[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przestraszony:
 Czy pani jest z policji?
 Nie, nie jestem z policji  odpowiedziała przyjaznie. Nie chciała go
przestraszyć.  Przyjechałam tu w prywatnej sprawie. Muszę zdobyć pewne
informacje i chciałabym, żeby mi pan w tym pomógł. Szukam pewnych osób.
 Kogo pani szuka?  Podniósł na nią wzrok. Pokazała palcem zdjęcia, które już
oglądał.
 Poszukuję krewnych mężczyzny, którego widzi pan na zdjęciu.
 A po co pani ci jego krewni?  pytał dalej. Maria zastanowiła się nad
odpowiedzią
 Mam dla nich pieniądze. Osoba z tej fotografii chciałaby odnalezć swoją
rodzinę i pomóc jej finansowo. Jest dość zamożna i stacją na udzielenie pomocy
swoim krewnym.
Walczył ze sobą. Długie palce splatały się i rozplatały.
 Dużo tych pieniędzy?
 Sporo  odpowiedziała tajemniczo.
 Ile?
 Kilkanaście tysięcy.
Grdyka mężczyzny przesuwała się w górę i w dół, a wystające kości policzkowe
drgały z podniecenia.
 Maje pani przy sobie?  wciąż pytał.
 Mam, ale nie wszystkie. Teraz miałabym około tysiąca złotych.
Zapadła chwila obiecującej ciszy.
 A gdybym to ja był tą osobą, to znaczy tym krewnym?  odważył się przyznać.
 Dałabym je panu.
 Tak na słowo?
 Coś musiałby mi pan wyjaśnić.
 Dobrze.  Poskrobał się w nie ogoloną brodę.  Proszę pytać.
179
 Kto jest na tych zdjęciach?
Spojrzał na nią jeszcze raz, teraz dłużej i wymowniej. Miał trudności z
mówieniem. Coś drżało w jego świszczącym głosie, coś piszczało żałośnie, jakby
spragnione gardło liczyło półlitrów-ki, które kupi sobie za otrzymane pieniądze.
W końcu po kolejnej próbie wydusił cztery słowa:
 To jest mój syn.
Maria zamarła. Odpowiedz była jak cios w twarz. Otrząsnęła się w jednej chwili.
 Jak się nazywa?  brnęła dalej, choć siły opuszczały ją z każdą sekundą.
 Irek  rzucił pośpiesznie.
 Irek to znaczy Ireneusz, a nazwisko?
 Dorna. To jest mój syn Ireneusz Dorna, mój Irek, mały, zawsze głodny Irek. 
Spuścił siwą głowę, a dłonie zamknął w pięści.
To był dla Marii wstrząs. Długą chwilę nie mogła się uspokoić. Miała do niego
tyle pytań, lecz to, co usłyszała, wystarczyło aż nadto. Zapytała tylko:
 Odwiedza pana w tym domu?
 Kto?  Robił wrażenie zaskoczonego.
 Syn, oczywiście  wyjaśniła.
 Nie, nie był tu nigdy.
Siedzieli oboje bez słów, każdy ze swoim smutkiem przybijającym nogi i całe
ciało do drewnianej podłogi w pokoju, w którym się spotkali. Serce Marii biło
oszalałe, głowa drżała, a myśli kłębiły się jak ciało węża rzucone w ogień.
Wyjęła z torebki zwitek banknotów i położyła na szarych dłoniach starca. Długie
palce, ze starannie opiłowanymi paznokciami, zacisnęły się dookoła papierowych
banknotów.
*
Zadzwoniła do Juliana, żeby poradził jej, co robić. Wydawało się, że nie wierzy
w tę historię.
 To nie może być prawda  powtarzał do słuchawki.  Musisz się upewnić.
180
 W jaki sposób?!  krzyknęła zrozpaczona.
 Zapytaj go.
 Zwariowałeś, boję się.
 Boisz się własnego męża?
 Nic na to nie poradzę.
 Przecież cię nie zabije  powtarzał.
 Skąd będę wiedziała, że mówi prawdę?
 Znasz go na tyle, żeby to poznać.
 Nie mam odwagi.
 Więc co? Będziesz żyła w niepewności?
 Poczekam, może samo jakoś się wyjaśni.
 Jak uważasz  odpowiedział.  Ja bym zapytał.
 Zobaczę.  Zastanowiła się.  Przemyślę to wszystko jeszcze raz.  Odłożyła
słuchawkę. On mi nic nie pomoże, pomyślała. Sama muszę to załatwić.
Aatwo powiedzieć, gorzej wykonać. Maria straciła głowę. Jak to jest?, pytała
siebie. Jedna osoba, a jednak dwie. Jak to możliwe? O zbiegach okoliczności nie
mogło być mowy. Jeżeli Jerzy Nie-ziołowski jest prawdziwy, skąd w jego
pamiątkach zdjęcie człowieka, który jest jego ojcem, ale nazywa się całkiem
inaczej, i jest zupełnie kimś różnym od Michała Nieziołowskiego, ojca Jerzego.
Dlaczego Jerzy to nie Jerzy, tylko Ireneusz, i odwrotnie. Wszystko wymykało się
jej z rąk. Zaczynała tracić grunt pod nogami. Bała się przyznać Jerzemu do
swoich odkryć, bo nie była pewna jego reakcji. Lękała się człowieka, który przez
wiele lat był jej mężem. Czuła się jak w matni, w upiornym śnie, w prawdziwym
koszmarze z najpodlejszego filmu. Pomocy mogła szukać jedynie u Juliana, ale on
nie chce się wtrącać w cudze sprawy.
Minęło kilka dni. Sytuacja nie zmieniła się ani trochę. Brzeski nie wrócił do
pracy. Jego żona Zofia dzwoniła co dzień, informując, że mąż jest chory. Maria
zaniepokoiła się jeszcze bardziej. Nie wiedziała, co robić. Iść do niego czy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • loko1482.xlx.pl