku, żeby
sprawdzić, czy z chłopcem wszystko w porządku. To bardzo władcza dama i żywi wobec nas
wiele podejrzeń - jestem wszak rodzonym bratem potwora, który poślubił jej wspaniałą
siostrę - tak, tak właśnie traktuje nas ta rodzina. Przypuszczam jednak, że ona przede
[ Pobierz całość w formacie PDF ]