[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wystarczało mi to, co miałam w zasięgu ręki.
- Przecież to tak niewiele.
- Jak dotąd, wystarczało... - spojrzała w dół na rozciągające się
aż po horyzont morze gór. - Wyglądają tak pięknie latem. Prawie tak
samo jak na jesieni.
81
RS
- Wolę je zimą. Nie ma liści na drzewach, nie ma kolorów.
Pozostaje jedynie nagie, posępne piękno.
Lissa skinęła głową. Andy trafił w samo sedno. Nigdy nie
pozwalał się zwieść nawet najpiękniejszym pozorom. Docierał do
samej istoty zjawisk.
- Ty nie lubisz śniegu, prawda? - zapytał po dłuższym milczeniu.
Ich oczy spotkały się.
- Kiedy patrzę na ośnieżone szczyty, zastanawiam się, który z
nich jest grobem moich rodziców. To chore, prawda?
- Nie chore, raczej ludzkie.
- Bardzo się kochali. Kto wie, może to szczęście, że zginęli
razem.
Zaległa męcząca cisza.
- Czy mogłabyś wyjąć gumę do żucia z mojej torby? - zapytał
Andy, próbując zmienić temat. - Chcę zwiększyć wysokość. Podaj mi
jeszcze mój biały krawat pilota.
- Oczywiście - powiedziała Lissa i rozpięła torbę. Bez problemu
znalazła obie rzeczy, o które prosił. Rozpakowała gumę i podała
Andy'emu. Tym razem nie wziął jej prosto w usta. Co za szkoda. Tak
przyjemnie byłoby poczuć na palcach muśnięcie jego zmysłowych
warg.
- Po co ci krawat? - zapytała Lissa, poprawiając swoją
najładniejszą bluzkę.
- Nie będzie mi potrzebny. Raczej tobie. Mam zamiar zawiązać
ci oczy.
82
RS
Lissa aż podskoczyła na fotelu.
- Zawiązać oczy? Po co?
- Chcę zrobić ci niespodziankę - odpowiedział spokojnie Andy. -
Nie możesz patrzeć, dokąd lecimy.
- Czy to nie jest jakiś kolejny podstęp? Ostrzegam, że z
zawiązanymi oczami nie podejmuję się pilotażu.
- Nie bądz aż tak nieufna. Daję ci słowo, że tym razem żadna
sytuacja awaryjna" nie nastąpi.
Lissa nie była do końca przekonana, ale mimo to pozwoliła sobie
zawiązać oczy.
- Jak długo mam tak siedzieć? - zapytała. - Muszę chyba
komicznie wyglądać.
- To tylko kilka minut, a poza tym przysięgam, że wyglądasz
świetnie.
- Co to za niespodzianka?
- Zobaczysz. Spodoba ci się. Poza tym chciałbym ci
przypomnieć, że do instruktora powinno się mieć pełne zaufanie.
- Mówiłeś, że to nie będzie lekcja! - Lissa zaczęła już zdzierać
opaskę, ale Andy złapał ją za rękę.
- Nie popsuj wszystkiego - upomniał ją łagodnym głosem, w
którym nie było śladu niedawnego protek-cjonalizmu. Ta łagodność ją
przekonała.
Poczuła, jak przelotnie dotknął jej policzka koniuszkami palców.
Tego zdecydowanie nie można było nazwać lekcją. Rozparła się
wygodnie w fotelu.
83
RS
- Dobrze, że mój dziadek mnie teraz nie widzi. Stwierdziłby, że
jestem szalona.
Rzeczywiście szaleństwem było ufać komukolwiek tak
bezwarunkowo. Ale Andy nie był kimkolwiek.
- Zatem uchronimy cię przed surowym osądem dziadka.
Andy rozwiązał opaskę i przygładził delikatnie włosy Lissy. Aż
zadrżała z tłumionej przyjemności.
- Już?
- Tak. Możesz otworzyć oczy. Jesteśmy na miejscu.
- W samą porę. Miałam właśnie... - Wyjrzała na zewnątrz i
zaniemówiła. W dole jej oczom ukazało się prawdziwe królestwo
kolorów.
Andy uśmiechnął się nieznacznie.
Lissa była oszołomiona. Widziała już przedtem pocztówki z
Kanionu Colorado, ale nigdy nie przypuszczała, że może być aż tak
piękny. Upajała się jego widokiem, nie mogąc wykrztusić ani słowa.
- Robi wrażenie, co? - zapytał Andy.
Lissa skinęła głową, zdumiona przyglądała się rozmaitym
formom skalnym, jakie utworzyła kapryśna natura.
- To... to po prostu cudowne. Te kolory! Andy, ja nigdy nie
sądziłam, że Kanion Colorado jest tak kolorowy. Zupełnie jak tęcza!
Popatrz tylko na te skały! Co za kształty.
- Rzeka Colorado przez miliony lat rzezbiła ten kanion i będzie
kontynuować swe dzieło, dopóki nie wyschnie. Kanion ma średnio
84
RS
półtora kilometra głębokości, a w najszerszym miejscu liczy sobie
sześć kilometrów.
