[ Pobierz całość w formacie PDF ]

%7ładnych jodeł. %7ładnych domostw.
Oślepiające słońce świeciło przez przednią szybę i Marler opu-
ścił osłonę. Po kilkuminutowym slalomie pełną zakrętów drogą
poinformował Tweeda, że przejechali już dwadzieścia kilometrów.
87
-Jedz dalej - polecił Tweed.
-Na skraju drogi widać biały dom! - zawołała Paula. Marler
zwolnił. Tweed sięgnął po chustkę do nosa, aby ostrzec
jadące z tyłu samochody. Paula pochyliła się do przodu i gdy powoli
przejeżdżali obok posesji, potrząsnęła głową i powiedziała, by
jechać dalej.
-Nie mamy szczęścia - stwierdziła. - Widziałam tablicę. To
miejsce nazywa się Dogwood.
-Jest też za blisko drogi - dodał Tweed. - Jestem pewien, że
Calouste wybrałby dom leżący bardziej na uboczu.
Przejechali następny kilometr, nie trafiając na żadną siedzibę.
Nagle Paula wychyliła się do przodu, spoglądając w lewo. Po-
nownie poprosiła Marlera, by zwolnił. Tweed sięgnął po chusteczkę
i opuścił okno.
-Heather Cottage! - wykrzyknęła triumfalnie Paula. - Zoba-
czyłam napis...
-Miejsce trudne do ataku - stwierdził Tweed po przyjrzeniu się
przez lornetkę. - Otwarty teren aż do samego domu.
Zatrzymali audi kilka metrów dalej, za zakrętem. Newman za-
reagował na sygnał Tweeda i zaparkował mercedesa tak, aby go nie
było widać. Harry postawił swojego forda tuż za nim. Paula sięgnęła
po lornetkę Tweeda. Heather Cottage był obszernym piętrowym,
krytym strzechą wiejskim domem z pomalowanymi na biało
ścianami i oknami po obu stronach wejścia.
Marler sięgnął po leżącą na podłodze u jego stóp torbę. Rozsunął
zamek błyskawiczny, wyciągnął karabin armalite i starannie
przymocował celownik optyczny. Po wyjściu z samochodu wy-
celował w kamień na poboczu, delikatnie pokręcił śrubami
regulacyjnymi i ponownie sprawdził.
-Zajdę ich od drugiego końca żywopłotu na skraju posesji. To
może być droga ucieczki od tyłu.
-Pójdę z tobą - powiedziała Paula, trzymając w prawej dłoni
walthera.
Do tego czasu Harry, z ciężkim plecakiem na grzbiecie i z
Newmanem za plecami, podpełzł do żywopłotu od frontu. Wy-
ciągnął z tornistra dwa wielkie granaty i trzymając po jednym w
każdej ręce, wyszczerzył zęby w uśmiechu.
-Granaty z gazem łzawiącym. Jeden przez otwarte okno na parter,
a drugi z tej samej strony przez okno na piętrze. Wskakuję przez
okno po prawej.
-Idę z tobą - stwierdził Newman.
88
- Będę obserwował frontowe drzwi - zdecydował Tweed. - Mo
gą tędy uciekać.
Granaty zostały wystrzelone i eksplodowały wewnątrz budynku.
Harry rzucił się do przodu i wskoczył do środka przez prawe okno.
Szczupły facet o ostrych rysach, ubrany w niepasujące na niego
dżinsy i kurtkę, wytoczył się z holu z pistoletem maszynowym w
ręce. Starał się celować.
- Za tobą! - krzyknął Harry.
Chudzielec obejrzał się instynktownie. Nie było za nim nikogo.
Zniknął w wąskim holu i wycofał się tylnymi drzwiami, widać gaz
łzawiący przestawał już działać. Przestępca zobaczył przed sobą
stojącą pod żywopłotem Paulę. Skierował w jej stronę pistolet
maszynowy, by skosić ją serią. Jej walther wystrzelił dwukrotnie.
Pierwsza kula trafiła mężczyznę w czoło, druga przebiła pierś.
Upadł na ścianę domu, osunął się i legł bezwładnie na ziemi.
- Dobra robota - powiedział Marler. - Mój armalite wraca na
ramię. Nie muszę go ściskać w garści.
Paula podbiegła do leżącego i dotknęła jego szyi. Potrząsnęła
głową i wyprostowała się. Zza rogu domu nadchodził Tweed.
- Nie żyje - powiedziała Paula. - Sądząc po wyglądzie, to chy
ba Francuz. - Włożyła rękawiczkę, sprawdziła kieszenie jego
spodni i wyciągnęła niemal pustą paczkę papierosów. -Cauloise
- stwierdziła. - Tak, to Francuz.
