[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bezpośrednio w umyśle Trace'a.
Spójrz mi w twarz!
Bezradny Tracę poczuł, jak pochłania go grzęzawisko myśli bibliotekarza. Nie
różniło się to wiele od włożenia dłoni w kadz wypełnioną ciepłym, czarnym mułem.
W całkowitej ciemności szukał po omacku jakiegoś punktu zaczepienia, próbując
zrozumieć przypadkowe kształty i wrażenia przepływające obok niego wewnątrz
niezwykłej pamięci Netiego.
I wreszcie ją dostrzegł.
Znalazł się w innej części biblioteki Sithów, gdzie holoksiążki i archiwa były
starannie poukładane. Tracę domyślił się, że widzi to wszystko oczami Netiego,
zanim jeszcze opanowała go Choroba, i dopiero teraz miał okazję w pełni docenić
ogrom kolekcji zgromadzonej przez bibliotekarza - nie zajmowała ona tylko
jednego pomieszczenia, ale i kilka innych sal, rozgałęziających się w kilku
kierunkach. Przez wszystkie te stulecia, gdy Neti brylował jako bibliotekarz
Akademii, gromadzono tu holoksiążki, mapy, nagrania i bardziej efemeryczne
eksponaty.
Tracę przeszukał pomieszczenie swoim wewnętrznym wzrokiem, szukając
jakichkolwiek śladów Hestizo. Szybował nad salą przemieszczając się po niej wraz
z konarami Netiego, by wreszcie skręcić za róg i, minąwszy zacienione wnęki,
pokonać ogromne wejście w kształcie podkowy. Architektura tej sali różniła się
od reszty budowli - porzucała klasztorny charakter na rzecz liczniejszych
zdobień, nasuwając skojarzenie nie z biblioteką a parapetem muru obronnego.
Wijące się, niematerialne gałęzie umysłu Netiego zaprowadziły Tracę'a jeszcze
głębiej, mijając umieszczoną we wnęce galerię, przez balustradę, zatrzymując się
tu i ówdzie w morzu nagromadzonych pism. To moja forteca, odezwał się monotonnym
głosem wewnętrzny głos, mój bastion gromadzonej przez tysiąc lat wiedzy, która
stanie się teraz Paliwem. Tracę usłyszał odbijające się echem w jego głowie,
bezmyślne wezwanie do zrozumienia: Widzisz to, Jedi? Czy rozumiesz, czym jest
paliwo?
Tracę pokiwał głową. Rozumiał. Niech Moc go wspomoże, naprawdę rozumiał. Nie
wiedział, czy naprawdę stał się Netim... ale ich świadomości połączyły się ze
sobą pozwalając doświadczyć czegoś, co wykraczało poza myśl i ekspresję.
rozległy się dziwne dzwięki, spółgłoski zwarto-wybuchowe i syczące, układające
się w skądinąd znane mu imię.
Dail'Liss.
Tracę uświadomił sobie, że tak właśnie nazywa się bibliotekarz, że tak brzmi
jego patronimik, a także, że na jego rodzimej planecie imię to oznacza
miłującego wiedzę" - idealny wybór dla...
Nagle zmieniło się światło.
Wspomnienie stało się jakby bardziej oschłe, szorstkie, surowe: pojawiła się w
nim wyrwa w podłodze prowadząca w bezdenną, szarą otchłań wypełnioną zimnym,
podziemnym powietrzem. Stojąc u jej podnóża, Tracę dostrzegł zakapturzoną postać
pośród stosów gruzów, na którą padał wypełniony drobinami kurzu snop światła.
Fragment muru zapadł się lub został oderwany, odsłaniając teraz wejście do
tajemnej komnaty - ukrytej świątyni Sithów. Okryta peleryną postać o twarzy
Strona 71
joe Schreiber - Czerwone żniwa.txt
skrytej przed wzrokiem Trace'a padła na kolana, ożywiona czymś, co zobaczyła.
Tracę przyglądał się, jak mężczyzna sięga obiema dłońmi po pokaznych rozmiarów
szarą gablotę ozdobioną filigranowymi hieroglifami połyskującymi w słabym
świetle. Ale bezruch panował tylko chwilę. Swoimi gładkimi, różowymi dłońmi
postać przekręciła gablotę na bok. Przejechała po obudowie i znalazła
przełącznik schowany we wgłębieniu.
Aktywowała go.
Pudełko otworzyło się i Tracę dostrzegł czarną piramidę, której ścianki,
sprawiające wrażenie bezdennej otchłani, nie odbijały światła, a tylko bladą
twarz zapatrzonego w nią mężczyzny.
Holokron Sithów, pomyślał Tracę. Właśnie tutaj, w tej bibliotece Darth Scabrous
znalazł...
Piramida zaczęła coraz mocniej wibrować i Tracę dostrzegł, że zmienia się wyraz
twarzy mężczyzny. Jego usta poruszały się, układając w słowa, których nie mógł
dosłyszeć. Piramida wibrowała miarowo, niemalże mrucząc pod dotykiem mężczyzny.
Obraz eksplodował i Tracę niczym kula armatnia wyleciał z umysłu Netiego. Powrót
do rzeczywistości przypominał solidną kraksę. Pulsowało mu w oczach, a ból w
klatce piersiowej, żebrach i miednicy nasilił się do tego stopnia, że czuł się,
jakby jego ciało rozrywano hakami. Spomiędzy obumierających konarów dobiegł go
śmiech - bezmózgi bełkot pogrążającego się w szaleństwie Netiego.
- Dym, czuję dym...
Tracę ze wszystkich sił starał się oczyścić swój umysł. %7łar. Jego skóra płonęła.
Palący zatoki dym wdarł się do oskrzeli. Wciąż miał przed oczyma obraz tego, co
zobaczył w świątyni. Zrozumiał, że to tam właśnie narodziła się Choroba. W
podziemnym labiryncie, gdzie Darth Scabrous odnalazł ukryty na ponad tysiąc lat
[ Pobierz całość w formacie PDF ]