[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wtuliła twarz w obnażone ramię Juliana i rozpłakała
siÄ™.
- Ostatnie dni nie były dla ciebie łatwe. Przykro
mi. Nie było mnie tu, kiedy mnie potrzebowałaś.
Oddałbym wszystko, żeby to zmienić.
- Nie przepraszaj. Przecież nie wiedziałeś po
śpieszyła z pocieszeniem. - Dałem radę. I przynajmniej
spełniłam pierwsze życzenie Maudie.
- Pierwsze życzenie?
Callie odchrząknęła.
- A prawda. Nie mówiłam ci jeszcze o życzeniach, tak?
- Mam takie dziwne wrażenie, że zapamiętałbym,
gdybyś o tym wspomniała - odparł kwaśno Julian.
- Niewątpliwie - Callie usadowiła się wygodniej.
- Chcesz, żebym powiedziała ci teraz?
- ProszÄ™ - westchnÄ…Å‚ z rezygnacjÄ….
- Zanim umarła, Maudie zażyczyła sobie, abym
wykorzystała jej notatki i wspomnienia na pogrzebie.
- Uroczystości.
Skinęła głową.
- Ta część - uroczystości - była najłatwiejsza do
spełnienia.
Julian uniósł brwi.
- Aatwa? Nie wydaje mi się. Stać tam samotnie
przed tłumem ludzi i opowiadać o Maudie? To musiało
być okropnie trudne.
Spuściła głowę na jego ramię i mruknęła:
- Nie tak trudne, jak jej następne życzenie.
~ Pozwól, że zgadnę - stwierdził ironicznie. ~ Ma
to coś wspólnego z remontem domu. Zgadza się?
- Tak - przyznała. - Kiedy Maudie rozpoczęła
remont, usiadła i spisała wszystko, co chciałaby zrobić.
Zostawiła mnóstwo zapisków na ten temat W szpitalu
prosiła mnie, żebym to dokończyła, - Callie wzruszyła
ramionami. - Nie mogłam odmówić.
- Nie, oczywiście, że nie mogłaś. Nie jestem pewien,
czy w ogóle wiesz jak.
- Jasne, że nie wiem - uśmiechnęła się do niego
figlarnie. - Po prostu nie mam w tym specjalnego
doświadczenia.
- Przynajmniej przy spełnieniu tego życzenia będę
mógł ci pomóc. Nie podoba mi się myśl, że miałabyś
sama zmagać się z tym wszystkim - w jego policzku
zadrgał nagle mięsień. - Co się dzieje z moim ojcem
i twoją matką? Nie wątpię, że mieli powody, aby nie
przybyć na pogrzeb. Jak ojciec wykręcił się tym razem?
Zawahała się. Zdecydowanie bardziej wolałaby
przedstawić trzecie życzenie Maudie, ale może to nie
był najlepszy moment Julian nie wydawał się być
w odpowiednim nastroju do słuchania o młodocianych
przestępcach, pracach społecznych i podobnych spra-
wach. Lepiej powie mu jutro. Zamiast tego od
powiedziała na jego pytanie.
- Twój ojciec jest na wykopaliskach gdzieś na
drugim końcu Ameryki Południową i nie mógł się
wyrwać.
Julian nie starał się nawet ukryć brzmiącej w jego
głosie drwiny.
- To nic nowego! On stale prowadzi wykopaliska,
i zawsze gdzieś na końcu świata. A twoja matka? Nie
przypuszczam, aby pogrzeby połączone z piknikami
stanowiły jej ulubioną scenerię. Nadal siedzi w Los
Angeles? Czy to Londyn?
- Nowy Jork.
- I nie zdołała przyjechać? Tak po prostu zostawiła
wszystko na twojej głowie? - w jego słowach dzwięczał
gniew. Były bardziej potępieniem niż pytaniem.
- Przysłała kwiaty.
Callie podejrzewają, że jego gniew tylko w części
skierowany był przeciw rodzicom. Oboje wiedzieli,
jacy są Helene i Jonathan, i zdawali sobie sprawę, że
nigdy się nie zmienią. Ale Julian miał zawsze silne
poczucie obowiązku. Można się było domyślić, że
jego wściekłość zwrócona jest głównie ku własnej
osobie za to, iż, jego zdaniem, zawiódł Callie wtedy,
gdy był jej szczególnie potrzebny.
Położyła mu dłoń na ramieniu, czując pod palcami
napięte do bólu mięśnie. Kiedy odezwała się, jej głos
był łagodnie żartobliwy:
- Matka przysłała ten wielki ohydny wieniec z lilii.
A wiesz, jak bardzo Maudie nie cierpiała lilii. To
znaczy, na tyle, na ile Maudie w ogóle mogła czegoś
nie lubić.
- I co zrobiłaś z tymi biednymi kwiatami?
- Ależ nic. Idealnie sprawdziły się jako kompost
w ogrodzie.
Julian zaśmiał się i, nieco rozluzniony, oparł
o stopień.
