[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wszystko wymyśliłem.
Spojrzał na nią. Była zdziwiona, cała czerwona i ledwo wierzyła własnym uszom.
Roześmiał się.
- Będziesz mogła krzyczeć tak głośno, jak tylko będziesz miała ochotę. Nikt nie
usłyszy, najwyżej kilka kaczek i ptaszków. Tak, spodoba mi się twój krzyk w środku dnia.
Słońce będzie ci świeciło prosto w twarz, a ja będę cię wgniatał w ciepłą ziemię.
Dała mu kuksańca w brzuch, a on roześmiał się jeszcze głośniej. Chciała mu
powiedzieć, że mógł sobie być takim dzikusem, jak tylko chciał, ale zawahała się.
- Polubisz mnie jeszcze bardziej, kiedy znowu będę doskonałym kochankiem -
powiedział. Zastanawiała się, czy to w ogóle możliwe.
W Branderleigh Farm znalezli trzyletnią klacz, której ojcem był Pander z Foxhall
Stud. Była żwawa, miała miękki pysk, długi kark i sierść czarną jak noc, tylko z białą gwiaz-
dką na nosie. Próbowała ugryzć Alexandre w ramię, a kiedy ta odskoczyła, pacnęła ją
pyskiem w podbródek. To była miłość od pierwszego wejrzenia.
-Tak ją właśnie nazwę - powiedziała Alexandra, podskakując z radości przy
Douglasie, który ubijał targu z niejakim panem Crimptonem. Klaczka stała
przywiązana do dwukółki.
-Północ, Czarnulka?
-Nie, to byłoby banalne, a sam wiesz, że musimy unikać oskarżenia o banalność jak
tylko się da.
Podsadził ją, żeby wsiadła do dwukółki, a sam usiadł obok. Cmoknął na konia i
ruszyli.
-Więc jak? - zapytał po chwili.
-Coleen.
-Nie ma irlandzkiej krwi.
- Wiem, ale jest oryginalna.
Uśmiechnął się. Czuł się wspaniale. Popędził konia.
Chciał jak najszybciej znalezć się nad strumykiem i udowodnić, jakim jest
wspaniałym kochankiem. Wymyślał logiczne argumenty za inwazją Napoleona na Neapol i
ledwo pamiętał, że siedzi obok niej. Czuł się znowu sobą.
Pomógł jej zsiąść z dwukółki i to wystarczyło - zwykłe dotknięcie jej dłoni. Dotknął
jej piersi, zaczął ją całować i przepadło. Porwał jej koszulę na strzępy. Zrobił to tak szybko i
tak gwałtownie, że kiedy się od niej oderwał, serce waliło mu jak młotem.
- Nie potrafię, nie mogę tego wytrzymać. Niech to wszyscy diabli, to nie do
zniesienia. Przez ciebie znowu kląłem, a obiecywałem sobie, że już nigdy... Nie udało się,
Jezu, jestem głupim, śmierdzącym skunksem, nie mam za grosz rozumu.
Jeżeli idzie o Alexandre, wątpiła, czy zdoła stanąć na nogach. Wziął ją szybko, jak
zwykle, i wszedł w nią tak głęboko, że krzyczała z rozkoszy. Na twarzy czuła promienie
przeświecającego przez dębowe gałęzie słońca, a jej nowa klaczka wtórowała pani rżeniem.
Douglas dyszał i mówił jej rzeczy, które - jak się domyślała - były bardzo erotyczne, ale nie
wszystkie rozumiała. Chciała go nawet zapytać, co znaczą, żeby potem mówić mu to samo.
- Tak - powiedział - za dużo jak na jednego człowieka. - Pochylił się i pocałował ją.
Rozchyliła usta i wszystko zaczęło się od nowa. - Niech to szlag! - wrzasnął, znowu ją
pocałował i pchał, pchał co sił, jego dłonie garnęły się do niej, usta tonęły w jej ustach - aż nie
panowała nad sobą, wychodziła mu naprzeciw i płonęła w jego pożądaniu. Nie chciała, żeby
był ucywilizowany, nie chciała, żeby robił to inaczej. Chciała, żeby pozostał świnią.
Pomiędzy pocałunkami powiedziała mu, że go kocha. Całowała jego usta, szczęki,
ramiona, ręce i brzuch. Dotknęła jego członka, a on zadrżał.
