[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Budwaisera o bar, niczym pirat klnący nad kielichem grogu. - Sukinsyn!
Był środowy wieczór i siedziały w barze Głowa Zlimaka . Miały omówić sprawę
jedzenia na świąteczne przyjęcie dla samotnych. Kiedy Molly poprosiła o pomoc, Lena
chciała się z początku wykręcić i zostać w domu. Ale kiedy już wymyślała sobie wymówkę,
dotarło do niej, że w domu będzie tylko miała natrętne myśli: na przemian o tym, że złapią ją
za zabójstwo Dale a, i o tym, że ten dziwny pilot śmigłowca złamie jej serce. Stwierdziła, że
może spotkanie z Molly i Mavis w barze to nie jest taki zły pomysł. Może nawet uda jej się
dowiedzieć od Molly, czy Theo podejrzewa ją w sprawie zniknięcia Dale a. Choć pewnie
były na to małe szansę, skoro Moily szalała z powodu Theo, niezależnie od tego, co facet
zrobił nie tak. Lena miała wrażenie, że tylko wziął malakser do pracy. Należało współczuć
przyjaciółkom w kłopotach, były to jednak, cokolwiek by mówić, ich kłopoty, a przyjaciółki
Leny, z Molly na czele, bywały lekko stuknięte.
W knajpie roiło się od singli po dwudziestce i trzydziestce. Wyczuwało się desperacką
energię, iskrzącą w całym mrocznym pomieszczeniu, jakby samotność miała ładunek ujemny,
a seks ładunek dodatni, i jakby ktoś stykał oba kable ze sobą nad wiadrem benzyny. Był to
skutek świątecznego cyklu złamanych serc, który rozpoczynał się od młodych mężczyzn.
Brakowało im silniejszej motywacji do zmian w życiu, więc zrywali z aktualnymi
dziewczynami, by nie kupować im gwiazdkowych prezentów. Zrozpaczone kobiety dąsały się
przez parę dni, jadły lody i nie dzwoniły do rodziny, ale, gdy perspektywa samotnego Bożego
Narodzenia i Sylwestra stawała się coraz bliższa, gromadnie waliły do Głowy Zlimaka w
poszukiwaniu towarzysza, dosłownie dowolnego towarzysza, z którym mogłyby spędzić
święta. Cała naprzód i zapomnijmy o prezentach. Z kolei samotni mężczyzni z Pine Cove, by
okazać swoją nowo zdobytą wolność, przychodzili do Zlimaka i korzystali z awansów
odrzuconych kobiet. Była to małomiasteczkowa, seksualna gra w krzesełka do wynajęcia, w
którą bawiono się do melodii Cichej nocy. Każdy liczył, że po pijanemu wpadnie w jakieś
przytulne ramiona, zanim wybrzmią ostatnie dzwięki.
Wydawało się jednak, że wokół Leny i Molly wytworzyła się szklana kula, żadna z
nich bowiem nie brała udziału w zabawie. Choć obie były wystarczająco atrakcyjne, żeby
przyciągać uwagę młodszych mężczyzn, okrywała je woalka doświadczenia i niepodatności
na gładkie gadki. Widać było, że ten etap mają za sobą. Prawdę mówiąc, budziły przerażenie
adoratorów ze Zlimaka , z wyjątkiem tych najbardziej zalanych, a fakt, że piły dietetyczną
colę bez żadnych dodatków, odstraszał także pijaków. Molly i Lena, pomimo swoich
problemów, zabiły w sobie smoki świątecznej rozpaczy - zresztą właśnie stąd wziął się
pomysł świątecznego przyjęcia dla samotnych. Obie kobiety miały inne, indywidualne
obawy.
- Kanapki z mielonką - powiedziała Mavis Wielka chmura dymu o niskiej zawartości
substancji smolistych owiała Lenę i Molly wraz z tymi słowami. W Kalifornii palenie w
barach było od lat zakazane, Mavis jednak lekceważyła prawo oraz władze (Theopilusa
Crowe a) i paliła dalej. - Kto nie lubi mielonki w bułce?