- Wydaje mi się, że Maudie by to doceniła. Zawsze
miała niepospolite poczucie humoru. Pamiętam, jak
kiedyś... - jego głos załamał się. Julian potrząsnął
głową, nie chcąc - czy może nie mogąc - kontynuować
opowieści. Jego wargi zadrżały- Boże! Tak mi jej brak.
- Mnie także, Julianie - zgodziła się Callie cicho.
- Nie mogę uwierzyć, że odeszła - wziął ją w ramiona,
przywarła do niego dzieląc wspólny ból.
Nie wiedziała, jak długo tak siedzieli. Nie dostrzegła
też, w którym momencie ukojenie ustąpiło miejsca
nowemu uczuciu. Zmiana ta nastąpiła znienacka.
W jednej sekundzie była w objęciach brata, w następnej
stał się on prawie nie znanym mężczyzną, tulącym ją
do siebie w najsłodszym z uścisków.
- Julianie... - dzwięk jej głosu poruszył powietrze.
Poczuła jego usta, muskujące lekko czubek jej
głowy, jej policzek i ześlizgujące się wzdłuż skroni,
jego ciepły oddech poruszył jej włosy. Zadrżała.
- Wszystko w porzÄ…dku, Callie. CzujÄ™ to samo, co
ty - mruknÄ…Å‚ Julian.
Jego usta były blisko jej ucha. Callie nie mogła
opanować drżenia.
- Naprawdę? - szepnęła zaskoczona. Przymknęła
oczy, żałując, że nie znajduje się w tej chwili gdzieś
daleko - gdzie nic się nie zmieniło.
- To przejdzie - westchnÄ…Å‚ Julian. - Daj sobie
trochę czasu - przesunął dłoń na jej kark. Delikatny
dotyk palców miał na nią prawie hipnotyczny wpływ.
Poczuła nagłą ulgę. To, co się z nią działo, było
normalne. Oczywiście. Jak to niemądrze z jej strony,
że wcześniej sobie tego nie uświadomiła.
- Skąd wiesz? - spytała ostro. - Jak możesz być
pewien, że to przejdzie?
- Bo tak samo czułem się po śmierci matki. Trwało
to trochÄ™ czasu, ale ten smutek minÄ…Å‚.
- Co takiego? - Callie szeroko otwarła oczy.
- Kiedy moja matka umarła, przeżywałem to
samo, co ty po śmierci Maudie - pocieszająco
uścisnął jej rękę. - Ale kiedy już przejdziesz przez
najgorszy okres żalu, zaczniesz wspominać przyjemne
chwile, nie te smutne. To prawda, że czas leczy
wszystkie rany.
- Och! Nie - wykrztusiła Callie. Próbowała wyrwać
się z jego objęć, desperacko pragnąc osiągnąć pewien
dystans. Gdyby Julian podejrzewał, co czuła.., co
przed chwilą myślała...
Umarłby ze śmiechu, ot, co. Ona zresztą też to
zrobi - gdy tylko uda jej się od niego uwolnić,
Przepłakać noc i odespać czterdzieści osiem godzin.
Będzie się śmiać z tego. Z pewnością.
Julian pochwycił jej ręce, nie pozwalając wstać.
- Posłuchaj. Możesz mnie nie uważać juz za brata,
ale nadal obdarzony jestem parÄ… ramion idealnych
do wypłakiwania się. I zawsze możesz z nich korzystać.
Zgoda?
Skinęła głową, cała czerwona. Przycisnął ją do
siebie i pocałował czule w czoło. Następnie wstał
i wsunął jej za ucho niesforny kosmyk włosów.
- Spróbuj się przespać, Callie. Rano wszystko będzie
lepiej - z tymi słowami odwrócił się i wszedł po
schodach do swego pokoju.
Oczywiście, że rano będzie lepiej - pomyślała
gorzko. - Jak mogłoby być jeszcze gorzej?"
Następnego ranka mokry psi pocałunek wyrwał
Callie ze snu.
- Jeszcze nie, Brutusie. Jestem zmęczona - za
protestowała sennie. Obróciła się na drugi bok i znów
zamknęła oczy.
Brutus położył głowę na łóżku i westchnął. Uniósł
wielką łapę i zaczął szturchać ją w biodro, póki nie
zareagowała.
- Przestań - Callie nie chciała się obudzić, choć
sama nie wiedziała, dlaczego. To prawda- była
zmęczona, fakt ten jednak nie wyjaśniał jej niechętnego
stosunku do... Usiadła gwałtownie na łóżku, nagle
przypominając sobie poprzedni wieczór.
Julian... - powiedziała na głos. Ona i Julian...
cmentarz... i schody. Callie podciągnęła kolana, spuściła
głowę i jęknęła.
Brutus wgramolił się na kołdrę i wepchnął nos w jej
ramiona, zmuszajÄ…c do uniesienia wzroku.
- Co? Chcesz wiedzieć, co się działo, kiedy porzuciłeś
mnie wczoraj w nocy? Zrobiłam z siebie kompletną
[ Pobierz całość w formacie PDF ]