[ Pobierz całość w formacie PDF ]
58
- Pranieblan przysłał mnie do was - odpowiedział. - Ostrzegał mnie przed zotlami,
gumperświnami i żukami krwiosysami. Powiedział mi, że nauczycie mnie, jak tutaj przeżyć.
Byłbym bardzo wdzięczny za taką naukę.
- Nie wątpię w to - przyznał magin. - Ale nasze szeregi już są kompletne. Istnieją inne
ludzkie społeczności w Zfjecie. Na przykład Rhene to miasto, w którym ktoś taki jak ty
czułby się znacznie szczęśliwszy.
- Wolałbym zostać tutaj.
- W takim razie musisz dowieść swojej przydatności dla Fouków - magin cedził słowa,
najwyrazniej znudzony rozmową. - Jakież umiejętności może zaoferować kupiec i
sprzedawca napojów?
- Mogę się czegoś nauczyć.
- Smołopierze to nie szkoła. - Czarne świderki jego oczu przewierciły Carla na wylot. - Czy
umiesz wytwarzać plastik?
Czy potrafisz poruszać się po wzlotorach? Czy umiesz chociaż rozpoznawać czas? -
Przymknął powieki i mechanicznie wygłosił utartą formułkę: - Jako magin ludu Fouk, uznaję
cię za osobnika niekwalifikującego się do naszych szeregów ze względu na twoją
nieprzydatność&
- Mogę pracować fizycznie - zaprotestował Carl. - Jako prosty robotnik.
- My wszyscy pracujemy fizycznie, Carl - wyjaśnił magin głosem szorstkim jak rybie łuski.
- U nas nie ma robotników.
Każdy z nas jest współodpowiedzialny za wykonywanie wszelkich prac fizycznych.
- Jestem pewny, że do czegoś mogę się przydać. - Carl nie chciał zaczynać swojego
nowego życia od niewypełnienia woli pranieblana. Chciał, by Foukowie go zaakceptowali.
Allin szczerzył zęby w pełnym satysfakcji uśmiechu, a Carl wiedział, że to, co raduje Allina,
na pewno nie oznacza nic dobrego dla niego. - Czy macie może jakiś organ odwoławczy?
- Nie, moja opinia jest tutaj wystarczająca - odparł magin głosem, w którym słychać było
głuchy pomruk drapieżnika łaknącego ofiary. - Nakazuję, aby natychmiast zabrano cię do
Rhene i wymieniono za uwięzionych tam Fouków bądz sprzedano za gotowe towary. Precz,
precz.
59
Carl pozwolił, aby wywleczono go z przegródki. Allin wyszedł za nim sztywnym krokiem,
kopniakiem podniósł go na nogi i rozciągnął twarz w zadowolonym uśmieszku. Odziani w
niebieskie szaty strażnicy towarzyszyli im aż do wyjścia.
- Co to jest Rhene? - zapytał Carl, stając w drzwiach.
- Mówisz naszym językiem, a nie wiesz nic o Rhene? - Allin klepnął Carla w plecy i
wypchnął go z namiotu. Aawice błękitnych chmur błądzących pośród pociemniałych brył
nieblanów przedstawiały tak nieziemsko urzekający widok, że dreszcz zachwytu wstrząsnął
ciałem Carla.
- Czy Rhene to jakieś więzienie?
Allin pozwolił sobie na złowieszczy śmiech.
- Przez ciebie zginęli moi przyjaciele, spadzie. Jeśli chodzi o mnie, to chętnie wsadziłbym
cię do jakiegoś więzienia albo jeszcze lepiej obdarł ze skóry i wypatroszył. Ale jestem
Foukiem. A Foukowie nie uznają kar ani więzień. Jedyną karą jest wyłączenie ze
społeczności.
Ruchem dłoni nakazał Carlowi ruszyć w górę stromym szlakiem wijącym się poprzez
pofałdowany, grząski teren, ku zbudowanym z olbrzymich bali cumowiskom, gdzie stała
powietrzna barka. Był to zgrabny drewniany statek o ostro zakończonym dziobie i zwiniętych
czarnych żaglach-statecznikach.
- Rhene - wyjaśnił Allin - to miasto, które Zótle wybudowały dla ludzi, ich ulubionego
pożywienia. Jest czymś w rodzaju fermy hodowlanej. Dzięki istnieniu tego miasta, zótle nie
polują na nas tak często.
- Mówiłeś, że Rhene nie jest więzieniem - przypomniał mu Carl.
- Bo nie jest - odparł tamten.
- Dlaczego więc ludzie nie uciekają z tego miasta?
- Ludzie mogą tam przyjeżdżać i wyjeżdżać stamtąd. Ale większości z nich odejście z
tamtego miejsca nie daje zbyt wielkich nadziei. - Machnął ręką w stronę przepastnej otchłani
fioletowiejącego nieba i przypominających drobiny kurzu nieblanów wypełniających
przestrzeń. - Chmulwary, wzlotory i nieblany - to jest dom Fouków. Jednakże spora część
ludzi zamieszkujących Rhene prawdopodobnie nie przeżyłaby tutaj do następnego posiłku.
Poprzestają na swym pracowitym życiu
60
w mieście. Zótlowskie androby wykonują lwią część prac fizycznych i ludzie mogą sobie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]