[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ła na miękkie pantofle, pasujące do szlafroka. Przemknęło jej
przez myśl słowo: schadzka. Uśmiechnęła się.
Całe pół godziny zajęło jej rozstawianie gwiazd betlejemskich
po wszystkich pokojach.
Cudownie, absolutnie cudownie! podśpiewywała pod no-
sem.
Spojrzała na zegarek. Była dwudziesta trzecia piętnaście. Czas
usiąść i dowiedzieć się wreszcie, co kryje w sobie szara koperta
odnaleziona w budzie Daisy. Powoli czytała dziewięciostroni-
cowy raport, próbując uporządkować treść. Teraz, po latach,
agencji detektywistycznej udało się w końcu odnalezć Josha
Colemana, starszego brata Sallie.
Przeczytała raport kilka razy. Josh był wdowcem, miał troje
dzieci dwie córki i syna oraz trójkę wnucząt chłopca i dwie
dziewczynki. Mieszkał w Mc Lean w Virginii na dwustuhekta-
rowej farmie, na której hodował konie. Raport podawał, że ma
siedemdziesiąt dziewięć lat i cieszy się wspaniałym zdrowiem.
W podsumowaniu na końcu przeczytała: Przedmiot poszuki-
wania jest wzorowym obywatelem. Koledzy i przyjaciele wiele
razy składali mu wyrazy uznania za wkład, jaki wniósł do świa-
ta jezdzieckiego. Farma Colemanów jest nieruchomością pierw-
szej klasy. Saldo rachunku przedmiotu poszukiwania nie jest
zbyt duże. Dzieci ciężko pracują, są prawymi obywatelami.
Wnuki również pracują. Jeden wnuk (chłopiec) jest upośledzony
umysłowo. Starszy pan Coleman jest zdruzgotany faktem, że
79
nazwisko Colemanów wygaśnie . Koniec raportu. Do ostatniej
strony dołączony był rachunek za usługi agencji.
Jutro rano zrobi kopię i da jąBillie, żeby zabrała do Waszyngto-
nu. Dlaczego tyle ważnych rzeczy w życiu wychodzi na światło
dzienne, kiedy jest już za pózno? Sallie oddałaby całą swoją
fortunę za odnalezienie brata.
Fanny spojrzała na zegarek. Dochodziła północ. Poczuła moc-
niejsze bicie serca, kiedy pięć minut pózniej odezwał się dzwo-
nek do drzwi. Krew pulsowała jej w żyłach, gdy biegła do
drzwi. Odetchnęła głęboko i otwarła je.
Daisy śpi z małym. W porządku?
Jasne. Napijesz się czegoś, Ash? Zauważyła, że jest pode-
nerwowany i niespokojny.
Pewnie. Szkockiej z lodem. Podwójnej.
Fanny uniosła brwi. Podeszła do barku, lekko się uśmiechając.
Boi się mnie. Musi się napić whiskey, żeby przez to przejść,
myślała.
Nie mam nic pod szlafrokiem, Ash. Ty wyglądasz, jakbyś wy-
bierał się na biegun. Ile czasu potrzebujesz, by to wszystko
zdjąć?
Na miłość Boską, Fanny, ja po prostu tutaj przyszedłem. Mu-
szę dokończyć drinka. Whiskey popłynęła Ashowi po brodzie.
Fanny robiła wszystko, by powstrzymać uśmiech.
Może ci pomogę? Zostawilibyśmy rzeczy tutaj?
Gadasz tak... stroisz sobie żarty wybełkotał Ash.
Chcesz, żebym zaczęła mówić do ciebie nieprzyzwoite rzeczy
teraz, czy może kiedy będziesz się rozbierał? Fanny pochyliła
się nad wózkiem i zaczęła szeptać mu do ucha. Na szyi i uszach
Asha pojawiły się gorące wypieki.
Gdzie się ... tego nauczyłaś? wymamrotał.
Niech cię nie interesuje, gdzie się nauczyłam. Fanny cedziła
słowa. Znowu zaczęła szeptać mu do ucha. Odwróciła wózek
80
tak, że Ash znalazł się twarzą do kanapy. Trzymając obie ręce
na jego ramionach, Fanny popchnęła go do przodu.
Czekam zanuciła.
