[ Pobierz całość w formacie PDF ]

beztroską ciekawość.
- Zaraz - jęknęła Zośka. - W głowie mi się kręci. Pić.
50
Po raz drugi tego dnia poczęstowałem ją wodą mineralną, tym razem przygotowaną
dla gości przez kierownictwo hotelu.
Dziewczyna wypiła pół szklanki i odpoczywała chwilę. Wreszcie zaczęła mówić:
- Z podsłuchiwania tych drani to prawie nici, bo usiedli w takim kącie, \e w pobli\u
nie było \adnego stolika. Po kolei więc...
- Gadaj! - nie wytrzymał Janusz.
Zośka uśmiechnęła się z wy\szością:
- Gadają papugi, człowiek mówi.
Teraz ja nie wytrzymałem:
- Mów więc, kochana.
- Na początku to nie mówili chyba o niczym wa\nym, bo śmieli się ciągle. I tylko śuk
powiedział głośniej, dobrze słyszałem:  Są cmentarze i cmentarze. Na właściwym to
mądry człowiek zawsze coś znajdzie . I śmiał się z tego swego powiedzenia tak długo,
a\ tamci popatrzyli na niego jak na wariata. Potem zaczęli mówić bardzo cicho, tak \e
usłyszałam jedynie:  Taki numer jeszcze nie przeszedł.
- A od kiedy ty tak dobrze umiesz po ukraińsku? - wtrącił z głupia frant Janusz.
Ale Zośka tylko spojrzała na niego pogardliwie.
- Rozmawiali po polsku...
- Dajcie spokój - przerwałem rozwijający się spór. - A ty, Zosiu, mów dalej.
Zośka poprawiła się na poduszce.
- Jak ten jeden z nich powiedział o numerze, który dotychczas nie przeszedł, to
wszyscy spowa\nieli, nawet śuk. Pózniej znów coś długo szeptali, ale nic nie dało się
usłyszeć.
Jednak cierpliwy zawsze jest nagrodzony - zadarła nosa.
- A stąd tobie na przypowieści się zebrało? - zdurniał się Janusz.
Zośka usiadła na łó\ku.
- Stąd, \e mam dla was superwiadomość, którą chciałam zachować na koniec relacji,
ale nie wytrzymuję...
Skaranie boskie z tą dziewczyną!
- Prosimy cię, Zosiu, mów wreszcie!
- Otó\ - zrobiła efektowną pauzę - usłyszałam nazwisko Batura!
- Batura! - zakrzyknąłem.
Janusz milczał, bo mu to nazwisko jeszcze nic nie mówiło.
- Nasz wróg numer jeden! - a\ podskoczyłem na foteliku. - Mo\e jeszcze coś
usłyszałaś o nim?!
Zośka przeciągnęła się z dumą.
- Jeden z Ukraińców powiedział, \eby zwrócić się do Batury jako rzeczoznawcy.
Pozostali skinęli głowami. Widać więc mają tego drania w wielkim powa\aniu.
- Drań draniem - przerwałem mimo woli - ale fachowcem jest świetnym.
Zośka machnęła ręką.
- No, ale wróćmy do karczmy. Jak tamci zaproponowali Baturę, to śuk roześmiał się i
powiedział (dobrze to słyszałam):  To wezcie go na pośrednika . Na to jeden, taki
łysawy:
 To ty go bierz, bo towar jest na razie w twoich rękach, chyba \e się zgłosi prawdziwy
właściciel . I tu chyba wymienił jakieś nazwisko. Chciałam słuchać dalej, ale musiałam
pójść do toalety. Słyszałam, \e ktoś idzie za mną, ale chyba nie uwa\acie za stosowne,
51
abym oglądała się za ka\dym przynaglonym naturalną potrzebą. Nie obejrzałam się i ju\
nic więcej nie pamiętam. Obudziłam się dopiero na widok pana Pawła.
- No có\, Zosiu. Spisałaś się na medal. Baturą się nic przejmuj, bo mo\e rzeczywiście
nie ma on zamiaru zajmować się złotem Inków. Le\ teraz pod opieką Janusza, a ja
wyskoczę na chwilę.
- A gdzie to pan wędruje? I to tak bez nas? - oburzył się Janusz.
- Mam zamiar sprawdzić, czy mieszkanie pani Janik to stała melina śuka, czy tylko
taka z doskoku.
Zajechałem na Królewską. Przed domem nie było widać forda śuka. Błogosławiąc
chuliganów niszczących domofony wszedłem do wie\owca. Wsiadłem do windy i
nacisnąłem przycisk siódmego piętra.
Wcisnąłem dzwonek. Po chwili drzwi otworzyły się, ale tylko na tyle, na ile pozwalał
łańcuch. W szczelinie zobaczyłem przybraną w kimono Annę Janik.
- Ach, to pan - zdziwiła się - czy\by w fordzie znów zeszło powietrze?
Uśmiechnąłem się.
- Sądzę, \e pani samochód znajduje się w świetnej formie, bo nie widziałem go pod
domem.
Otworzyła drzwi z łańcucha.
- Proszę do środka.
Maleńkie mieszkanie raziło nieco krzykliwością wnętrza.
- Pozwoli pani, \e się przedstawię. Otó\ nie nazywam się Arek Brzeski. Nazywam się
Paweł Daniec i jestem pracownikiem Ministerstwa Kultury i Sztuki.
Wyciągnąłem legitymację. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • loko1482.xlx.pl