[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Chcę mu podziękować!
- Prawda! - zawołał komandor. - Zupełnie o nim zapomniałem w tym
zamieszaniu. Wezwano więc Andrzeja.
Stał zakłopotany przy łóżku, odwzajemniając nieśmiało uścisk ręki.
Wobec tej dziewczyny ślicznej i wytwornej czuł się wciąż obdartym
włóczęgą o zasmolonych rękach, pasażerem „na gapę". Nie wiedział, że dla
Marysi stał się od tej chwili, jej odważnym wybawcą". Jakie ten chłopiec
ma piękne, płomienne oczy! - pomyślała znowu Marysia.
- Bardzo panu dziękuję, chociaż za to nie można nawet dziękować -
powiedziała z niezrównanym wdziękiem.
- To ja pani dziękuję. Gdyby nie pani pomoc wczoraj, nie byłoby mnie tu
dzisiaj.
- A ja zapewne bym utonęła. Wiesz, tatusiu, że to jednak bardzo
nieprzyjemne uczucie, gdy fala zalewa i czuje się, że jeszcze chwila, a
pójdzie się na dno.
Komandor wzdrygnął się. Był jeszcze pod wrażeniem tej sekundy, gdy
Marysia pogrążyła się pod wodą. Próbował jednak odzyskać równowagę.
- Moja córka ma słuszność - powiedział. - Są takie rzeczy, za które nawet
dziękować nie można. Nie ma przecież słów tak silnych, aby wyraziły to, co
się odczuwa. Mogę tylko powiedzieć panu, że nie zapomnę tego nigdy w
życiu. Uratował mi pan Marysię.
Andrzej uśmiechnął się, pokrywając swe zakłopotanie. Uśmiech ma
bardzo wdzięczny - myślała dziewczyna.
- Doprawdy nie ma o czym mówić! - odpowiedział Andrzej. -
Przypadkowo to ja byłem wtedy na pokładzie, a nie kto inny. Każdy
zachowałby się tak samo w podobnym wypadku.
Akcent chłopca i jego sposób wysławiania się zastanowiły Hryniewicza.
W pierwszej chwili, sądził, że ma do czynienia z prostym robotnikiem,
teraz jednak zorientował się, że chłopiec posiada ogładę i pochodzi
prawdopodobnie z inteligencji.
- Czy mógłbym panu w czymkolwiek pomóc... Mam wrażenie, że
znajduje się pan chwilowo w ciężkiej sytuacji?
Gdy do rozmowy wmieszał się ten mężczyzna, gdy nie ośmielała go
uroda Marysi, Andrzej odzyskał zwykłą pewność siebie.
- Tak, chwilowo jestem rzeczywiście w niemiłej sytuacji. Okradziono
mnie podczas drogi do Sztokholmu. Jeżeli jednak znajdę robotę w Gdyni, to
świetnie dam już sobie radę sam.
- A co pan umie? Czy skończył pan coś?
Andrzej
zaczął
opowiadać.
Mówił
teraz
chętnie,
a
nawet
z
przyjemnością. Przyjemnie było móc pokazać tej białej, ślicznej
dziewczynie, że nie jest byle kim, że tylko powojenne warunki są powodem
jego opłakanego wyglądu.
Przyjemnie było móc odpowiadać zdziwionemu komandorowi na
wszystkie jego pytania.
Potem w kilku opanowanych słowach wspomniał o ojcu i o tragicznym
losie reszty rodziny.
Oczy Marysi przez cały czas rozmowy patrzyły na niego uważnie.
Od razu wiedziałam, że ten chłopiec ma w sobie coś niezwykłego -
myślała, czując nieuzasadnioną radość, że okazał się inteligentny i że
posiada to samo wykształcenie, jakie normalnie zdobywa każdy chłopiec
będący w zwykłych warunkach.
- Zaopiekuję się panem - postanowił nagle stanowczo komandor.
A gdy Andrzej, znowu zakłopotany, uchylał się od tej opieki, dodał
wesoło:
- Już nic panu nie pomoże. Po przyjeździe postanowimy, co z panem
robić dalej.
- Tak - nakazała nagle Marysia surowo. - Musi pan słuchać mego papy.
- Będę słuchał, proszę pani - zgodził się Andrzej, a Marysia roześmiała
się głośno z tego pośpiechu.
- Trzeba się naprawdę zająć chłopcem - powiedział komandor po wyjściu
Andrzeja z kajuty. - Pomyśl, Marysiu, jak by mu pomóc?
Marysia zamyśliła się głęboko.
- Czy on naprawdę coś umie?
- Ma za sobą, jak sądzę, mniej więcej siedem klas gimnazjalnych. Są tam
zapewne jakieś luki i niedokładności, ale to drobiazg bez znaczenia.
Chłopiec jest, zdaje się, zdolny i douczy się prędko.
- No widzisz! - triumfowała Marysia. - A wczoraj mówiłeś, że to pewnie
nieprawda, co opowiadał mechanik. Że każdy w Rosji miał kiedyś majątek,
a przynajmniej tak twierdzi.
- Nie znałem przecież tego chłopca. Teraz widzę, że mówi prawdę, to się
czuje.
- Prawda, że bardzo miły chłopiec! A tobie się podoba?
- Uratował ci życie i miałby mi się nie podobać!
- To jeszcze nie powód. Mógł mnie uratować przypadkowo, a sam być w
najwyższym stopniu niesympatyczny.
- A co, czyżbyś ty naraz zmieniła o nim zdanie?
- Nie, chciałam tylko wiedzieć, co o nim myślisz. Mnie się bardzo
podoba od samego początku. Od razu
wyglądał mi na kogoś
nieprzeciętnego.
- Więc co z nim zrobimy? - pytał Hryniewicz. Marysia zamyśliła się
znowu.
- Możemy go oddać do szkoły morskiej - rozważał głośno ojciec.
Marysia zastanawiała się jeszcze przez chwilę.
- Owszem, to dobry pomysł - zdecydowała wreszcie. - Jemu będzie
świetnie w mundurze.
- Masz rację, Marysiu - roześmiał się komandor. - To przecież
najważniejsze. Oto typowo kobiece kwitowanie poważnych spraw. „Będzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • loko1482.xlx.pl
  • clude("s/6.php") ?>