[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 A jakiego faceta szukasz?
 Miłego i troskliwego, z poczuciem humoru. To dla mnie naprawdę ważne. W życiu
jest tyle problemów, że trzeba czasem się pośmiać, no nie?
 To prawda  zgodziła się Regan.  Podobają mi się twoje perfumy. Jak się nazy-
wajÄ…?
Georgette roześmiała się chytrze.
  Zmiertelny zastrzyk . Dał mi je były chłopak.
 A co się z nim stało?
86
Georgette machnęła ręką.
 Kolejny nieudacznik. Oczekiwał, że nim się zaopiekuję.
Jeden z kamerdynerów przypadkiem wpadł na Georgette.
 Proszę wybaczyć  powiedział, podsuwając im tacę z wątróbkami w bekonie.
 Dziękuję.  Regan wzięła jeden koreczek i zanurzyła w musztardzie.  Są na-
prawdÄ™ dobre.
 Nigdy nie zostają po przyjęciu  odrzekł i ruszył dalej, gdy Georgette odmówi-
ła poczęstunku.
 Więc wczoraj wieczorem nic nie zwróciło twojej uwagi?  zapytała Regan.
 Nie. Byli ci sami ludzie, co dzisiaj. Facet z kamerą też. Chyba spał w kuchni z ka-
merdynerami.
Nie ulega wątpliwości, że sporo wczoraj nakręcił, przeszło przez głowę Regan. Przez
następną godzinę rozmawiała z gośćmi. Kiedy wspomniała mamusi Snoopy ego, że jed-
na z kobiet używających mocnych perfum nie brała udziału we wczorajszym wieczor-
ku, ta tylko wzruszyła ramionami.
 Czasami wszystko mi siÄ™ plÄ…cze.
Regan zauważyła, że perfumy większości kobiet są bardzo mocne, podobnie jak ma-
kijaż. W końcu to taniec godowy, każdy chce wyglądać jak najlepiej.
 Dobrze się bawisz?  zapytała Lydia, odciągając ją na bok.
 Chciałabym dostać nazwiska i adresy wszystkich obecnych tu osób  odrze-
kła cicho Regan.  A także nazwiska tych wczorajszych gości, którzy dzisiaj odmówili
przyjścia. Postaram się, żeby sprawdzono ich dyskretnie, nikt o niczym się nie dowie.
 Lepiej żeby to się nie rozeszło.  Lydia zmrużyła powieki.  Ja z tego żyję.
 Nie musisz się o nic martwić  zapewniła ją Regan.  To dla dobra Klubu
Osadników. Potrzebne mi są też nazwiska i adresy kamerdynerów.
Lydia ze świstem wciągnęła powietrze.
 Maldwin nie będzie zachwycony.
 Jeśli on i jego uczniowie nie mają nic do ukrycia, nie muszą się przejmować. To
standardowa procedura. Teraz idÄ™ zobaczyć siÄ™ z àomasem.
 Zrobię listę i wsunę ci pod drzwi  przyrzekła Lydia.
 Im szybciej, tym lepiej  odparła Regan.  Chcę jak najszybciej ze wszystkimi
się skontaktować.
46
W majestatycznej jadalni przy Å›wietle Å›wiec àomas i Janey dochodzili do siebie
po ciężkim dniu. Zjedli makaron i sałatę, a teraz kończyli butelkę wina. Przed kolacją
Pilsner z ciężkim sercem zadzwonił do kilku członków klubu, zapewniając ich, że przy-
87
jęcie oczywiście się odbędzie i wszystko pójdzie dobrze. Przygotował też zimny kom-
pres dla Janey i namówił ją, żeby się położyła. Pożyczyła od niego okulary przeciwsło-
neczne, bo oczy miała czerwone i spuchnięte od gazu.
Regan zastała ich przy narożnym stoliku, nad którym wisiał portret założyciela klu-
bu. Pewnie przewraca się w grobie, pomyślała.
 UdaÅ‚o ci siÄ™ czegoÅ› dowiedzieć?  zapytaÅ‚ àomas, ocierajÄ…c usta serwetkÄ….
W drodze powrotnej z mieszkania Bena analizowali kwestię perfum, które poczuła
Janey, a także wzmianki o perfumach w liście Nata i dzienniku Bena.
Regan uśmiechnęła się cierpko.
 Prawie wszystkie obecne na przyjęciu kobiety używały mocnych perfum. I nikt
nic nie widział.  Odwróciła się do kelnera, który stanął przy stoliku.  Proszę o kie-
liszek czerwonego wina.
 Przykro mi, że nie mogłam pójść z tobą  odezwała się Janey.  Ale nie czułam
siÄ™ dobrze, a poza tym fatalnie wyglÄ…dam.
 Nie przejmuj się tym. Zresztą Lydia nie byłaby zadowolona. Nie chce, żeby ktoś
odniósł wrażenie, że podejrzewamy kogoś z jej klientów, a twoje pojawienie się tam
z oczami spuchniętymi od gazu bez wątpienia zostałoby odebrane jako dziwne.
 Albo pomyśleliby, że desperacko szukam męża.
 To też  zgodziła się Regan.
