[ Pobierz całość w formacie PDF ]
49
RS
lotniska, tak jak dzisiaj. Nie wydaje mi się, żebyśmy jechali długo. -
Na chwilę zapadła cisza, po czym Justine ciągnęła dalej: - Willę
otaczał niski żywopłot. Prowadziła do niej kuta brama z zasuwą, która
się zacinała. Była tam kuchnia, chyba dwie sypialnie, długi korytarz z
parkietem na podłodze. I karaluchem - ogłosiła z nutką triumfu w
głosie. Pamiętała, że nie pozwoliła Dawidowi go zabić. Złapali go i
wypuścili na dwór.
- Och, to będzie naprawdę pomocne - zauważył ironicznie Kiel. -
Mów dalej, świetnie ci idzie.
- Nie pamiętam wydarzeń po kolei - powiedziała wolno. -
Wszystko mi się miesza. Pojechaliśmy do Funchal autobusem, starym
gruchotem, który miał chyba tylko dwa biegi. - Jej roześmiana twarz
była niemal piękna. - Za każdym razem, kiedy trzeba było się
zatrzymać, kierowca po prostu ostro hamował, a wszyscy pasażerowie
lądowali jeden na drugim na podłodze... Pamiętam puchowce, z
których robi się kapok. Pamiętam, że mnie rozśmieszyły. Nie miałam
pojęcia, że kapok rośnie na drzewach. Zawsze myślałam, że jest
syntetyczny. Przypominam sobie, że Dawid rzucił jakąś pogardliwą
uwagę o mojej ignorancji. Co jeszcze? Pamiętam wiklinowe sanie,
którymi wjeżdżało się po bruku do miasta, ale nigdy nimi nie
jechałam - dodała ciszej.
Nagle zakręciło się jej w głowie, a przed oczami zaczęły latać
czarne płatki. Zamrugała i potarła palcami skronie, żeby
zminimalizować narastający ból.
- Głowa cię boli? - zapytał Kiel.
50
RS
- Tak. To był bardzo długi dzień.
- To idz do łóżka. Porozmawiamy jutro - powiedział tonem nie
znoszącym sprzeciwu i wstał.
- Mamy tylko kilka dni - zaoponowała zmartwiona.
- Ale jeśli osłabniesz, to i tak nie będzie z ciebie żadnego
pożytku - zauważył rozsądnie. - Chodz.
Odstawiła filiżankę na stół, wstała i z wdzięcznością przyjęła
jego pomocne ramię, bo znowu zakręciło się jej w głowie.
- Miałeś kiedyś wstrząs mózgu? - zapytała.
- Tak. I kilka złamań.
- Założę się, że radziłeś sobie doskonale. Byłeś modelowym
pacjentem, wytrzymałym i tolerancyjnym...
- Nie - wszedł jej w słowo. - Dałem wszystkim niezle popalić.
Byłem niecierpliwy, wiecznie podenerwowany, żeby nie powiedzieć
rozzłoszczony. Lepiej ci?
- Wcale - odpowiedziała, kiedy wydusiła z siebie uśmiech. - Ale
bez protestów pójdę do łóżka. Dobranoc, Kiel.
- Dobranoc, Justine. Poradzisz sobie?
- Jeśli nie, to zawsze mogę poprosić kogoś o pomoc - odparła
nieco oschle. - W końcu jestem już dużą dziewczynką.
- Tak, zauważyłem.
Pokręciła głową i poszła na górę. Oparła się, zmęczona, o drzwi
swojego pokoju i pomyślała o minionym dniu. Rano była pewna
swoich uczuć do Kiela Lindstroma, teraz już nie. Flirtował z nią.
Podeszła do toaletki i popatrzyła na swoje odbicie w lustrze. Czy
51
RS
naprawdę miała ładne usta? Skrzywiła się ironicznie. Zachowuje się
jak naiwna idiotka. Przecież dla kogoś takiego jak Kiel flirtowanie jest
równie naturalne, jak oddychanie. To prawda, ale czemu zawraca
sobie głowę jej osobą? Przecież on uważa, że próbowała odebrać
Dawida jego siostrze. Justine była jednak tak zmęczona, że nie miała
siły na analizę tej kwestii, więc szybko położyła się spać.
