[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zaniknął w całej
oszałamiającej wewnętrznej konstrukcji. Odmierzone, dokładne ruchy, przepuszczone przez filtry
słowa. Znałem ich, znałem sposoby, jakich używali. Po co przyszli? Dlaczego? To było obojętne.
Ważne było, że czyjaś ręka właśnie ich skierowała w.moją stronę, wprawiając w ruch nowe i
nieznane tryby, które zakręciły całym moim życiem, Ich dłonie były stalowymi chwytnikami
miażdżącymi moje miękkie ramiona, pięści  kamiennymi głazami uderzającymi w śliską
powierzchnię twarzy. Nie było w nich nienawiści czy złości. Wszystko, co robili, okazywało się
odruchem, reakcją na nakaz, którego wypełnienie było jedynym celem w ich życiu. Potrafili tylko to,
ale w tym właśnie fachu nie można było odmówić im geniuszu. Nie miałem do nich żalu nawet wtedy,
gdy wypluwając krew z rozbitych ust ujrzałem w'lustrze swoje przerazliwie umęczone ciało.
Rozumiałem, iż istnieje Coś, co popchnęło ich na tę zamkniętą drogę, a raczej tor, którym zmuszeni
byli biec przez całe życie. Wiedziałem, że parę słów, kilka odpowiednich wyrazów, podziałałoby
jak magiczne zaklęcie. Otworzyłbym wtedy przed sobą drogę, która mimo pozornej łatwości najeżona
byłaby
przeszkodami. Przeszkodami ustawionymi przez moje własne sumienie. Obok coraz wyrazniej
rysowała się wąska leśna ścieżka
prowadząca od mojego lustra aż do krańców widnokręgu.
Z ramionami wyciągniętymi w przód runąłem rozbijając szkło. Nade mną szumiał sosnowy las, a w
dali mgliście rysowały się trzy gipsowe twarze, powoli niknąc, jakby spychane podmuchami wiatru.
Znałem ich. Znałem sposoby, jakich używali, lecz oni nie znali siły, jaka nagle otoczyła mnie tworząc
miriady niedostępnych zaułków. Właśnie tam mogłem schować
się, ukryć.
A potem znów pchnięty niewidzialnym ciosem toczyłem się wzdłuż splątanych dróg wpadając z
jednej na drugą, z drugiej na trzecią, z trzeciej na czwartą... Ujrzałem przed sobą czoło pochodu
sunącego wolno i ociężale. Czarne figurki, setki czarnych figurek z lśniącymi, białymi maskami
twarzy. Wstałem i podbiegłem do nich, a wtedy korowód zatrzymał się.. Do przodu wystąpili ci,
którzy nieśli trumnę.  Jeżeli przyszedłeś zobaczyć po raz ostatni swą ofiarę,
|to pozwalamy ci. Lecz potem odpoczniesz z nią w jednym grobie  usłyszałem surowy glos
człowieka w czarnym zawoju.
Cofnąłem się. Potem ruszyłem do przodu chcąc rozerwać otaczający krąg.
Wieko trumny uniosło się skrzypiąc i poczułem trupi odór dochodzący z wnętrza.
Nieboszczyk wychylił się, a jego na wpół zgniłe wargi przeżuwały jakieś słowa, być może
przekleństwa.  Poznał
mordercę  -dobiegły mnie szepty. Szepty przechodzące w ciche okrzyki, narastające do głośnego
wycia.
Zasłoniłem uszy rękoma. Nadal jednak słyszałem te piski, jęki, wrzaski, otaczające mnie ze
wszystkich stron, wchodzące w głąb mózgu, rozrywające tkankę.
 Panie Słońca i Księżyca, królu Wschodu i Zachodu,
Panie Nieba Północnego i... Emir el-Hebdi przerwał posłowi skinieniem ręki.  Mów, z czym
przychodzisz.
Siwowłosy mężczyzna w czarnym zawoju, charakterystycznym dla kraju, z którego przybył, pochylił z
uszanowaniem głowę.  Panie, racz sprawić, aby twe boskie uszy przyjęły słowa...
