[ Pobierz całość w formacie PDF ]
stanęła w drzwiach.
- Panna Thacker poszła na spacer. Rafael zmarszczył brwi.
- Na basen?
Maria potrząsnęła głową.
- Chyba nie wzięła kostiumu. I wyglądała na przygnębioną - dodała po
krótkim wahaniu.
Rafael zerwał się z miejsca.
- Kiedy wyszła?
- Pół godziny temu.
A więc była w dżungli wystarczająco długo, by wpaść w poważne
kłopoty. Co też ją naszło, żeby się tam wybrać?
Oczywiście, znał odpowiedz. Wielokrotnie zapewniała go o swojej
niewinności, a on nie wierzył. Poszła na samotny spacer wyłącznie z jego winy.
Bo odmówił jej zaufania.
Nie tracąc czasu na zbędne analizy, szybko pomaszerował w dżunglę.
Miejscami ścieżka była niemal niewidoczna i zimno mu się robiło na myśl, co
do tej pory mogło się przydarzyć Grace.
Nawoływanie pozostawało bez odpowiedzi i Rafael martwił się coraz
bardziej.
Zrozumiał, że Grace wolała niebezpieczeństwa dżungli niż ponowne
spotkanie z nim. Powiedziała, że jest mężczyzną, którego każda przyzwoita,
uczciwa kobieta powinna unikać, a on już wiedział, że taka właśnie była.
Przyzwoita i uczciwa, choć naiwna i niedoświadczona.
Poczucie winy kazało mu przyspieszyć kroku. Pogrążony w myślach omal
jej nie przeoczył. Siedziała na zwalonym pniu, blada i smutna.
- Co ty wyprawiasz! To jest dżungla, a nie park!
- 71 -
S
R
- Rafaelu... - Najwyrazniej przestraszona zaczęła wstawać, kiedy jego
wzrok przykuł ruch ponad jej głową.
- Nie ruszaj się!
Skuliła się w sobie, ale bez mrugnięcia okiem wykonała polecenie.
Postąpił krok do przodu i trzymaną w dłoni laską zdjął z gałęzi nad Grace żółto-
czarnego węża.
Powoli odwróciła głowę, obserwując gada, który niespiesznie wspinał się
na sąsiednie drzewo.
- Jest jadowity?
- Nie. Ale nie wydaje mi się, żebyś spokojnie zniosła obecność
trzymetrowego węża na swoich kolanach. - Jej bladość jeszcze podsyciła złość
Rafaela. Podał jej rękę i podciągnął, pomagając wstać.
To naprawdę była najbardziej nieprzewidywalna kobieta, jaką
kiedykolwiek spotkał.
- Trudno za tobą trafić! Nie zachowujesz się jak inne kobiety!
- Biorąc pod uwagę twoje zdanie o płci pięknej, uznam to za komplement.
Pomyliłam ścieżki.
- Pomyliłaś ścieżki! - Chwycił ją za ramiona i lekko potrząsnął. - Jakim
cudem?
- Myślałam o czymś innym i pomyliłam się.
- Co takiego? Czy ty wiesz, że pomyłka tutaj może oznaczać życie lub
śmierć? Co za głupota! - Poczuł, jak Grace sztywnieje w jego ramionach, a
potem wyrwała mu się i podniosła głowę.
Coś błyszczało w jej oczach. Czy to były łzy?
- Nie nazywaj mnie głupią. - Jej głos był szorstki, nabrzmiały żalem i
bólem. - Rozumiem, że taka pomyłka w dżungli może mieć poważne
konsekwencje, ale nie jestem głupia. Nigdy więcej tak o mnie nie mów.
Rafael słuchał zaskoczony. Jak to możliwe, że jedno słowo wywołało
bardziej emocjonalną reakcję niż spotkanie z wielkim wężem?
- 72 -
S
R
- Zgubiłaś się. Zawahała się przez moment.
- Zawsze mylę prawo i lewo.
- Jak to? - Patrzył na nią, nie rozumiejąc.
- Jestem dyslektyczką.
- Dyslektyczką?
- Tak.
Przez moment szukał w pamięci.
- To znaczy, że masz problemy z czytaniem?
- Teraz już czytam niezle, ale nie rozpoznaję kierunków, mylę stronę
prawą i lewą i mam problemy z rachunkami. - Popatrzyła w dal, a jej policzki
oblał rumieniec. - Liczby mnie przerażają.
Zmarszczył brwi zaskoczony tym wyznaniem.
- Ale wczoraj poszłaś na basen sama.
- Maria mnie odprowadziła i narysowałam sobie kierunki na dłoni. Zmyły
się w wodzie i nie mogłam z nich skorzystać.
Rafael ze świstem wypuścił długo wstrzymywane powietrze.
- Masz problemy z rachunkami, a pomimo to prowadzisz firmę?
- To bez znaczenia. Mnóstwo dyslektyków robi takie rzeczy z
powodzeniem. Za wszystko, co ma związek z rachunkami, odpowiada mój
ojciec.
Nagle elementy układanki wskoczyły na swoje miejsca. Grace nie była
głupia ani naiwna. Rafael objął ją w talii.
- Chodz. Muszę ci zadać kilka pytań, ale tym razem chcę prawdy, bez
niedomówień.
- Nie chcę, żebyś mnie traktował inaczej...
- Grace... - Przygarnął ją mocno, wściekły na siebie. - Pozwól mi
decydować, co jest ważne. Tym razem chcę poznać całą prawdę.
- 73 -
S
R
Grace siedziała w jego gabinecie, słuchając niekończącego się dzwonka
telefonu przypominającego brzęczenie wielkiego owada. Rafael mógł się ukryć
w głębinach wielkiego lasu, ale świat i tak nie zostawiał go w spokoju.
Na razie nie zamierzał rozmawiać, wydał już w tej sprawie stosowne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]