[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pieniądze Joshowi... Słabo piszę, więc mi pomagał wypełniać przekaz. Potem
okazało się, że najbardziej pomagał sobie, bo pieniądze zostawiał w swojej
kieszeni. W końcu poznałem prawdę i rzuciłem tę pracę. Wróciłem i
dowiedziałem się, że szuka mnie pani Nealey.
- Sprawdziłam tę historię - odezwała się Beth. - Tamten nadzorca oszukał
więcej ludzi, ale i tak dziecka nie wolno pozostawiać na łasce losu.
Powiedziałam Samowi, że odzyska możliwość opieki nad dzieckiem, kiedy
udowodni, że może stworzyć mu dom.
- Muszę znalezć pracę - stwierdził krótko mężczyzna. - Ale dziś mogę
zobaczyć się z Joshem?
- Ustalimy z Rachel możliwość odwiedzin - powiedziała Beth,
odwracając się do niej. - Czy będzie z tym jakiś problem?
Rachel pokręciła głową.
- Nie. Chcę tylko, żeby Josh chodził do szkoły.
- Ja też. Chłopak jest bardzo bystry - oświadczył Sam.
S
R
W tym momencie od strony tylnego wejścia usłyszeli silnik starego
pickupa.
- Mogę zobaczyć syna? - spytał.
Rachel skinęła głową, a on natychmiast wybiegł. Beth podeszła do
Rachel.
- Myślę, że Sam jest dobrym człowiekiem. Po prostu trochę się pogubił.
Wystarczy okazać mu odrobinę pomocy i życzliwości - powiedziała i wyjrzała
przez okno, gdzie ojciec i syn stali bez ruchu w serdecznym uścisku.
Uśmiechnęła się do siebie. - Są dni, kiedy naprawdę lubię swoją pracę - dodała.
- Teraz chodzmy na górę. Zajrzymy do Hannah.
- Dobrze. Zwykle budzi się o tej porze - stwierdziła Rachel.
Gdy Beth Nealey wreszcie wyjechała, Rachel spojrzała na Cole'a, ale z
jego miny nie mogła nic wyczytać.
- Wszystko w porządku? - zapytał.
Nie! - pomyślała, ale nic nie powiedziała. Podeszła do tylnych drzwi i
wyjrzała na zewnątrz. Josh tryskał radością i nie odstępował ojca. Przedstawił
mu Amy. Rachel poczuła ucisk w gardle, widząc, jak uśmiech na twarzy Sama
ujmuje mu lat. Było oczywiste, że ojciec i syn nie powinni być rozdzieleni.
Wyszła na werandę.
- Tata wrócił! - zawołał Josh na jej widok. Uśmiechał się, choć w oczach
miał łzy wzruszenia.
- Wiem - odezwała się.
Trudno jej było powiedzieć więcej, bo sama była bliska łez. Jedne sprawy
dobrze się układają, a inne nie mają na to szans, pomyślała i spojrzała na
Cole'a. Nie chciał z nią być, a ona nie potrafiła go przekonać, że tu jest jego
miejsce na ziemi. Trudno. Czas się rozstać.
- Słuchaj, Sam! - zawołała. - Podobno potrzebujesz pracy?
S
R
- Tak, proszę pani. Ktoś w okolicy szuka pracowników?
- Ja. Właśnie zwolniło się u mnie miejsce.
Josh wytrzeszczył oczy, a Sam spoglądał na nią z wyraznym
niedowierzaniem.
- Przysługuje ci pokój w baraku i pełne wyżywienie. Jesteś
zainteresowany?
- Tak, dziękuję. Nie będzie pani żałować - zapewnił.
- W porządku. Mów do mnie po imieniu. Możesz wprowadzić się w
każdej chwili - powiedziała i odwróciła się.
Cole stał oparty o poręcz werandy. Jeśli był zaskoczony, to tego nie
okazał.
- Spełniło się twoje życzenie - powiedziała Rachel. - Znalazł się chętny
na twoje miejsce. Możesz jechać.
Dwadzieścia minut pózniej Cole wrzucał do torby ostatnie rzeczy. Nie
trzeba było mu dwa razy powtarzać, że ma opuścić ranczo. Zebrał przyrządy
do golenia i spakował je do plastikowej torebki. Rozejrzał się wokół. Nic już
nie zostało.
- Naprawdę wyjeżdżasz? - usłyszał od drzwi.
Spojrzał w tamtą stronę. Cyrus stał w wejściu, patrząc na niego
badawczo.
- Najwyższy czas - odparł Cole.
- Jak na wiecznego włóczęgę i tak siedziałeś tu za długo - z uśmiechem
zauważył starszy mężczyzna.
- Rachel już mnie nie potrzebuje.
- Rachel zawsze mówi, że nikogo nie potrzebuje. To jej sposób na to,
żeby nie cierpieć. Nie można mieć do niej o to pretensji. Zawiodła się już na
wielu ludziach.
