[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie wiem, ale mam cholerną pewność, że będzie mnie to sporo
kosztowało. Czy wiesz, że przywiozła ze sobą Emily?
- To ta dziewczyna, z którą byłeś zaręczony? Przyjechała z twoją
matką? Nie mów!
69
RS
- Pamiętasz na pewno, że miałem złą passę w interesach, gdy pojawił
się Lionel Atwater?
- Wielki Boże, on musiał być ze trzydzieści lat starszy od niej! A
brzydki jak sam diabeł.
- Wszystko wyrównał fakt, że miał trzy miliony dolarów w banku.
Potem stracił wszystko i zastrzelił się. Tak więc Emily szuka następnego
męża.
- O nazwisku Atmor?
-Zgadłaś - Philip podszedł do okna z rękami w kieszeniach. - Ona
chyba nie rozumie, że nie można drugi raz wejść do tej samej rzeki.
- Bardziej prawdopodobne, że uważa się za femme fatale. Więc co
zrobisz?
- Zawiadomiłem ją, że się pobieramy z Charlie.
- Cudownie! - w głosie Claudii zabrzmiała matczyna miłość, jaką do
niego żywiła. Uściskała go.
- Nie tak cudownie - powiedział płaczliwie. - Zapomniałem
uprzedzić o tym Charlie!
- Ty chyba nigdy nie dorośniesz, Phil - roześmiała się Claudia. -
Dziewczyny lubią, żeby je prosić. A co ona na to?
- Wściekła się. Wyzywała mnie różnymi słowami, a wszystkie
znaczyły jedno: idiota. Wygłosiła tyradę, gniewała się i obiecywała
natychmiastową zemstę.
- Nie masz tu już nic do roboty. Jedz do domu i postaraj się
ułagodzić ją. Wez kwiaty i czekoladki, jeśli je lubi.
- Czy mam paść na kolana?
70
RS
- Lepiej, żebyś to zrobił. Czy chcesz, żebym zadzwoniła i
powiedziała, że przyjeżdżasz?
- Wspaniale, Claudio.
- Może sam odbierzesz, Philipie - wręczyła mu słuchawkę przez
biurko. - Jakaś kobieta, Emily, czy inaczej?
- Freitas - potwierdził i wziął słuchawkę. - Chciałbym rozmawiać z
Charlie - powiedział. W telefonie dały się słyszeć trzaski. - Chcę
rozmawiać z Charlottą MacEnnaly, moją narzeczoną. Z tą małą, rudowłosą
dziewczyną! -Z drugiego końca dobiegło go trajkotanie. - Co, do diabła,
mówisz? %7łe jej nie ma? Jesteś pewna? - i znowu jakieś paplanie. - Jezu -
mruknął i oddał Claudii słuchawkę do odwieszenia. - Wyszła -
zakomunikował gniewnie. - Nikt nie wie, dokąd. Po prostu wsiadła do
swego samochodu i odjechała w kierunku miasta. Muszę jechać tam,
zobaczyć co się dzieje.
- Stój - powiedziała Claudia.
- Dlaczego? To jest najlepszy sposób, żebyśmy się porozumieli.
Wypadł z biura, szamocząc się z rękawami marynarki i mrucząc coś
pod nosem.
Ruch na ulicach miasta był niewielki, większość ludzi była w pracy.
Szczęśliwy traf, bo Philowi Atmorowi trudno było skupić się za
kierownicą. Wiele spraw zaprzątało jego myśli. Czy nie był zbyt twardy i
napastliwy zeszłej nocy? Ostatnie zdarzenie naprawdę wymknęło się spod
kontroli. Poszła do swej sypialni, ale tylny suwak w jej bluzce zaciął się i
zawołała go, żeby jej pomógł. Zajęło mu to trochę czasu, potem jednak
stracił głowę. Ręce same powędrowały dalej i ujęły jej biust. Delikatnie,
mocno i słodko. Poczuł jak piersi stwardniały w jego dłoniach. Był jak
71
RS
zahipnotyzowany i dopiero po kilku minutach zdał sobie sprawę, że ona
nie bawiła się tak dobrze jak on.
- Nie! - szeptała, wyrywając się z uścisku. Kiedy to wreszcie do
niego dotarło, puścił ją i zobaczył jej dłoń gotową do ciosu. To była prawa
ręka, wciąż w gipsie. Schwycił ją, zanim uderzyła i nie mógł zrozumieć,
dlaczego to też spotkało się z protestem. Przecież zrobił to w trosce o nią.
