[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Uważam - odszepnęła i nie wiedzieć czemu raptem przy-
pomniały się jej opowieści matki o tym, jak młoda Lila
Smothers poznała swojego przyszłego męża.
Liam Foster, długowłosy brodacz z kucykiem, grał na
42
S
R
gitarze w zespole, który nigdy nie zrobił kariery. Pisał
wiersze, których na trzezwo i bez trawki nikt nie słuchał.
Kiedyś przez rok nie jadł mięsa, protestując przeciwko okrut-
nemu mordowaniu zwierząt. Kilka razy trafiał do więzienia
za dawanie wyrazu głębokiej niechęci do zgniłego kapitali-
zmu.
Jakie to dziwne, myślała Diana, ściskając w spoconej,
drżącej dłoni bukiet od Willa. Ten sam kapitalizm, z którym
walczył ojciec, zapewnił jej matce pracę po tym, jak dostaw-
cza furgonetka Liama rozbiła się pewnej nocy na śliskiej dro-
dze gdzieś w Pensylwanii. I dawał jej opiekę medyczną w
czasie choroby.
Od dzisiaj Diana miała być częścią tego systemu.
- Panno Foster?
- Diano?
- Co? - Ocknęła się nagle i spojrzała wściekle na czło-
wieka, który chciał ją uzależnić od siebie.
- Pani sędzia chce wiedzieć, czy ślubujesz?
- Co ślubuję?
Na sali rozległy się stłumione chichoty. Diana poczuła czy-
jąś dłoń na ramieniu i zobaczyła uśmiechniętą od ucha do
ucha twarz Sebastiana.
- Oczywiście, że ślubuję - parsknęła. - Po to tu przecież
przyszłam.
Jason wybuchnął śmiechem, reszta z trudem powściągała
uśmiechy, nawet wargi Willa drgały podejrzanie.
- Ja ślubuję- szepnęła porywczo. - Nie rozumiem tylko,
dlaczego ty to robisz.
- Ja też nie bardzo - odparł Will z przekąsem.
43
S
R
Jeszcze tylko podpisy i byli małżeństwem: Will musiał
przypomnieć Dianie, żeby obok nazwiska Foster umieściła
Bradford.
Cała grupka na chwilę zatrzymała się w holu.
- W klubie czeka wielkie przyjęcie - Sebastian zwrócił się
do sędzi. - Jest pani zaproszona.
- Dziękuję, ale za pół godziny mam rozprawę. Jakiś pirat
drogowy i dwóch gapowatych pieszych. Takich tutaj mordu-
jemy.
Przedstawiciele prawa w Royal mają przynajmniej poczu-
cie humoru, pomyślała Diana, kiedy wychodzili z budynku.
Za chwilę miała świętować zawarcie małżeństwa z człowie-
kiem, którego ledwie znała, w towarzystwie czterech jego
przyjaciół, których nie znała w ogóle. Nie przypominała so-
bie, by kiedykolwiek w życiu znalazła się w równie absur-
dalnej sytuacji.
- Seb, zaprowadzisz do klubu samochód Diany? - zapytał
Will, odbierając Dianie kluczyki i rzucając je przyjacielowi. -
My pojedziemy za tobą.
Zanim zdążyła zaprotestować, Will ujął ją pod ramię i po-
ciągnął w stronę swojego wozu. Skapitulowała, uznawszy, że
milczenie będzie wymowniejsze niż niemądre komentarze.
Coś jej mówiło, że Will ma niską tolerancję na rozgadanie.
I na kobiety, jeśli wierzyć biurowym plotkom.
Pamiętała dobrze te westchnienia i uwagi, kiedy pojawiał
się w sekretariacie:
- Dużo bym dała, żeby zobaczyć go bez koszuli.
44
S
R
- Nie poprzestawaj na tym, moja droga. Nie miałabym nic
przeciwko temu, żeby jego buty stały koło mojego łóżka.
- Cicho, dziewczyny, bo was usłyszy! I pomyśleć, że była
teraz jego żoną.
Czy wiadomość rozeszła się już w Wescott Oil? Co myślą
jej koleżanki? %7łe postanowiła zrobić karierę przez łóżko? W
pewnym sensie tak, tyle że nie miała takich intencji.
- Jak myślisz, jakim dyrektorem będzie Sebastian? - Rze-
czowa, neutralna rozmowa w drodze na weselne przyjęcie
powinna uświadomić mu, że ona nie oczekuje niczego ponad
to, co jej zaofiarował. Nazwisko. Opiekę nad dzieckiem, w
razie gdyby ktoś, dodawszy dwa i dwa, doszedł prawdy.
Will spojrzał na nią, po czym skręcił w Main Street.
- Poradzi sobie.
Pogadali sobie, rzeczowo i neutralnie. Gdyby miała teraz
do dyspozycji samochód, pojechałaby do domu, włożyła
spodnie, wygodną bluzę i zaczęła pakować rzeczy matki. A
potem sprawdziłaby, co jest w kartonach zostawionych przez
Jacka. Wreszcie uporałaby się z przeszłością, oczyściła miej-
sce dla przyszłości.
- Jadłaś śniadanie?
- Oczywiście. - Trochę płatków, dwie połówki suszonej
brzoskwini, do tego kubek herbaty. Jadła teraz za dwoje, nie
zapominała już o posiłkach, nawet jeśli zaczynało ją mdlić, a
przez ostatnie trzy dni rano mdliło ją codziennie.
- Nie wiem, co kucharz przygotował do jedzenia, ale na
pewno będzie szampan i tort weselny.
Wspaniale. Tego właśnie było jej trzeba.
45
S
R
- Z reguły nie piję.
- Ja też nie, ale możemy chyba spełnić kilka toastów.
Mogą, chociaż wolałaby raczej mocno musującą wodę mi-
neralną.
Zaległa cisza. Interesujący nowożeńcy, pomyślał Will, któ-
rzy nie mają sobie nic do powiedzenia. Może powinien był
dać jej pieniądze, wysłać ją do Houston i na tym poprzestać.
Gdyby sumienie mu pozwoliło. Dziewczyna była w ciąży, a
Jack, nawet gdyby żył, pewnie by się z nią nie ożenił. Dość
pomyśleć, jak obszedł się z matką Doriana.
Poza tym coś go w niej diabelnie pociągało. Może zapo-
mniał, co to znaczy kochać, ale dobrze pamiętał, co to pożą-
danie. Ich układ będzie z korzyścią dla obojga. Zaopiekuje
się nią i dzieckiem, a sam...
Nie zyska nic, pomyślał zniechęcony, przypominając sobie
zasady umowy, które sam ustalił.
Opanuj się, człowieku, jeśli nie chcesz prowokować cierp-
kich uwag Diany, powiedział sobie. Wez głęboki oddech.
Przydałby ci się lodowaty prysznic. Zaproponowałeś dziew-
czynie pewien układ, to wszystko.
Tak monologując w duchu, wjechał na parking klubowy,
wyłączył silnik. Kiedy Diana odpięła pas, nieopatrznie zerk- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • loko1482.xlx.pl