- Mavis, to Boże Narodzenie - odparła Lena.
Jak dotąd, Mavis proponowała tylko miękkie i płynne przekąski. Lena podejrzewała,
że Mavis znowu zgubiła sztuczną szczękę i dlatego optowała za daniami, które da się pogryzć
za pomocą samych dziąseł.
- No to z piklami. Czerwony sos, zielone pikle, świąteczny klimat.
- Chodzi mi o to, czy nie powinnyśmy zrobić na święta czegoś fajnego? Nie tylko
bułki z mielonką?
- Za pięć dolców na głowę? Mówiłam, że grill to jedyny sposób, żeby ich wszystkich
nakarmić. - Mavis pochyliła się ku Molly, która mruczała coś wściekłym tonem do kostek
lodu. - Ale najwyrazniej wszyscy uważają, że będzie padać. Tak jakby kiedykolwiek w
grudniu padało.
Molly podniosła wzrok i cicho warknęła, a potem spojrzała na ekran telewizora za
plecami Mavis i pokazała go palcem. Dzwięk był wyłączony, pokazywano jednak mapę
pogodową Kalifornii. Mniej więcej tysiąc trzysta kilometrów od wybrzeża widniała wielka
plama koloru, wirująca w rytmie zmieniających się zdjęć satelitarnych, co wyglądało tak,
jakby barwna ameba miała lada chwila pochłonąć okolice zatoki.
- To nic takiego - stwierdziła Mavis. - Nawet nie nadadzą temu imienia. Gdyby to było
coś takiego, jak na Bermudach, miałoby imię już od dwóch dni. A wiecie, dlaczego? Bo tutaj
one nigdy nie docierają do brzegu. Ta sukaskręci w prawo sto mil od Wyspy Anacapa, poleci
w dół i zwali się na Jukatan. A my tymczasem nie będziemy mogli myć samochodów z
powodu suszy.
- Deszcz powstrzyma przynajmniej ataki pustynnych piratów - powiedziała Molly,
gryząc kostkę lodu.
- Hę? - spytała Lena.
- Co, kurde, mówiłaś? - Mavis dostroiła aparat słuchowy.
- Nic - odparła Molly. - A co myślicie o lazanii? Wiecie, pieczywo czosnkowe, trochę
sałatki.
- Tak, pewnie da się zrobić za pięć dolców na głowę, jeśli zrezygnujemy z sosów i
sera - stwierdziła Mavis.
- Lazanię bym sobie odpuściła, to nie jest specjalnie świąteczna potrawa - powiedziała
Lena.
- Mogłybyśmy podać ją w rondlach z Mikołajem - podsunęła Molly.
- Nie! - warknęła Lena. - %7ładnych Mikołajów! Może być bałwanek czy coś, ale
żadnych pieprzonych Mikołajów. Mavis wyciągnęła rękę i poklepała dłoń Leny.
- Mikołaj niejednej z nas wyciął numer, kiedy byłyśmy małe, skarbie. Ale kiedy
zaczynają ci rosnąć wąsy, trzeba zapomnieć o tych bzdurach.
- Nie rosną mi wąsy.
- Używasz wosku? Bo nic nie widać - powiedziała Molly, starając się okazać
wsparcie.
- Nie mam wąsów - odparła Lena.
- Myślisz, że to zle być Meksykanką? Rumunki zaczynają się golić w wieku dwunastu
lat - wtrąciła Mavis. Lena skorzystała z okazji, by oprzeć łokcie na stole i chwycić się
garściami za włosy. Po chwili zaczęła je ciągnąć, powoli i jednostajnie, by podkreślić swoje
słowa.
- Co? - spytała Mavis.
- Co? - spytała Molly.
Na chwilę zapadło krępujące milczenie. Było słychać tylko stłumiony rytm szafy
grającej w tle i cichy gwar głosów ludzi, kłamiących sobie nawzajem. Trzy kobiety
rozglądały się dookoła, by nic nie mówić, a potem odwróciły się w stronę wejścia. Vance
[ Pobierz całość w formacie PDF ]