Przytrzymał jej dłoń,aby nie naruszyła uszkodzonych palców! Potem
odsunął ją, ściskając nadgarstek. Nie chciała krzyczeć, aby nikogo nie
obudzić, ale patrzyła mu w oczy sypiąc wyzwiskami i starała się go
kopnąć. Co w takiej sytuacji zrobiłby każdy sensowny facet? Popchnął ją
na fotel obok łóżka i wyszedł. Gdy tylko zamknął drzwi, coś rozbiło się z
drugiej strony. Miał nadzieję, że nie była to miśnieńska statuetka pasterki,
którą kupił w Heidelbergu za trzysta dolarów. Wszystko odbyło się
całkiem na trzezwo poza pieszczotą jej piersi. Każda inna kobieta
zrozumiałaby to, ale nie Charlie MacEnnaly. Najmniejsze pogwałcenie
reguł gry musiało być rozdęte do rozmiarów monstrualnego kryzysu. O co
jej chodziło? Pędził do domu, jakby miał coś na sumieniu.
Nacisnął gaz. Przez ten czas prawie przekonał sam siebie, że jest
krzywdzony. Przed domem ktoś zostawił włączoną polewaczkę do
trawników. Pobiegł szybko do bocznych drzwi, ale nie uniknął opryskania.
- Czy mój zegarek stanął? - zapytała Beth Southerland, gdy go
zobaczyła. - Pan miał przyjechać o pierwszej na lunch.
- Ale jestem wcześniej - burknął. - Gdzie ona się podziewa?
-Pańska matka? W salonie, panie Atmor. Pyta o pana od czasu do
czasu.
72
RS
- Pójdę do niej pózniej. Gdzie jest Charlie? Dzwoniłem i jakaś
idiotka powiedziała mi, że wyjechała.
- To ja odebrałam telefon - odezwał się chłodny głos za jego plecami.
- Ty, Emily?
- Ja. Ta kobieta daje ci w kość, Philipie. Widziałam ją. Poszła do
sąsiedniego domu i wyjechała dżipem. Kto wie, dokąd?
Phil zastanowił się. Charlie daje mu w kość? Niemożliwe. To
świetna dziewczyna. Wprawdzie zeszłej nocy zaszło pomiędzy nimi
pewne nieporozumienie, ale nie dał jej żadnych powodów do ucieczki.
- Kto, do diabła, zostawił włączoną polewaczkę? - zapytał, kończąc
wycieranie twarzy.
- Nie wiem - odparła Beth. - Byłam na górze i sprzątałam łazienkę.
- Ona - naskarżyła Emily, starając się jak najlepiej wyrazić
oburzenie. - Ta rzępoła, Charlie.
- Skrzypaczka - poprawił odruchowo.
- Co to za różnica - warknęła Emily. - Rzępoła, trele morele. Nie
wierzę, żeby potrafiła zagrać choć nutkę. Czego można oczekiwać po
dziewczynie o takim imieniu? Widziałam, jak włączała polewaczkę.
- Dużo widzisz, Emily - rzekł, czując ucisk w żołądku.
- Przecież mam oczy i nie snuję się samotnie, jak niektóre kobiety z
twojego otoczenia. Dokąd idziesz?
- Zatelefonować - powiedział idąc do salonu. Matka siedziała na
fotelu przy kominku, zobaczyła go i odłożyła magazyn mody.
- Jesteś punktualny, Philipie. Martwiłam się o ciebie.
-Ja też martwiłem się - odpowiedział, nic nie rozumiejąc. - Musimy
ją znalezć.
73
RS
- My? Kogo? - Pytanie to oderwało go od lektury książki
telefonicznej. Po raz pierwszy od wielu lat spojrzał uważnie na swą matkę.
Miała ponad siedemdziesiąt lat i nadal była interesującą kobietą, mimo że
czas zostawił ślad na jej twarzy. Ciągle jeszcze była szczupła jak na
dawnych zdjęciach, choć figura tu i ówdzie zaczynała się deformować.
- Muszę zadzwonić - powiedział.
- A potem porozmawiamy?
- Potem porozmawiamy. - Odwrócił się do aparatu i wykręcił numer
dziewięćset dziewięćdziesiąt jeden. Służby od nagłych wypadków
wysłuchały, co ma do powiedzenia i połączyły go z policyjnym biurem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]