Kiedy obudziła się następnego ranka, czuła się o wiele lepiej.
Nie bolała ją głowa, a ramię przestało rwać. To była duża ulga.
Ostrożnie usiadła i uśmiechnęła się z zadowoleniem. Zawroty głowy
też minęły. Najwyrazniej poprzedniego dnia za dużo od siebie
oczekiwała. Przecież to był jej pierwszy dzień po wyjściu ze szpitala.
Jej nadwrażliwość na Kiela też pewnie była efektem wstrząsu mózgu.
Wystarczyło dobrze się wyspać, a poczuła się odświeżona i
wypoczęta. Uznała, że jest już prawie zupełnie zdrowa i nie doznała
uszczerbku psychicznego, czego się obawiała na podstawie swojego
irracjonalnego zachowania. Zadowolona, poszła się umyć.
Włożyła dres od Kiela i przyjrzała się sobie w lustrze. Strój
podkreślał jej smukłą sylwetkę, a lawendowy odcień sprawiał, że nie
wyglądała blado. Rękaw bez trudu wsunął się na gips, co było
wielkim udogodnieniem. Założyła znienawidzony temblak i podeszła
do okna. Kiedy otworzyła okiennice, do środka wpadło ostre, poranne
słońce. Przebiegła wzrokiem zatokę aż po odległy cypel. Wszystko
skąpane było w jasnym świetle, które lśniło na dachach willi i
zmieniało błękitne wody zatoki w płynne złoto. Czytała kiedyś, że tu
jest tak przez okrągły rok - umiarkowany klimat z temperaturami
52
RS
pomiędzy dwudziestoma a dwudziestoma ośmioma stopniami
Celsjusza. Tylko od czasu do czasu zdarzały się gwałtowne sztormy.
Pierzaste, białe chmury wisiały nad szczytami wzgórz, jakby nie
miały ochoty przesuwać się dalej. Justine zamknęła oczy i
rozkoszowała się balsamiczną bryzą, która igrała z jej długimi
włosami. Gdyby nie Dawid i te nieszczęsne plany oraz niepokojąca
obecność Kiela, chętnie powłóczyłaby się po miasteczku, rozejrzała
po sklepach. A gdyby nie ten cholerny gips, chętnie popływałaby na
desce. Na wodach zatoki już o tej porze zobaczyła dwóch
windsurfingowców.
- Wstałaś już, jak widzę - od drzwi dobiegł ją zmęczony głos.
Obróciła się na pięcie i popatrzyła na Kiela. Wyglądało na to, że
on czuje się dziś dużo gorzej niż ona. Był ogolony, ale robił wrażenie
kompletnie wycieńczonego.
- Tylko nic nie mów, Justine - mruknął zirytowany. -Idziemy na
śniadanie?
- Tak, jestem głodna jak wilk - powiedziała, nie odrywając od
niego wzroku.
Może się nie wyspał? Niektórzy zle sypiają w nowym miejscu.
Albo należał do ludzi, którym zdarza się wstać lewą nogą. Miała
nadzieję, że nie, bo to by oznaczało, że najbliższe dni mogą się okazać
jeszcze trudniejsze, niż się spodziewała.
Z ulgą natomiast stwierdziła, że przestał na nią niepokojąco
działać.
53
RS
Kiel zamówił dla siebie tylko kawę, natomiast Justine pełne
śniadanie, które pochłonęła z apetytem.
Spojrzała z ciekawością w stronę wejścia, gdzie nagle zrobiło się
małe zamieszanie. Mężczyzna, którego widziała poprzedniego
wieczora, zatoczył się na czyjś stolik. Wyglądał dziesięć razy gorzej
niż Kiel. Nagle uświadomiła sobie, dlaczego jej towarzysz jest w
takim kiepskim stanie. Spojrzała na jego ściągniętą twarz i zapytała
lekko:
- Jak długo zostałeś wczoraj w barze? Spojrzał na nią pustym,
zimnym wzrokiem.
- Do czwartej - przyznał z ociąganiem. -I nie w barze. - Spojrzał
na mężczyznę, który chwiejnym krokiem zmierzał w ich kierunku, i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]