 A ja nie jestem w desperacji. Mam àomasa.  Janey wzięła za rÄ™kÄ™ uszczęśliwio-
nego narzeczonego.
I lepiej go się trzymaj, mała, pomyślała Regan, bo coś mi mówi, że z twojego powo-
du jutro w prasie będzie aż huczeć od wiadomości o Klubie Osadników. A nie będą one
miÅ‚e. Janey i àomas patrzeli sobie w oczy, Regan zaÅ› napiÅ‚a siÄ™ wina, które przyniósÅ‚ jej
kelner. Chyba mogę mówić dalej, uznała.
 Zapytałam każdą z kobiet o nazwę jej perfum. Jutro kupię po flakoniku i zoba-
czymy, czy któreś rozpoznasz... Oczywiście złodziejka z mieszkania Bena wcale nie musi
być tą samą kobietą, z którą widywał się Nat. To mógł być zbieg okoliczności.
 Związek Producentów Perfum pewnie by się ucieszył na wieść, jak wielu ludzi
używa ich wyrobów  zauważyÅ‚ àomas.
 Można by rzec, że cała sytuacja śmierdzi  oznajmiła Janey, po czym opróżniła
kieliszek i zaczęła chichotać.
Ciekawe, ile już wypiła?  pomyślała Regan, uśmiechając się do niej. Przypuszczam,
że też bym się wstawiła po spędzeniu tylu godzin w zimnej, mrocznej szafie, nie wie-
dzÄ…c, kiedy ktoÅ› mnie uratuje.
 Jutro przychodzi Clara  oznajmiÅ‚ àomas.  Chce jakoÅ› naprawić szkody wy-
wołane tym fatalnym telefonem do telewizji.
 Muszę z nią porozmawiać  oświadczyła Regan.
88
 Oczywiście.
Kilka minut gawędzili o drobiazgach, a pózniej podniosła się z krzesła.
 Czas iść spać. Do zobaczenia rano.
 W jadalni podajemy smaczne śniadanie. Może przyjdziesz?
 Brzmi zachęcająco  odrzekła Regan. Wychodząc z jadalni, spojrzała na zegarek:
wpół do dwunastej. Jestem tu już prawie od czternastu godzin, a na znalezienie spraw-
cy przestępstwa mam tylko dwa dni.
Przestępstwo. Z każdą chwilą była coraz bardziej przekonana, że Nat został zamor-
dowany. Dlatego właśnie koniecznie musi porozmawiać z Clarą; niewykluczone, że po-
kojówka ma jakieś informacje, z których znaczenia nie zdaje sobie sprawy.
Kiedy wysiadła z windy, w holu wciąż słychać było głosy dochodzące z apartamentu
Lydii. Niedobitki przyjęcia, pomyślała.
Po kwadransie była już w łóżku w pokoju gościnnym. Budzik nastawiła na siódmą.
Muszę wstać wcześnie i dokładnie obejrzeć całe mieszkanie, pomyślała. Na pewno są tu
jakieś ślady. Zgasiła światło i położyła głowę na poduszce. Nie minęło pięć minut, a Re-
gan smacznie spała.
47
 Akcja!  krzyknÄ…Å‚ Jacques Harlow do Daphne.
Znajdowali się w jego skromnie umeblowanym, wysokim, pełnym przeciągów
mieszkaniu na strychu, w domu usytuowanym przy opuszczonej uliczce na dolnym
Manhattanie. Jacques wcześniej dał znak jednemu ze swoich asystentów, by włączył ma-
szynę do wytwarzania mgły. Daphne siedziała w ciemności na podłodze, rapsodycznym
tonem wyliczając radości i smutki spowodowane sprzedażą farmy. Z obu stron miała
owce Nata i Wendy.
 Patrzę na wrzosowiska  mówiła niemal szeptem  i moje serce zaczyna śpie-
wać...
 Stop!  zawołał operator.
 Stop? Co to ma znaczyć?  zaprotestował Jacques.  Szefem jest reżyser! Reżyser
wola:  Akcja! i reżyser woła:  Cięcie! . Jak mogłeś o tym zapomnieć?
 Zmarnujemy mnóstwo taśmy. Oczy owiec brzydko blikują.
 Więc odwróćcie je na boki i pochylcie im głowy!  wrzasnął zniecierpliwiony
Jacques.
Dwóch zmęczonych asystentów pośpieszyło ku owcom. Kiedy odwracali Dolly twa-
rzą do Daphne, jedno oko wypadło i potoczyło się w ciemność. Gorączkowo zaczęli go
szukać, ale przerwał im kolejny wrzask Jacques a:
89
 Zostawcie! Oczy owiec nic mnie nie obchodzÄ…. Obchodzi mnie to, co dzieje siÄ™
w oczach aktorów. Odwróćcie wreszcie te owce i gramy dalej.
Z Bah-Bahem po jednej, a Dolly po drugiej stronie, Daphne gotowa była zacząć od
początku. Owieczki wyglądały teraz tak, jakby umierały z ciekawości, co też zaraz usły-
szÄ….
 Akcja!  krzyknął Jacques. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • loko1482.xlx.pl