Lissa obserwowała wszystko z wypiekami na twarzy. Nie mogła
się nasycić cudownym widokiem.
- To przecież tak blisko mojego domu, a nigdy tutaj nie byłam.
Pomyśleć, że wystarczyło mi własne podwórko. Andy, nawet nie
wiesz, jak cudowny prezent mi zrobiłeś - spojrzała na niego ze łzami
w oczach. Głos drżał jej z podniecenia. - %7łyłam, nie zdając sobie
sprawy, jak piękny jest świat.
Andy nie odpowiedział nic. Wyraz oczu i czuły dotyk ręki
mówiły jednak same za siebie. I to wystarczyło. W ciągu sekundy
Lissa zapomniała o bajecznej krainie rozciągającej się gdzieś, hen w
dole. Tak naprawdę, to liczył się tylko on.
- Hej, nie płacz! Szkoda oczu. Lepiej podziwiaj widoki, bo za
chwilę będziemy musieli gdzieś wylądować i zatankować benzynę.
Lissa skinęła głową i otarła łzy. Andy pogłaskał ją po policzku.
Pomyślała, że nigdy nie czuła się bardziej szczęśliwa. Milczała.
Pragnęła zapamiętać te chwile na resztę życia.
W końcu Andy powiedział:
- Przykro mi, ale musimy odbić w bok. Kończy się paliwo.
Lissa spojrzała na niego bez cienia żalu.
- W porządku. I tak zobaczyłam dzisiaj więcej niż przez całe
życie. Dziękuję, że mnie tutaj zabrałeś.
Andy uśmiechnął się ciepło.
85
RS
- O kilka kilometrów stąd znajduje się małe lotnisko.
Zatrzymamy się tam, aby zatankować i coś zjeść.
Lissa rzuciła ostatnie spojrzenie na majestatyczne skały kanionu
i obiecała sobie, że jeszcze tutaj wróci. Kto wie, może z Andym?
Obsługa na lotnisku była szybka i sprawna. Tutaj, w tym raju
turystów, zasada czas to pieniądz" obowiązywała jak nigdzie indziej.
- Mało brakowało, a nie dolecielibyście tutaj - stwierdził jeden z
pracowników lotniska, przyjmując od Andy'ego kartę kredytową. -
Zostało w baku dosłownie kilka kropel.
- Wiem o tym, ale tej pani niezwykle spodobał się kanion.
Obcy mężczyzna przyjrzał się uważnie Lissie.
- Pierwszy raz, prawda?
Lissa, skinęła zdumiona głową.
- Potrafię to bezbłędnie poznać. Teraz musi pani przyjechać tutaj
w trzech pozostałych porach roku. Kanion nigdy nie wygląda tak
samo.
- Przywiozę ją tutaj - obiecał Andy i Lissa poczuła, jak serce
podskoczyło jej z radości. - Chodz, Lisso, zaparkujemy samolot i
pójdziemy coś zjeść.
Gdy wysiadała z samolotu, podał jej rękę.
- Hej, powiedz coś! Czy może masz zamiar milczeć przez resztę
dnia?
- Kto wie? Nawet w snach nie wyobrażałam sobie czegoś równie
pięknego.
86
RS
- Musisz mieć banalne sny - zakpił Andy, ale w jego słowach nie
było jadu. Objął mocno Lissę i poprowadził ją w stronę miłej
restauracyjki.
Nie miała zbyt wielkiego apetytu, za to on wyczyścił dokładnie
cały talerz.
- Będziesz chuda jak szkielet - ostrzegł ją.
- Z moją babcią w roli kucharki absolutnie mi to nie grozi. -
Lissa patrzyła przez okno restauracji na okazałe wystawy sklepów z
upominkami i pamiątkami.
- Chciałabyś zrobić zakupy? - zapytał Andy, bezbłędnie
rozszyfrowując jej myśli.
Lissa spojrzała na zegarek.
- Chciałabym kupić pocztówki i przezrocza. Nie chcesz już
wracać do domu? Wkrótce zrobi się ciemno, a obejście sklepów
zajmie nam trochę czasu. Nie chcę popsuć twoich planów.
- Nie przejmuj się. Plany są po to, aby je zmieniać.
- Znakomicie. W takim razie, jeżeli nie masz nic przeciw temu,
to chciałabym zrobić małą rundkę po sklepach.
Wyszli z restauracji. Kiedy chodzili tak, od jednego sklepu do
drugiego, Lissa myślała o tym, jak przyjemnie jest spacerować ramię
w ramię z Andym. Co pewien czas czuła, jak ich ręce stykają się
delikatnie, wymieniają subtelną pieszczotę lub zastygają na dłuższy
czas w mocnym uścisku.
Nie mogła zdecydować się na żadną pocztówkę ani zestaw
przezroczy. W końcu Andy dokonał wyboru za nią.
87
RS
- Gotowa do drogi? - zapytał, kiedy wyszli ze sklepu.
Lissa spojrzała na niego z troską. Wyglądał na zmęczonego.
Najpierw długi lot, a teraz jeszcze te sklepy...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]