[ Pobierz całość w formacie PDF ]
żeby ją mieć w swoich objęciach. Marzył też o jej piersiach, o
tym, żeby ich dotknąć.
Miała na sobie różową bluzkę z szerokim kołnierzem - ręce mu
drżały, gdy rozpinał śliskie guziczki. Angel zaczęła mu pomagać i
po chwili ujrzał jej kremową skórę i koronkowy staniczek tak
przejrzysty, że zaczął się zastanawiać, czy jest on do czegokol-
wiek przydatny.
Chciał coś powiedzieć, zażartować, ale drżał cały. Czuł, że krew
krąży w jego żyłach jak oszalała i po prostu brakowało mu słów.
Jęknął cicho i zsunął stanik tak, że ramiączka więziły jej ręce.
Zamarła. Day również. W świetle księżyca widział jej doskonałe
kształty. Uniósł dłonie i zaczaj delikatnie przesuwać nimi po je-
dwabistych wypukłościach.
Wciągnęła głęboko powietrze i zamarła w oczekiwaniu. Kiedy
poczuła na sobie ciało Daya, jej westchnienia przeszły w jęk.
Doznania stłumione tkaniną ubrań, które ich jeszcze dzieliły,
82
S
R
były jak słodka tortura. Day pochylił się i zaczął pieścić wargami
jej piersi.
Drgnęła. Jej ciało wyprężyło się, wsunęła palce we włosy Daya i
przyciągnęła go mocniej do siebie. Day z trudem panował nad so-
bą. Zaczął zdejmować z niej spódniczkę. Chciał odsłonić to, co by-
ło ukryte.
Nagle oślepiło ich światło. Zamarł, a po chwili usłyszał szum
opon na żwirze. Wiedział już, co się dzieje - robotnicy wracają po
zabawie do domu.
Do diabła! Usiadł pospiesznie i zaczął zapinać bluzkę Angel. Z
trudem przesunął się na swoje miejsce. Angel odepchnęła jego rę-
kę i szybko doprowadziła się do porządku.
Ciężarówka zatrzymała się tuż przy nich.
- Cześć, szefie! Wszystko w porządku? - usłyszał głos Wesa.
- Tak - odwarknął ze złością, ale wszyscy byli w tak dobrych
humorach, że nawet tego nie zauważyli.
Rozległ się głośny śmiech.
- Jeśli nie dajesz sobie rady, to możemy ci pomóc - zawołał,
chichocząc, Joe-Bob.
Day z wściekłością otworzył drzwi furgonetki.
- Jeśli zaraz stąd nie znikniecie, to jutro będziecie potrzebować
lekarza.
Musieli wreszcie usłyszeć furię w jego głosie, bo samochód ru-
szył w stronę baraków.
W tym samym momencie drzwi furgonetki otworzyły się i za-
mknęły. Odwrócił się i zobaczył, jak Angel biegnie w stronę domu.
- Poczekaj! Chcę z tobą porozmawiać! - krzyknął, ale zanim zdą-
żył wyjąć kluczyk ze stacyjki, Angel zniknęła już w drzwiach.
83
S
R
Mógłby jeszcze wyłamać drzwi do jej pokoju, wywlec ją z łóż-
ka, zaciągnąć do swego pokoju i pokryć całe jej ciało pocałunkami
- bo inaczej z pewnością już jej dzisiaj nie zobaczy.
Jęknął, bo jego podniecenie nie mijało. To będzie bardzo długa i
trudna dla niego noc.
Następnego ranka w kuchni Angel unikała jego wzroku. Spie-
szyła się z robotą. Chciała przygotować wszystko wcześniej, żeby
nie spotkać się z robotnikami. Wstydziła się.
Wyglądało na to, że wystarczy, by Day uśmiechnął się do niej, a
ona już pada w jego ramiona. Nawet nie może go o nic winić, bo
sama zachowywała się tak samo. Po prostu cały jej opór topnieje
pod wpływem jego pocałunku.
- Angel? - W głosie Daya zabrzmiało zniecierpliwienie, jakby
już kilkakrotnie powtarzał jej imię.
- Słucham? - Zaczęła ustawiać talerze. %7łeby tylko móc zapo-
mnieć o jego pocałunkach.
- Nie zdążyliśmy wczoraj porozmawiać.
Czuła, że się czerwieni, i nie miała odwagi spojrzeć na niego.
- Nie ma o czym.
Podszedł bliżej. Ujął ją za brodę i uniósł jej twarz. Chciał zmu-
sić ją, by spojrzała mu w oczy.
- Nieprawda. Wiesz dobrze, że mamy o czym rozmawiać.
Nagle trzasnęły drzwi i na ganku rozległ się tupot butów.
Day skrzywił się.
- Ale nie teraz. Dziś wieczorem. W moim gabinecie. Jak tylko
Beth Ann zaśnie.
Nie mogła niczego wyczytać z jego wzroku. Ale wiedziała, o
czym będą rozmawiać. I zgadzała się z nim. Nie może tu
84
S
R
dłużej zostać. Na samą myśl o wyjezdzie ogarnęło ją przerażenie.
