[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pomaga zupełnie obcym ludziom. O ile więcej daje tym, na których jej zależy? I jak bar-
dzo została zraniona?
Wyatt zawiódł wiele kobiet. Nie chciał, by Alex była jedną z nich. Na pewno sły-
szała opowieści o jego relacjach z kobietami. Wiedział również, że pracownicy zakładają
się, czy z którąś z nich się zwiąże, ale to ignorował.
- To już się nie powtórzy - powiedziała. - Staram się tylko pomóc hotelowi.
- Cieszę się - odparł.
- Ja też. Ten hotel to wyjątkowe miejsce.
- Dziękuję. - Pochylił się i pocałował ją.
Jej wargi były miękkie, ciepłe i uległe. Kiedy położyła dłonie na jego piersi, zapo-
mniał o rozsądku.
Alex objęła go szyję. Wsunęła palce w jego włosy. Mało brakowało, a by zapo-
mniał, że stoją na cholernym korytarzu! Nagle Alex, jakby usłyszała jego myśli, ze-
sztywniała i lekko go odepchnęła.
- Przepraszam. Nie mogę.
Natychmiast poczuł złość i żal. Ujął jej dłonie.
- Nie przepraszaj, to moja wina. Mówiłaś, że teraz mężczyzni cię nie interesują.
Nie powinienem był cię dotykać.
R
L
T
- To nie tylko twoja wina - upierała się. - Chociaż... tak, mam złe doświadczenia. I
nie chcę ich powtarzać.
Jednym palcem uniósł jej brodę.
- Jeśli kiedykolwiek przekroczę granicę, powiedz mi. Niech cię nie powstrzymuje
to, że jestem twoim szefem.
Oczekiwał od niej, że mu przytaknie. Tymczasem Alex podniosła wzrok, jej oczy
zalśniły figlarnie.
- Chyba żartujesz. Niewiele kobiet uznałoby, że jednym pocałunkiem przekroczy-
łeś granicę.
- Od tańca z tobą przeszedłem od razu do całowania - zauważył. - Jeszcze chwila i
posunąłbym się dalej.
Alex uciekła wzrokiem w bok.
- No tak, ja też. - Nabrała powietrza i znów na niego spojrzała. - Nie chodzi o to, co
ty zrobiłeś. Chodzi o to, żebym ja nad sobą panowała i znała swoje granice. Panuję nad
sobą i znam swoje granice.
- Oczywiście.
- Mówię serio. Nie zrobię z tobą żadnego głupstwa.
Mówiła z taką pasją, że Wyatt musiał się uśmiechnąć.
- Rozumiem.
- Nigdy więcej cię nie pocałuję ani...
- Oczywiście.
Popatrzyła mu w oczy, krzyżując ramiona na piersi.
- Cóż, to był bardzo pracowity dzień, a jutro czeka mnie jeszcze więcej pracy. Le-
piej już pójdę.
- Oczywiście - powtórzył. - Dobranoc, Alexandro.
Mówił, jakby nic się nie stało. Chciał, żeby tak było. Ale gdy tylko ją zostawił,
czuł w żyłach pulsowanie krwi.
Ilekroć Alex usiłowała nie myśleć o pocałunku Wyatta, wargi ją paliły i całe ciało
obezwładniała tęsknota.
- Idiotka - mruknęła.
R
L
T
- Coś się stało? - spytał Randy.
- Nic - skłamała rozpalona.
- Właśnie dowiedziałem się pocztą pantoflową, że właściciele Champagne kupili
nowe meble i co wieczór oferują gościom bufet z czekoladowymi deserami. Są zdetermi-
nowani, żeby wygrać.
- Czy Wyatt o tym wie?
- On wie wszystko, ale jeśli się tym przejął, nie okazuje tego.
Alex wiedziała, że to dla niego ważne. Dlaczego nie reaguje?
- Ty głupi smarkaczu! Ty durniu!
W holu rozległ się krzyk. Jakaś kobieta z niemowlęciem i dwójką małych dzieci
stała z udręczoną miną. Nad pięcioletnim chyba chłopcem pochylał się jakiś mężczyzna.
Chłopiec podniósł przestraszony wzrok. U jego stóp leżała pusta puszka po wodzie so-
dowej, kałuża wody zalała stertę papierów.
- Proszę pani, pani głupi dzieciak zmarnował wiele dni mojej pracy!
Chłopiec wtulił się w matkę, ale ta miała ręce zajęte pozostałymi dziećmi.
- W porządku, Denny - uspokajała go.
- To nie jest w porządku. - Mężczyzna patrzył chłopcu w twarz. - Jesteś idiotą,
wiesz o tym? Będę musiał tygodniami pracować, żeby to odzyskać.
Alex słyszała, jak chłopiec szepnął dość głośno:
- Przepraszam, przepraszam.
Mówił przez łzy. Serce ją zabolało, a równocześnie wpadła w złość. Ktoś szedł
właśnie w stronę jej biurka, lecz Alex nawet nie sprawdziła kto to. Ruszyła do zrozpa-
czonego chłopca i wcisnęła się między dziecko i mężczyznę.
- Nie słuchaj tego, kochanie - powiedziała do chłopca łagodnym tonem. - Jestem
pewna, że to był wypadek. Wypadki się zdarzają. Wszystkim.
- Niech pani się odsunie - rozkazał mężczyzna. - Dla mnie to żaden wypadek. %7ły-
czę sobie, żeby ktoś coś z tym zrobił. Natychmiast. Chcę, żeby rodzice tego głupka za-
płacili mi za szkodę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]