-Nie, już nie - delikatnie odepchnął ją od siebie. Spojrzał na nią i powiedział: -
Powiedz, czy nie mam racji. Jeżeli kobieta czuje przyjemność, jeżeli zatraca się w roz-
koszy, to mówi mężczyznie, że go kocha. Sama przed sobą musi usprawiedliwić swoje
pożądanie, twierdząc, że to miłość. Zwłaszcza ty, taka młoda i romantyczna, pragniesz
opakować cielesne przyjemności w coś bardziej wzniosłego. Tak działa kobiecy
mózg, wypełniony tymi wszystkimi romansidłami, które z pewnością pochłaniałaś, ale
jeżeli tylko zachowasz rozsądek, przejdzie ci.
-Ty głupolu! - mocno grzmotnęła go pięścią w szczękę. Leżał podparty na łokciu, a na
skutek uderzenia stracił równowagę i przewrócił się na plecy.
-Ty gburze! Ty bezmyślny śmierdzący skunksie!
-Zgadzam się co do ostatniego, zresztą wspominałem o tym.
-Idz do diabła!
Wstała i z furią poprawiała na sobie odzienie. Aż drżała ze złości.
- Alexandra! Bądzże rozsądna. Przestań.
Nie przestała. Tak mocno pociągnęła za guzik, aż go oberwała.
Podniósł się na łokciach, nagi, spocony i bardzo odprężony. Nawet się do niej
uśmiechał. - Alexandra, boczysz się, bo powiedziałem prawdę? Miłość to bzdurny wymysł
poetów, i czemu by nie, skoro da się rymować. Jest jak sen, jak deszcz, który przelatuje ci
przez pałce. Nie potrzebujesz wymówek ani usprawiedliwień, mamy prawo cieszyć się sobą.
Dobrze nam ze sobą w łóżku, reagujesz na mnie z entuzjazmem, choć ja chyba mam przy
tobie ten... hm... kłopot. Nie musisz wyjaśniać tego żądną romantyczną bzdurą.
Była już ubrana, tylko pończochy i buty leżały jeszcze na ziemi. Dłonie położyła na
biodrach i powiedziała bardzo powoli i spokojnie: - Wiedziałam, że nie powinnam była ci
tego mówić. Wiedziałam, że nie czujesz do mnie tego samego i bałam się, że dam ci władzę
nad sobą. Myliłam się. Tak mało ci na mnie zależy, że w ogóle nie chcesz żadnej władzy. Nie
zdawałam sobie sprawy, że będziesz wyśmiewał moje uczucia, że będzie cię bawiło, co czuję.
W swoim cynizmie jesteś żałosny. Jeżeli to ci pomoże, usprawiedliwi twoje sądy - dobrze, w
tej chwili nie kocham cię. Mam raczej ochotę przyłożyć ci młotkiem albo kopnąć w zadek.
Ale nie, inaczej cię ukarzę.
Schwyciła jego buty i spodnie i pobiegła z nimi do strumienia. Zatrzymała się i rzuciła
tak mocno i daleko, jak tylko mogła.
Douglas chciał złapać ubranie, ale za pózno.
- Niech to diabli!!! - wskoczył do strumienia, usiłując wyciągnąć buty i spodnie.
Alexandra odwiązała konie, wskoczyła do dwukółki i po chwili już jej nie było. Na siedzeniu
dwukółki uwoziła ze sobą jego koszulę i kurtę.
Słyszała, jak za nią krzyczał, ale tylko pogoniła konie. Nie mógł jej złapać, nie boso, a
gwizdanie na konie też nic by nie dało. Uśmiechnęła się. Cyniczny drań. Zemsta była słodka.
Trzy minuty pózniej Douglas minął zagajnik cisowy, gdzie jego biała koszula
powiewała jak flaga poddania się. Zastanawiał się, jak tu trafiła. Musiała ją zabrać, niech ją
szlag. Był spocony, zgrzany i miał ochotę ją udusić gołymi rękami. Przydusić, aż twarz zrobi
jej się fioletowa.
Przeklęta baba. %7łądza, poczciwa stara żądza, i to wszystko, a ona - jak każda inna
kobieta od początku świata - doszukiwała się czegoś wznioślejszego. Gdyby jej na to
pozwolił, pewnie zaczęłaby bredzić o pokrewieństwie dusz i połączeniu serc. Coś okropnego. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • loko1482.xlx.pl