[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Masz! - Czub podaje mu skibkę chleba z jakimiś konserwami rybnymi. - My jeszcze nie głodujemy.
- Ty co? - denerwuje się ruchliwy Gacek. - Będziesz karmił małego gliniarza?
Czub potakuje głową. W nikłym świetle ogarka widać sztywne od lakieru czy cukru pasemka włosów
przypominające dorodną trzcinę.
- Też człowiek. Udzielił nam gościny. Z ludzmi trzeba łagodnie, Gacek. Po co zaraz walić w nos? Tyle
czasu poświęciłem na twoje wychowanie, a ty wciąż to samo: pięść! Masz kurzy móżdżek, przyjacielu.
- Wystarczy! - denerwuje się Gacek. - Na uniwersytet się nie wybieram.
Paweł wstaje ostrożnie. Chce umoczyć ręcznik w zimnej wodzie.
- Dokąd?
- Twarz obmyć. Nie widzisz, co się dzieje z moim nosem.' - i do Czuba: - A ten twój Gacek zamiast w
głowie ma cały rozumek w pięści. Kiedy ją otworzy - rozumek ucieknie! -Paweł czuje ulgę pod
wpływem kompresu.  Byle się nie dać
139
przestraszyć tym zbirom -myśli przechylając głowę do tyłu. - Niech nie sądzą, że trafili na tchórza,
który trzęsie portkami przed byle jakim prymitywem".
Czub docenił dowcip. Przełykając kęs chleba ze szprotka-mi wyciąga do Pawła rękę.
- Poznajmy się. Jestem Konopacki.
Paweł aż się zakrztusił.  Jak to? Przedstawia się nazwiskiem? To coś nowego w branży punków,
popersów, hipisów i całej tej ludzkiej społeczności, o której wie od niedawna.
- Kono...packi?
- Tak. Józef Maria dwojga imion Konopacki. Moja prababcia była z domu Koniecpolska. Mówi ci to
coś?
Paweł podaje dłoń. Drugą ze zmoczonym ręcznikiem przyciska do nosa, który podwaja swoją
objętość.
- Brent. Paweł. Ale... dlaczego się tak dziwnie zachowujesz? Co robisz w tym... towarzystwie?
Józef Maria ociera usta powalane oliwą.
- Demokracja pozwala dobierać sobie towarzystwo, jakie mi w danej chwili odpowiada - śmieje się.
Czub sterczy jak nastroszony jeż. - Ten tam, który śpi, a raczej marzy pod twoim swetrem, jest
nieszczęsnym dzieckiem dwudziestego wieku. Wpadł w narkomanię. I myśli tylko o tym, żeby sobie
władować nową działkę.
- Akceptujesz to?
Konopacki zanurza kubek w dzbanku. Pije długo i wolno.
- Muszę uważać na gardło. Od dzieciństwa miałem skłonności do angin. Czy akceptuję  kompot"?
Nie, ale muszę się zająć narkomanem. Przylepił się, a to zobowiązuje. Więc go niańczę.
140
- A... Gacek? - Paweł ma głos, jakby był zakatarzony. I wargę sztywną, obcą.
- Prymityw. Pożyteczny, wierny i przebiegły. A także silny. Razem tworzymy ciekawy eksperyment..
Paweł chętnie by położył się spać, ale jedyne łóżko zdążył zająć Gacek. Brudne sandały wpakował w
sam środek poduszki.
- To nieprawda, co przedtem powiedziałem - Paweł szepcze nachylony nad Czubem - ta działka
należy do pewnego emeryta, który czterdzieści lat pracował na lotnisku. Jest ciężko chory. Doglądam
tu wszystkiego i... tak się składa, że ukrywam się przed milicją.
- To ładnie - cieszy się Józef Maria Konopacki. - Ale Gackowi ani słowa. My też stronimy od... stróżów
prawa. Słuchaj, dałoby się tu pomieszkać parę dni?
Paweł znów przykłada kompres.
- Powiem szczerze: rano będzie tu mnóstwo ludzi, dział-kowiczów, właścicieli sąsiednich ogródków.
Zaraz podniosą alarm. Szczególnie jak zobaczą... twoje uczesanie.
Józef Maria dwojga imion przygładza szuwary nad uszami.
- To tylko protest! - mówi. - Taka wojna na włosy. Między punkami, do których ja należę, a
popersami. Ale tak naprawdę to jest walka dwóch ideologii: my z założenia jesteśmy biedni, uważamy
się za coś gorszego od reszty ludzi. Dla popersów, tych elegancików strzyżonych w grzywkę,
najważniejszy jest szmal, forsa. A dla nas wolność. Od pieniędzy też. W Anglii punki żyją wyłącznie z
zasiłków dla bezrobotnych. My nie jesteśmy z natury agresywni, ale też i nie pacyfiści jak kiedyś hipisi.
Oni, bici, nie bronili się. Punk
141
bije, jeśli mu robią krzywdę. My niczego nie chcemy, sami siebie nazywamy  śmieciami". Zwiat jest
zły, ale nie chcemy go zmieniać. Zmieni się i bez nas...
- Dlaczego? Ja bym chciał! - Paweł usiłuje zrozumieć czubatego piętnastolatka. - Ja bym wiele rzeczy
zmienił, gdybym miał władzę.
- Na przykład co?
- Nakazałbym wszystkim rodzicom, aby nie porzucali... no, żeby opiekowali się swoimi dziećmi aż do
dorosłości.
- Bez sensu! - Józef Maria krzywi się. - Te nieszczęsne dzieci nigdy nie zaznałyby poczucia swobody! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • loko1482.xlx.pl