[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ten sam wyraz twarzy. Jego oczy zdawały się wpatrywać gdzieś w dal, jakby
myśli nie dotyczyły terazniejszości, ale czegoś innego w przeszłości. W życiu,
którego nie pamiętał.
Tego właśnie chciała, prawda?
Chciała, żeby wiedział, co wydarzyło się między nimi, zanim poprosi go o
pomoc. Zanim opowie mu o Daisy i o operacji, której dziecko potrzebowało.
A jeśli całowanie jej - coś więcej niż tylko całowanie - miało przywrócić
mu pamięć, to dlaczego nie poddać się temu, przynajmniej na razie.
- Tak jest o wiele lepiej - usłyszała i zorientowała się, że wbrew sobie
oparła się o niego. A kiedy jego dłoń ponownie wślizgnęła się pod jej
podbródek, unosząc ku niemu jej usta, nie miała sił z nim walczyć.
Czy może nie miała siły walczyć ze sobą?
Przecież tego chciała. Nie mogła dłużej zaprzeczać.
Tego domagały się jej rozbudzone zmysły. Chciała poczuć jego usta na
swoich wargach. A gdy dłonie Andreasa zaczęły poruszać się po jej ciele,
zrozumiała, że także tego pragnęła. I tak samo jak kwiat instynktownie zwraca
się ku największemu, najwspanialszemu zródłu ciepła i światła, tak i ona
przysunęła się do męża, tuląc się do niego i wijąc się z rozkoszy pod jego
dotykiem.
- Widzisz - wymruczał. - Tak powinno być.
Jedna z dłoni przesunęła się teraz na jej kark i wplątała w miękkie włosy,
odchylając jej głowę w tył tak, że widoczna była cała szyja i długa, gładka droga
do ramienia, i jeszcze niżej, do rowka między piersiami widocznego w głębokim
wycięciu sukienki. Beka poczuła ciepło jego oddechu, miękki, hipnotyczny
dotyk ust zsuwających się coraz niżej.
- 39 -
S
R
- Pragnę cię...
Poczuła i usłyszała te słowa. Były jak muśnięcie piórkiem po skórze,
wilgotne jak oddech.
- Chcę cię... - powtórzył.
A ona pragnęła jego. Co z tego, że dotyk jej ust, smak skóry przypomną
mu, kim i czym dla niego była? I tak kiedyś by sobie przypomniał, to było
nieuniknione. I z pewnością byłoby lepiej, gdyby to nastąpiło wcześniej niż
pózniej, żeby prawda wyszła na jaw i żeby mogli negocjować tam, gdzie
przerwali.
Ale tak naprawdę nie mogła się powstrzymać. A gdy jej ciało
przypomniało sobie rozkosze, o których już zapomniała, wiedziała, że tego chce.
Tego pragnie.
To było właściwe, tak mówiły jej zmysły. To zawsze było dobre między
nią i Andreasem. W jego ramionach czuła, że tu jest jej miejsce, jej dom. To się
nigdy nie zmieniło - nadal trwało, choć wszystko inne zniknęło, zniszczone
przez nienawiść, brak zaufania i okrutne odrzucenie.
Odrzucenie.
To słowo jak zimne, twarde, podstępne ostrze przeszyło jej umysł,
odpędzając marzenia.
Co najlepszego robiła, ponownie dając mu okazję do odrzucenia jej? Czy
przeżyłaby po raz drugi ból, poczucie straty? Prawie umarła za pierwszym
razem, a mimo to ponownie ryzykowała serce i duszę.
Nie mogła tego zrobić wyłącznie dla przyjemności, fizycznej satysfakcji.
Ale Andreas mógł.
Zrobił to już raz i z pewnością zrobiłby ponownie. Niezależnie od tego,
czy jego pamięć wróci czy nie, mógł ją wykorzystać, wziąć wszystko, co
ofiarowała, a potem odwrócić się i odejść, nie oglądając się za siebie.
Zesztywniała pod jego dłońmi.
- Andreas - zaczęła, ale nie słuchał.
- 40 -
S
R
Jego usta nadal pieściły jej skórę, ręce przesuwały się w dół po niebieskiej
sukience, podciągając materiał w górę.
- Andreas, przestań!
Pod wpływem narastającej paniki wyszarpnęła się z jego objęć tak mocno,
że zatrzymała się w połowie pokoju i patrzyła na niego szeroko otwartymi
oczami, z trudem łapiąc oddech.
Wzrok miała zamglony i była wdzięczna, że dzięki temu nie widzi wyrazu
jego twarzy.
- Nie - powiedziała, łapiąc oddech i walcząc o odzyskanie panowania nad
sobą. - Nie, tak nie może być. Nie może. To się nie wydarzy, ja na to nie
pozwolę.
- Ty na to nie pozwolisz?
Głos Andreasa był cyniczny, a brew uniosła się kpiąco.
- Sama siebie oszukujesz, jeśli myślisz, że ci uwierzę. -
- Na pewno mi uwierzysz! Ja...
- Ale nie wierzę. Nie wierzę w ani jedno twoje słowo.
- Nie wierzysz?
Andreas pokręcił przecząco głową. Teraz wyraznie widziała jego twarz.
Ujrzała czarne oczy utkwione w niej z wyrazem czystej pogardy.
- Spodziewasz się, że uwierzę w ten twój tchórzliwy proteścik, skoro
znam prawdę?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]