[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jego kinoikiem.
Robił to, 'po co tu przybył, szedł tami, gdaie maał iść. Zyskał pfrawo, żeby tu być,
prawo do k'ochainiia Allii. Nie ma znaczenia, ze om nie rozumtte języka, w kitoryim
powiedzitał "Kochani cię". Nie ma znaczea-lia, że miogą się już ni^dy nie spoitikiać.
Zmaczietme ma tylko jego mdłość, któfna niesae go naprzód, bez żalu czy lęku. Nie
mógł się bać. firnieTc jest siostrą miłosdi, siostrą z ocie^omą twarzą.
Kiedy talk szli'i z wolna skalna ściatna wyrastała coraz wyżej odsłaniając przed nimi
załomy i żleby, i uskoki swej powierzchni, a cb-ika trawa szeleściła i trzeszczała w
rytm jego kroków, i prze-stc'ci y nieba rozpościerały się im nad głowami jak woda,
uczył raz
130
jeszcze, że mógłby tak wędrować w tej ciszy przez wyżyny bez końca. Zmiużeme nie
liniało się go teraz. Nigdy slię nie zmęczy. Mógłby (bak iść wieczniie, piecami
odiwirólcomy ofd wszystkiego.
Dziewczyna wymówiła jego imiię. Powtórzyła je parę razy. Nie chciał się
zatrzymywać. Nie było nic, dla czego wairto by snę zatrzymać. Ale jej głos brzmiał
wątle jak głos zawodzącego morskiego ptaka, więc stanął i odwrócił się.
Jakiś czas temu znalezli! isaę dokładnie pod skałami i od tej ^hw" Ii posiulwali się
'na północ wśród niższej trawy md ja jąć potężnie z,l9 -by i złomy skalne porośnięte
żarnowcem i murawą. Dziewczyn stała w znaczniej 'odległości za nim na
zewnętrznym wybrzuszeń. " rozpadliny u podnóża sikał, przez którą, jak stwierdził
wiracają'". wchodziło sdę na ścieżkę.
Zcieżka.wydawała się mroczna. i wąska.
Na Wysoki Stopień idzie się tędy powiedziała. Rojpatinył tam z niechęcią.
Chcę zrobić postój przed tym podejściem. Usiadła na trawie, wyschnięte] w tym
miejscu i ubogiej, zbrązowiałej i wytartej. Głodny jesteś?
Nie bardzo. Nie chciał zawracać sobie głowy Jedzeniem, chociaż kiedy sięgtnął
myślą wstecz, uświadomił sobie, że przeszli kawał,drogi i że wędrowali JU%7ł dłufgo,
że mroczny goścansiec ze stojącą Allią pozostał bardzo daleko za nimi, poniżej, w
dole. Pragnął iść dadej. Ale dziewczyna miała rację z tym postojem, wyglądała na
zmęczoną, twarz miała znękaną i chmurną. Zrzucił koło niej kurtkę i rapcie, szpadę i
plecak i poszedł się wysiusiać za kupę olbrzymich zwalonych głazów; wrócił,
przyjemnie odczuwając ciepło i sprężystość całego ciała, nie zmęczony, a jednak rad
z krótkiego odpoczynku; i wciągnął się na czerwonawy głaz obok dziewczyny
siedzącej na trawie. Jadła. Podała mu pasek suszonego mięsa i parę kawałków
jakichś suszonych owoców. Bardzo mu to smakowało.
Słychać było jeden tylko dzwięk: gwizd wiatru w suchej trawie lub za skalnym
rumowfflsikiem, cichutki, zimny poświst, nisko przy ziemi.
Zapakowała resztę żywmjości.
'»* 131
Lepiej teraz? spytał.
Tak odparła i westchnęła. Zobaczył, że zwraca swą o-krągłą, ziemistą twarz w
stronę ciemnej ścieżki.
Posłuchaj zaczął. Miał ochotę zwrócić się do niej po imieniu. Przecież nie
musisz iść dalej.
Wzruszyła ramionami. Wstała zawiązując ma powrót swój plecak zrobiony
domowym przemysłem zrolowaną czerwoną tkaniną.
Czy to miejsce, do którego mam dotrzeć, znajduje się na końcu tej ścieżka?
Skinęła głową.
Dobira. Nie ma sprawy.
Stała z posępną mima, aż nagle spojrzała na niego i, ku jego ziasikoczemifu,
uśmiiechinęła się.
Zgubiłbyś się powiedziała. Ty się ciągle gulbtez. Potrzebujesz nawigatora.
Nie mogę się aguboć na ścieżce półmetrowej szerokości.
A Jednak zgubiłeś się, kiedy tu przyszliśmy, odbiłeś od po-łuldmifowej drogi.
Uśmiiech przerodził się w śmiech, bardzo krótki. Ty gubisz się tam, gidzie mnie
oblatuje strach. Tak to chytoa działa.
Matsz teraz stracha?
Trochę oldjparła. Zmowiu mmae zaczyna brać. Jedmaik jej śmiech nie całkiem
zamarł.
Więc nie powinnaś iiść dalej. Nie ma potrzeby. Czuję się odlpowiedizamy. Nie
polszłalbyś, gdyiby me ja.
Ale ona już ruszyła w górę ścieżką. Podążył za mią natychmiast, w pośpiechu
zarzucając na plecy swój ekwipunek. Weszli w żleb, ostrą szczytową rozpadlasną w
ściaa-ue góry. Otoczyły ich wysokie, suche śeiamy,rudej i czerwonawobrązłowej
sikały. Szlak był koimie-nitsty i od siamego początku stroimy.
Nie Jesteś odpowiedzialny za to, co ']a robię rzuciła pirzez ramię.
W takim razie ty nie jesteś odpowiedzialnia zia to, żebym nde zabłąldiził.
Ale musimy tiam dottrzeć odrzekła.
132
Pięli się dalej. Zcieżka skręcała ostro w tył i znów dio przodu. Tam gdzie skały się
osunęły, musieli się wdrapywać. Hugh spojrzał na rękę dziewczyny, kiedy wsparła się
na ostrej krawędlzi głazu. Dłoń była drobna, szczupła i śniada, z białymi
półksiężycami na pazmokciach.
Słuchaj powiedział. Chciałbym& do tej pory nie połapałem się, jak matsz ma
imię. Obejrzała się na anego.
Irena wymówiła wyraznie i pirzelditerowała. Powtórzył za nią i zmów szeroki, miły,
nieśmiały uśmiech przeleciał przez jej flwalrz, kiedy spojrzała na niego z góry,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]