Czuła się tu tak bezpiecznie... Nikt jej nie poznał. Nikt poza Dayem
nie wiedział, że ta twarz bez makijażu i skromne ubranie kryją
gwiazdę Angelique Sumner. Tu była wreszcie wolna. %7ładnych
grózb, żadnych telefonów od szaleńca.
Wszystkie jej lęki wróciły.
Oczywiście znowu może się gdzieś ukryć. Ma tyle pieniędzy, że
starczy jej ich na całe życie. Mogłaby też wyjechać za granicę,
zmienić nazwisko i zacząć wszystko od nowa. Odciąć się od prze-
szłości.
Zostawić Daya, jego uroczą córeczkę, Dulcie i tych wszystkich,
którzy coś znaczyli w jej życiu?
Nie, tego nie mogłaby zrobić. Ale musi wyjechać z Red Arrow,
póki nie jest jeszcze za pózno. Pojedzie do Albuquerque. Tam
wsiądzie do pierwszego lepszego samolotu i zobaczy, gdzie wylą-
duje.
Nic już nie będzie ważne, bo Day zostanie tutaj.
Nagle wszystko stało się dla niej jasne. Od pierwszej chwili Day
bardzo się jej podobał. Obserwowała go, gdy pracował fizycznie,
wypełniał księgi, pomagał w domu. Widziała, jak bawi się z Beth
Ann i jak bardzo się boi, że ją utraci. Czasami bywał szorstki, cza-
sami czuły i delikatny.
Po prostu go kocha. Talerz wysunął się jej z dłoni. Zacisnęła rę-
ce na blacie. To takie proste. Pokochała go.
Czekała na niego w gabinecie. Zszedł, gdy położył do łóżka
Beth Ann. Angel była bardzo spięta. Nie czuła się tak od dnia, w
którym oddała swoje dziecko obcym ludziom. Ciekawe, pomyśla-
ła, z czego jeszcze będę musiała zrezygnować?
Day odchrząknął.
85
S
R
- Dziękuję, że przyszłaś - powiedział oficjalnym tonem.
Był taki przystojny. Czarne, świeżo umyte włosy opadały mu
na czoło. Miał na sobie ciemną koszulę i skórzaną kamizelkę.
Starannie unikał jej wzroku.
Wiedziała, co czuje. Trudno jest rozmawiać normalnie z kimś,
kogo poprzedniego wieczoru całowało się na siedzeniu furgonetki.
W dodatku ona nawet nie usiłowała ani go odepchnąć, ani zaprote-
stować. Teraz z pewnością Day boi się, że ona zacznie się domagać
jakichś specjalnych względów. Zaczerwieniła się.
- Ja też chcę ci o czymś powiedzieć - zaczęła mówić, by
pokryć zmieszanie.
Nie zwrócił uwagi na jej słowa.
- Wiesz, czym mi grozi moja była żona i że chce nasłać na
mnie kogoś z opieki społecznej?
- Tak, ale...
- Mój adwokat wpadł na pomysł, jak ją przechytrzyć.
- Jak? - Skupiła się na tym, co Day do niej mówi.
Uśmiechnął się z trudem, ale nawet ten grymas na jego
twarzy sprawił, że znowu zaczęła drżeć, a jej serce zaczęło wa-
lić jak oszalałe.
- Mam zamiar się ożenić.
Ożenić się. Czuła się, jakby ktoś ją mocno uderzył. Nie mogła
złapać oddechu.
- Gratuluję - wymamrotała z trudem.
Chciał coś powiedzieć, ale powstrzymała go gestem. Bała się, że
za chwilę się rozpłacze.
- Wiem, że nie wiesz, jak mi to powiedzieć. Moją obe
cność tutaj trudno będzie wytłumaczyć twojej... narzeczonej.
Daj mi dzień lub dwa na spakowanie się i natychmiast wyjadę.
86
S
R
- Czy mogę skończyć? - Ciągle się uśmiechał, choć jego
oczy błądziły jeszcze po pokoju szukając czegoś.
Trudno jej było pogodzić się z tym, że musi wyjechać, i nie mogła
zrozumieć, dlaczego nie zakończył jeszcze tej rozmowy.
- Nie musimy przywiązywać żadnego znaczenia do tego. co się
wczoraj wydarzyło - szepnęła. Nie patrzyła na niego, bo bała się,
że wybuchnie płaczem. No, cóż. Było, minęło...
- Do licha! Kobieto! Przestań choć na chwilę gadać. Przecież
próbuję zaproponować ci małżeństwo.
- Prosisz mnie o...? - Była tak zaskoczona, że nie potrafiła do-
kończyć zdania.
Uśmiechnął się smutno.
- Tak. Ciebie. Kto inny zgodziłby się poślubić mnie na kilka
miesięcy? Wszystkie znane mi panie chciałyby dożywotniego mał-
żeństwa, a ja nie chcę wiązać się na całe życie.
Te słowa zraniły Angel, choć jednocześnie ogarnęła ją radość.
Chciał z nią być - chociaż na krótko. Czy mogłaby się z tym po-
godzić? Nagle coś jej się przypomniało.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]