[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jak oczy jego matki. Długie rzęsy rzucały cień na policzki. Jego twarz nadal miała w sobie
miękkość i łagodność charakterystyczną dla małych dzieci. Mały nosek, drobne usta, lekko
wystający podbródek. Oliver miał na sobie kolorową pidżamkę w kucyki, a drobne dłonie
spoczywały na kocu.
Jego syn.
Jego piękny syn!
Annie podeszła do łóżka i stanęła obok Luca. Wciąż przeżywała na nowo uczucie ulgi, jaką
odczuła, gdy na własne oczy przekonała się, że nic mu nie jest. Miał
założonych kilka szwów, ale ogólnie wypadek nie spowodował żadnych poważnych
konsekwencji.
- Jest taki mały.
- Uważaj, żeby tego nie usłyszał - powiedziała, siadając na łóżku Olivera. Wzięła synka za
rękę, nie bacząc na to, że śpi. - Oliver uważa się za bardzo dorosłego.
Nieustannie dyryguje mną i babcią jako jedyny mężczyzna w rodzinie. Najwyrazniej
odziedziczył to po swoim ojcu.
Luc usiadł na jednym z krzeseł, nie spuszczając wzroku z Olivera, który wciąż T L R
bezpiecznie spał pomiędzy nimi.
- Opowiedz mi o nim. Ile ważył, jak się urodził? Był grzecznym niemowlakiem?
Kiedy wyrósł mu pierwszy ząb? A kiedy zaczął chodzić?
Było tyle rzeczy, których chciał się dowiedzieć o swoim synu. Tyle rzeczy, w których nie brał
udziału, tylko dlatego że Annie nie odnalazła go, kiedy rodziła Olivera.
Annie dręczyło poczucie winy. Teraz, kiedy czuwali przy jego łóżku, starała się choć po części
wynagrodzić mu to, co stracił. Opowiadała mu o Oliverze i o tym, jak wygląda jego życie.
- Chodzi do normalnego przedszkola w mieście? - Luc uniósł pytająco brwi.
- Mówiłam ci już, że zależy mi na tym, aby miał jak najbardziej normalne życie.
- I dlatego trzy razy w tygodniu chodzi do przedszkola z dziećmi z wioski?
- Tak.
- W Balfour?
- O co ci właściwie chodzi? - Spojrzała na niego lekko zaniepokojona.
- Czy fakt, że nosi nazwisko Balfour, nie stanowi przeszkody, żeby miał, jak to określiłaś,
normalne życie? - spytał miękko.
- Luc, jeśli chcesz wszcząć kolejną kłótnię...
- Nic podobnego - zapewnił ją pospiesznie. - Sam dorastałem jako dziedzic rodziny de
Salvatore i wiem, co to oznacza. Doceniam twoje wysiłki, żeby dzieciństwo Olivera nie różniło
się od dzieciństwa innych dzieci.
Dotknął lekko jednej z leżących na kocu rączek, a wzruszenie ścisnęło go za gardło. Skóra
Olivera była taka miękka i delikatna.
- Och.
- Nie spodziewałaś się takiej odpowiedzi, prawda?
- Szczerze mówiąc, nie.
- Twoja mama jest... zupełnie inna, niż sobie wyobrażałem - powiedział cicho, nie przestając
głaskać ręki Olivera.
- Wiem, co masz na myśli. Ale nie daj się zwieść pozorom. To bardzo bystra i bardzo silna
kobieta.
- Nie mam co do tego wątpliwości. Wiesz, że się domyśliła, kim jestem?
T L R
- Nie wątpię. Ale nie przejmowałabym się tym zbytnio. Skoro chcesz poczynić starania o
przyznanie opieki nad Oliverem, to i tak wszyscy się wkrótce o tym dowiedzą.
Luc ściągnął brwi.
- Czy to oznacza, że definitywnie odrzucasz moją propozycję małżeństwa?
- Jak dotąd nie złożyłeś mi takiej.
- Ależ oczywiście, że...
- Nie, Luc. Nic podobnego. Wydałeś mi polecenie z serii:  Zostaniesz moją żoną, a Oliver
będzie moim synem". Zupełnie jakbym była jednym z twoich pracowników.
- Naprawdę tak to odebrałaś?
Annie wyraznie usłyszała w jego głosie niedowierzanie.
- Nie wydaje mi się, żeby to była odpowiednia pora i miejsce na taką rozmowę. -
Wskazała głową na śpiącego Olivera.
Annie była zdziwiona, że dla niego nie jest to oczywiste. Do tej pory zachowywał
się tak, jakby był jej panem i władcą.
No, może z wyjątkiem kilku chwil...
Annie poczuła, że się rumieni na wspomnienie tego, co zaszło między nimi wcześniej. Tyle się
od tego czasu wydarzyło, że miała wrażenie, że ich kochanie się miało miejsce w innym życiu.
- Odkąd się spotkaliśmy w Lake Garda, zachowujesz się wobec mnie, jakbyś był
moim panem i władcą.
- Dziś po południu...
- To był błąd - przerwała mu szybko. - Nie przeczę, że było miło, ale wciąż uważam, że to się
nie powinno wydarzyć.
- Nie zgadzam się.
- Luc, nie widzisz, że nasze fizyczne kontakty jedynie zaciemniają sprawę?
- Jaką sprawę?
- Nie kochamy się, rozumiesz? - Annie oddychała ciężko, zdenerwowana tą rozmową.
- Miłość może przyjść z czasem.
- Albo się kogoś kocha, albo nie, Luc. My się nie kochamy i na tym koniec.
T L R
A raczej on jej nie kochał.
Podczas podróży powrotnej do Anglii Annie miała wiele czasu na myślenie. I nie wszystkie jej
myśli dotyczyły Olivera. Myśląc o nim, nie mogła nie myśleć o jego ojcu.
Luc i Oliver. Oliver i Luc.
Podczas lotu zdała sobie sprawę, że kocha ich obydwu. Naturalnie w inny sposób, ale mimo to
była to miłość.
Olivera kochała bezwarunkowo, ponieważ była jego matką. Jednak tego popołudnia, kiedy Luc
opowiedział jej o swoim ojcu i o tym, dlaczego sam chciał być ojcem dla Olivera, zdała sobie
sprawę, że kocha również jego. I to niezależnie od jego aroganckiego usposobienia i chłodu,
które zdawały się być nieodłączną częścią jego natury.
ROZDZIAA JEDENASTY
- Twoja matka jest ciepłą i pełną współczucia kobietą - zauważył z uznaniem Luc, kiedy
szykowali do spania dwa łóżka, na których mieli spędzić noc w szpitalu.
Choć Annie podzielała jego zdanie, mogłaby do tej listy dodać kilka innych, niekoniecznie tak [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • loko1482.xlx.pl