Nie poganiaj mnie.
Jesteś pewien, że ci staje? Będę bardzo rozczarowana, jeżeli
mnie zwodzisz.
Stanął! Stanął! oświadczył Ash.
Ale czy jest sztywny?
Jak pręt stalowy.
Zawsze tak mówiłeś i kłamałeś. Chcę zobaczyć.
Zobaczysz, jak będę gotowy, żeby ci pokazać.
Nigdy się nie bałeś pokazywać go mnie. Chciałeś nawet, że-
bym robiła zdjęcia! Nie boję się.
To po co ci bielizna pod kołdrą?
Bo cholernie tu zimno.
Przecież jest dwadzieścia dwa stopnie. Ciepło. Bardzo ciepło.
Masz czerwoną twarz, tam, gdzie nie jest sinoniebieska. Fanny
wśliznęła się za oparcie kanapy i pochyliła się.
Na przystawkę będzie tak... słuchasz, Ash? szepnęła mu do
ucha.
Nie umiesz tego zrobić.
Tak sądzisz?
Tak sądzę.
Kiedy będziesz gotowy, zagwiżdż. Fanny usiadła naprzeciw
kanapy. Zapaliła papierosa i puściła kształtne kółko z dymu. I
co, opada czy staje?
A jak myślisz? Ile czasu ci potrzeba, żeby wyskoczyć z tych
fatałaszków?
Moment.
Znalazła się na nim, a kołdra poleciała przez pokój.
Teraz jesteś w nastroju?
Mówiłaś coś o tym, że mnie zaskoczysz.
81
Chcesz być zaskoczony czy chcesz płonąć? wyszeptała mu
Fanny do ucha, wodząc rękami po jego ciele.
Rozpal mnie, kochanie, rozpal mnie. Najpierw musimy
wzniecić ogień.
Musisz go rozpalić.
Nie, nie, to jest jak piorun.
Zrób to. Och.
Powiedz mi, kiedy będziesz płonął, kochanie powiedziała
Fanny.
Teraz. Płonę. Teraz mi dobrze. Naprawdę dobrze. Oooch, tak,
tak, płonę.
Jak ogień na kominku?
Prawie, o, tak. Mocniej mnie rozpal. Wznieć ten ogień, ko-
chanie. Zrób to, zrób to, zrób to!
Czyja żyję? spytał Ash dużo pózniej.
Pewnie tak, chociaż wyglądasz jak trup.
Gdzie ty się tego nauczyłaś? Chodziłaś na jakieś wykłady czy
co?
To drugie odpowiedziała Fanny. Może powinieneś raczej
zapytać: Czy tobie było równie wspaniale jak mnie?
Nie muszę pytać wiem. Gdzie się nauczyłaś tego... wiesz,
czego?
Nie umiem jednocześnie całować i rozmawiać. Fanny roze-
śmiała się szczerze.
Znasz jeszcze jakieś... wiesz... inne rzeczy?
Dlaczego chcesz wiedzieć? wycedziła Fanny.
Po prostu chcę. Na wypadek, gdyby...
Na wypadek czego?
Po prostu na wypadek . Tak brzmi moja odpowiedz.
Taaa. To był mój najlepszy numerek zaśmiała się Fanny.
Cholernie dobry numerek. Fanny znowu się roześmiała.
82
No myślę. Nawet gdyby moje życie od tego zależało, nie zro-
biłabym tego jeszcze raz.
Ja też nie.
Chcesz kanapkę ze smażonym jajkiem?
Pewnie. Masz przypadkiem jakieś ciuchy, które mógłbym
włożyć?
Mam mój stary flanelowy szlafrok.
Może być.
Przyjedz do kuchni. Chcesz piwo czy gorące kakao?
Gorące kakao. Prawie jak za dawnych lat, co, Fanny?
Prawie.
Siedząc przy kakao i kanapkach gawędzili bez ustanku. Fanny
pokazała mu raport o Joshu Colemanie.
Powinnaś zabrać Billie i pojechać tam z nią. Mama na pewno
chciałaby, żebyś wybrała się poznać rodzinę. Zrób zdjęcia, spisz
się. Więcej rodziny. Jeżeli by się tak nad tym zastanowić, to
[ Pobierz całość w formacie PDF ]