S
R
Cole zapiął torbę.
- Ona potrzebuje innego mężczyzny niż ja - stwierdził z żalem.
Nadzorca spojrzał na niego z wyrzutem.
- Zostawisz ją więc komuś takiemu jak Wills albo co gorsza Vince, który
ciągle odgrywa rolę sławnego mistrza sportu.
Cole nie chciał nawet myśleć o Rachel w ramionach innego. Przypomniał
sobie ostatnią noc i poczuł dreszcz.
- Rachel ma dużo zdrowego rozsądku. Zrobi to, co uzna za najlepsze dla
siebie i dla Hannah. Muszę już iść - zakończył, sięgając po torbę.
W tym momencie wszedł Josh.
- Rachel powiedziała, że wyjeżdżasz - powiedział, spoglądając na torbę,
którą Cole trzymał w ręce.
- Od dawna miałem taki zamiar. Twój tata przyjechał w odpowiedniej
chwili, żeby mnie zastąpić.
- Myślałem, że zostaniesz, bo Rachel... Przecież ci na niej zależy - mówił
zrozpaczony. - A Hannah? A co ze mną?
Cole opuścił wzrok. Gdyby sprawy wyglądały inaczej...
- Muszę to zrobić - tłumaczył. - W Atlancie prowadziłem firmę.
Najwyższy czas, żebym tam wrócił i znów zajął się nią, jak dawniej.
Josh milczał, więc Cole ciągnął:
- Chciałbym, żebyś opiekował się Rachel i chodził do szkoły.
Chłopiec miał łzy w oczach. Skinął głową. Cole wyciągnął rękę na
pożegnanie, ale Josh nie miał ochoty na oficjalne gesty. Objął go serdecznie.
- Dziękuję za to, że mi pomogłeś. Nigdy cię nie zapomnę - powiedział,
odwrócił się i wybiegł.
Cole poczuł, że serce ściska mu wzruszenie. Musiał wyjść jak najprędzej.
- Chłopak bardzo przywiązał się do ciebie - odezwał się Cyrus.
S
R
Cole wzruszył ramionami.
- Parę razy z nim pogadałem. Tylko tyle dla niego zrobiłem. Poradzi
sobie beze mnie.
Teraz Cyrus wyciągnął rękę.
- Zawdzięczam ci bardzo wiele - oświadczył. - Uratowałeś mi życie.
Szkoda, że nie ułożyło się inaczej - mówił, patrząc mu w oczy. - Może kiedyś
zdasz sobie sprawę, że to, czego szukasz, jest właśnie tutaj.
Cole tylko skinął głową. Nie potrafił zdobyć się na więcej. Wyszedł
przed dom i obejrzał się za siebie. Rachel nie czekała na niego na werandzie.
Uniósł wzrok i zobaczył ją w oknie. Stała, trzymając Hannah na rękach. Czuł
ucisk w piersi, ale zdecydowanym krokiem ruszył do samochodu.
Powtarzał sobie, że wybrał najlepsze rozwiązanie. Wrzucił torbę na tylne
siedzenie, zapalił silnik i odjechał. Było mu ciężko. Kochał Rachel i pragnął z
nią być. %7ładne zaprzeczenia tego nie zmienią.
- To nie ma sensu - stwierdził Luke Colloway, wchodząc do gabinetu
Cole'a.
Od dnia powrotu do Atlanty minął miesiąc. Cole starał się pracować jak
dawniej, ale nie potrafił zapomnieć czasu spędzonego w Teksasie.
- Co nie ma sensu?
- Twój powrót. Po prostu nie masz ochoty tu być.
Luke miał w sobie wdzięk, który ułatwiał mu współpracę z klientami
firmy. Natomiast Cole wolał działać na drugim planie, dbając, by wszystko
przebiegało bez zakłóceń.
- Wiem, że trochę wypadłem z obiegu... - zaczął.
Luke pokręcił głową.
- Nie o to chodzi. Pracujesz jak automat. Robisz to, co do ciebie należy,
ale myślami jesteś nieobecny.
S
R
Wspólnik niewątpliwie miał rację, ale Cole nie widział rozsądnego
wyjścia z sytuacji.
- Pewnie potrzebuję więcej czasu, żeby znów się przyzwyczaić...
- Obyś miał rację. Jesteś moim przyjacielem i znam cię nie od dziś.
Widzę, jak się męczysz. Siedzisz tu, jakby ktoś cię zamknął w klatce. W głębi
duszy nadal jesteś w Teksasie razem z Rachel. Nawet nie próbuj zaprzeczać, że
codziennie o niej myślisz.
Cole miał ochotę udać oburzonego takimi przypuszczeniami, ale zdawał
sobie sprawę, że nie nabierze Luke'a. Za dużo zdążyli razem przejść.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]