Lecz emir el-Hebdi nie słuchał dalszych słów posła.
Z przerażeniem w oczach obserwował trzy gipsowe
twarze, nasadzone na trzy czarne garnitury, które z wolna materializowały się przed tronem.
 Kto ich tu wpuścił?  krzyknął.
: %7łycie twe jest igraszką w ręku Losu  mówił Starzec.  Jesteś łódką kołyszącą się na falach
wzburzonego oceanu. Znam twoją przyszłość i przeszłość; Czekałem na ciebie wiele lat.
 Na mnie?  wyjąkałem.  Powiedz mi, kim ja jestem? Czy jestem aresztowanym bitym przez
policję, czy
przechodniem, który napotkał straszliwy pogrzeb, czy emirem el-Hebdi, czy też jestem tym, który stoi
przed tobą.
Starzec uśmiechnął się.
 Nie jesteś w pełni żadnym z nich i jesteś nimi wszystkimi. Znam drogi, którymi będziesz szedł,
wiem, ile zaznasz goryczy, a ile rozkoszy. Wiem, ile razy będziesz gubił się w domysłach i
podejrzeniach, lecz nigdy i w żaden sposób nie zrozumiesz tego, co cię otacza. To wszystko bowiem
może zrozumieć tylko Kreator.
 Kim więc ty jesteś?  krzyknąłem.
Emir el-Hebdi nie siedział już na tronie w swym srebrno-złoto-diamentowym pałacu. Leżał na
garstce ' słomy w ciemnym, wilgotnym lochu. Na tronie Pana Słońca i Księżyca siedział teraz
dowódca straży pałacowej, młody kajmakam, który samozwańczo obwołał się sułtanem. Dziedzictwo
tronu, które dzierżyli przodkowie emira, upadło.
Razem z czekającym na wyrok niedawnym panem życia i śmierci leżał poseł w czarnym zawoju.
 Władza, emirze, to tylko złudzenie. Pomyśl, iż przed chwilą byłeś panem świata, a teraz nie jesteś
już nawet panem samego siebie. Emir el-Hebdi westchnął:
 Tak chciał Al ach.
 Mylisz się, emirze. Allach to los, ślepy los, który ludzie wpierw nazwali, a potem pozwolili mu
zapanować nad sobą.
Może nie była ci pisana władza, emirze^ Może powinieneś być zwykłym człowiekiem? Emir el-
Hebdi wzruszył
ramionami i podszedł do niewielkiego zakratowanego okienka. Gdy dotknął dłonią prętów, te spadły
wraz z ramą na drugą stronę.
 Tak chciał Al ach  rzekł wyczołgując się na
zewnątrz.
Kiedy siedzieli już wśród krzewów pałacowego ogrody,
poseł uśmiechnął się.
 Los chciał, panie, abyś przeżył., Emir el-Hebdi uważnie przypatrywał się twarzy swego
rozmówcy. Nagle jednym ruchem zerwał mu zawój , okalający połowę twarzy.
 Człowiek z pogrzebu!  krzyknął. Poseł roześmiał się cicho.
 Nie jestem ani wysłannikiem z dalekiego kraju, ani człowiekiem z pogrzebu. Jestem Spinger, szef
tajnej ochrony 
- dodał twardym głosem. Emir el-Hebdi chciał sięgnąć po kindżal, ale dłoń zaplątała się tylko w
materi płaszcza.
 W imieniu prawa aresztuję cię. Jesteś winien zabójstwa prezydenta  rzekł Spinger. Nagle w
ogrodzie wszczął się tumult. Przez bramy w murach pałacowych wpadały na teren ogrodu grupy
żołnierzy; Po chwili emir el-Hebdi otoczony -oddziałem wiernego szejka Al-Katariego wkraczał w
bramy pałacu Pana Słońca i Księżyca.
 Kim jestem? To trudno powiedzieć; Jestem Obserwatorem. Nie mam wpływu na bieg zdarzeń, ale
obserwuję je znając przyszłość i przeszłość. Czekałem na ciebie, bo właśnie ty możesz stać się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • loko1482.xlx.pl