[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Cała przyjemność po mojej stronie. Mam na
dzieję, że w przyszłości częściej cię będę widywał.
Scott nie wiedział, co odpowiedzieć. Poczuł naras
tającą panikę, gdy dotarło do niego, że R.J. próbuje go
wybadać. Ile wiedział? Ile Katherine mu powiedziała?
Scott zapragnął natychmiast wyjść. Pomyślał nagle, że
w domu prawdopodobnie nie ma już nikogo poza nią.
Ogarnęło go przerażenie na myśl, że spotka się z Ka
therine sam na sam.
- Ja... naprawdę muszę już iść. Mieszkam daleko
stąd. Cieszę się, że pana poznałem. Dobranoc panu.
Scott szybkim krokiem ruszył w stronę wyjścia. Gdy
dochodził do drzwi, spostrzegł Katherine. Siedziała
w fotelu, miała zamknięte oczy i prawdopodobnie
spała. Scott zatrzymał się na chwilę, aby jej się
przyjrzeć. Wyglądała jak mała dziewczynka, zagubio
na w wielkim domu. Bardzo chciał do niej podejść
i wziąć ją w ramiona.
Tak nalegała na rozmowę z nim. Czy piętnaście
tysięcy dolarów było kolejną desperacką próbą zmu-
130
KAWALER NA SPRZEDAŻ
KAWALER NA SPRZEDAŻ
1 3 3
już z drogi. Chciał się z nią wybrać na kolację do
Sausalito, do ich ulubionej restauracji. Jadąc rozmyś
lał o Katherine i Jenny i tęsknił za chwilami, które
spędzili razem.
- Nie jestem jeszcze gotowa... - Lynn urwała, gdy
ujrzała go w otwartych drzwiach. - Scott, kochanie!
Co ty tu robisz? - Była całkowicie zaskoczona.
- Tak się wita ukochanego syna? - Uśmiechnął się
wesoło, jednak uśmiech zniknął, gdy Scott spostrzegł,
że Lynn była ubrana do wyjścia. - Zdaje się, że
wpadłem nie w porę? To chyba nie jest kombinezon do
pracy w ogrodzie.
- Bardzo się cieszę, że wpadłeś. Nie stój w progu,
wejdź wreszcie.
- Pomyślałem, że może wybierzemy się na kolację
do Sausalito. Dawno tam nie byliśmy.
- Dziś to niemożliwe. Jestem już umówiona.
- Naprawdę?
-
Spojrzał
na
nią
zdziwiony.
- A z kim? - Nagle zrozumiał i na jego twarz wypłynął
z wolna łobuzerski uśmiech. - Masz randkę z Jimem
Daltonem.
-To niezupełnie „randka". - Lynn zarumieniła się.
- Na randki chodzą młodzi ludzie, jak ty i Katherine.
My po prostu idziemy razem na kolację, to wszystko.
Trudno było nie spostrzec bólu, jaki pojawił się na
twarzy Scotta na wspomnienie imienia Katherine.
Lynn postanowiła zaryzykować.
- Co się stało, kochanie? Wydaje mi się, że ostatnio
wam się nie układa. Macie jakieś kłopoty?
- Nic się nie stało... - Scott próbował ukryć
zmieszanie, nie mógł jednak mówić, za bardzo drżał
mu głos. ,
- Wiesz, że nigdy nie wtrącam się do twojego
prywatnego życia. Nie ma nic gorszego niż matka,
która traktuje dorosłego syna jak małego chłopca. Ale
tym razem chcę, żebyś mnie wysłuchał. - Lynn usiadła
i wzięła gazetę spod drzwi. Zachmurzyła się; nie
pominięto jej na żadnym zdjęciu. Jeszcze raz nazwisko
Fairchildów okazało się dla dziennikarzy ważniejsze
niż cel przedsięwzięcia. Zamieszczono nawet jej zdjęcie
z Billym. Katherine roześmiała się na myśl, jak chło
piec wyjaśni to kolegom z budowy.
Telefon dzwonił przez cały dzień. Ale Scott się nie
odezwał.
Scott usiadł na kanapie, aby wypić swą pierwszą
kawę i przeczytać niedzielną gazetę. Minęło południe.
Dotarł do domu po czwartej nad ranem, a udało mu się
zasnąć dopiero po wschodzie słońca. Nie przestawał
myśleć o Katherine, towarzyszyła mu nawet w snach.
Gdy przeglądał zdjęcia i artykuły, uderzyła go
pewna prawidłowość; na podstawie reportażu można
było odnieść wrażenie, że Katherine znajdowała się
w centrum wszystkich wydarzeń. A przecież prawda
wyglądałainaczej; podczas aukcji Katherine cały czas
trzymała się z boku, z wyjątkiem chwili, gdy sama
przystąpiła do licytacji. Całością kierowała Liz, podo
bnie rzecz się miała na przyjęciu.
Czy tak było zawsze? Katherine próbowała usunąć
się w cień, bezskutecznie z powodu słynnego nazwiska?
Właśnie tak to odebrał ostatniej nocy. Sprawozdanie
zamieszczone w gazecie mijało się z prawdą. Scott
przypominał sobie, z jakim smutkiem powiedziała mu
kiedyś, że trzeba po prostu przywyknąć do takiego
życia. Może piętnaście tysięcy dolarów naprawdę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]