Z okna na piętrze wynurzyła się głowa Newmana.
-Czy wszystko u was w porządku? Wydaje mi się, że tak.
Sprawdzam z Harrym dół i piętro. Nie ma nikogo. A co to za mo-
tocykl oparty o ścianę?
-Miał służyć do ucieczki, ale nie będzie już potrzebny - odpo-
wiedział Marler, wskazując na ciało.
- W kuchni jest prawdziwy bałagan - raportował Newman.
Tweed wpadł do środka przez tylne drzwi, a Paula pospieszyła za
nim. Gdy wbiegli do kuchni, nagły przeciąg wyrzucił na zewnątrz po-
plamione serwetki. Stół nakryto dla trzech osób. Były na nim talerze
i resztki jedzenia, jajka na bekonie i jakaś podejrzanie wyglądająca
kiełbasa; kubki do połowy napełnione kawą. Paula podniosła przez
lateksową rękawiczkę spory kawałek papieru z opakowania i obej-
rzała. Zauważyła nazwę sklepu rzezniczego w Paryżu.
-Znowu po francusku - powiedziała. - Co tu się właściwie
zdarzyło?
-Calouste został ostrzeżony przez swego informatora, że je-
steśmy w drodze - powiedział Tweed ponuro. - Zostawił jedne-
89
go faceta do wyczyszczenia miejsca. Tego martwego na zewnątrz.
-Wydaje mi się, że trudno będzie go złapać - zamyśliła się Paula.
-Lub zabić - dodał Tweed. - Z tego, co mi opowiedział Buchanan
o jego niektórych akcjach we Francji i w Austrii, byłoby to chyba
najlepsze rozwiązanie. Jest najbardziej bezlitosnym, działającym
z zimną krwią łajdakiem, o jakim kiedykolwiek słyszałem.
Tymczasem przeszukajmy dokładnie to miejsce od podłogi po
czubek dachu. Widać, że drań uciekał w wielkim pośpiechu, a to
oznacza, że mógł coś zostawić.
Newman i Tweed zniknęli, aby przeszukać piętro, Butler i
Marler zaś sprawdzali na dole. Paula pozostała w kuchni. Wyrzuciła
jedzenie z talerzy do kubła za tylnymi drzwiami, po czym zamknęła
okno i przystąpiła do systematycznych poszukiwań.
Pod kuchenką znalazła zwinięty kawałek papieru. Nadal w la-
teksowych rękawiczkach, oczyściła część stołu i ostrożnie wypro-
stowała papier. Miał perforację wzdłuż jednego brzegu, więc za-
pewne został wyrwany z notatnika. Zobaczyła na nim tylko jedno
słowo, napisane czarnym długopisem.
Seacove.
Pewnie jakaś wioska nad morzem, pomyślała. Wyszła przed
dom, aby pozbierać serwetki, które wiatr wywiał przez otwarte
okno. W gałęziach żywopłotu zobaczyła wielki kolorowy arkusz.
Zabrała go i rozłożyła na stole. Wyglądał na pojedynczą kartę
wyrwaną z atlasu Ordnance Survey*. Była to mapa West Country z
czarnym okręgiem zakreślonym wokół hrabstwa Kor n-walii. W
tym momencie wrócili Tweed z Newmanem, Marler i Butler.
- Tak jak się spodziewałem, w całym domu nic nie znalezli
śmy - powiedział Tweed.
- Mylisz się - zaoponowała Paula. - Spójrz na te dwa kawałki.
Zebrali się wokół stołu, przyglądając się jej znaleziskom.
Tweed podniósł kartkę z notatnika dłonią w lateksowej rękawiczce.
-Seacove? To chyba nic nie oznacza. Okrąg wokół Kornwalii
może być znaczący. Diabelnie duży teren do przeszukania, ale
nie teraz.
-A co teraz? - chciała się dowiedzieć Paula.
* Oficjalna instytucja publikująca dokładne mapy Wielkiej Brytanii i Irlandii
Północnej.
90
-No to klapa - powiedział Harry, który właśnie do nich dołączył.
- Skąd, u diabła, Calouste mógł wiedzieć, że jedziemy?
-Dobre pytanie - zgodził się Tweed. - To potwierdza, że ma w
Hengistbury szpiega, który komunikuje się z nim przez telefon
komórkowy. To jedyna odpowiedz.
-Kto to może być?
-Nie mam pojęcia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • loko1482.xlx.pl